Zapraszamy na czwartkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.
FAKT
Szukają kasy dla Niedzielana.
Ruch jest zdeterminowany by rozwiązać umowę z Andrzejem Niedzielanem (34 l.). Napastnik mimo ważnego kontraktu nie pojawia się w klubie. Władze chorzowian ustaliły warunki rozstania, lecz teraz szukają środków na odprawę dla piłkarza. Niedzielan i Marcin Kikut (30 l.) latem usłyszeli, że mogą sobie szukać nowych klubów. Obydwaj zawodnicy zostali zwolnieni z treningów. Miesiące mijają, a piłkarze wciąż nie rozwiązali umów. Prezes Ruchu Dariusz Smagorowicz (45 l.) zapewnia, że jest bliski zamknięcia tematu z „Wtorkiem”. – Wszystkie szczegóły rozwiązania kontraktu zostały ustalone i spisane. Brakuje jedynie przelewy z naszej strony. Czynimy starania by uzyskać środki na odprawę dla napastnika – mówi Faktowi sternik „Niebieskich”. Trudniej wyglądają negocjacje z Kikutem. Były piłkarz Lecha też nie trenuje w Chorzowie, a ostatnio wysłał nawet zwolnienie lekarskie ze względu na opiekę nad chorą córką. Zarówno Niedzielan, jak i Kikut są sporym obciążeniem dla budżetu chorzowian, którzy muszą zaciskać pasa. Co ciekawe napastnikiem i obrońcą Ruchu zainteresowane było drugoligowe Zagłębie Sosnowiec, lecz zawodnicy nie skorzystali z tej propozycji.
Paixao zwiedza Wrocław z Faktem.
Wrocław już się na nim poznał. Teraz czas, by Marco Paixao (28 l.) poznał Wrocław. Tak dobrego startu w Śląsku nie miał jeszcze żaden piłkarz.– Wiem, że jeszcze nikt tak nie zaczął swojej przygody ze Śląskiem, ale jeśli myślicie, że na tym poprzestanę, to jesteście w błędzie – zapewnia Fakt portugalski napastnik. We Wrocławiu Paixao zamieszkał na Krzykach. Ulic i zwyczajów polskich kierowców jeszcze nie zna najlepiej, ale na treningi dojeżdża już samochodem. Wcześniej preferował taksówki. – To miasto jest piękne, bardzo przypomina mi Salamankę. Wrocław ma swój klimat, spójrzcie, ludzie podróżują rowerami, odstawiają samochody, są uśmiechnięci. Kilka miejsc zwiedziliśmy z tatą i Flavio (bratem – przyp.red.), kiedy mnie odwiedzili. Najwięcej czasu spędzaliśmy nad Odrą. Upatrzyliśmy sobie włoską restaurację z pysznym jedzeniem. Uwielbiam tę kuchnię – mówi Faktowi piłkarz. Póki, co Paixao wciąż mieszka sam. Jego dziewczyna studiuje i pracuje w Walencji, 2500 kilometrów od Wrocławia. Gdy Portugalczyk podpisał kontrakt ze Śląskiem, lista studentów na wymianę międzynarodową została już zamknięta. – Melania jest na czwartym roku marketingu i PR-u. Chcieliśmy, by w ramach Erasmusa przeniosła się do Polski, ale było za późno. Przyjedzie do mnie po semestrze zimowym. Ogólnie ciężko byśmy dłużej razem pobyli, bo gdy przylatuje w czwartek, to w niedzielę musi wracać. A ja przecież mam wtedy mecze i zgrupowania – dodaje napastnik Śląska.
Klich i Zieliński dają nam nadzieję.
Oto najwięksi wygrani ostatnich meczów reprezentacji. Mateusz Klich (23 l.) i Piotr Zieliński (19 l.) wykorzystali szansę od trenera Waldemara Fornalika (50 l.). Wygląda na to, że po latach posuchy doczekaliśmy się kreatywnych rozgrywających. Jest jeszcze za wcześnie na wielkie pochwały, ale u obydwu zawodnikach widać duży potencjał. – Piotrek Zieliński rośnie w moich oczach. Bardzo się cieszymy z dyspozycji tego chłopaka. Jestem przekonany, że będzie się dalej rozwijał. To skromny i pracowity piłkarz – mówi o zawodniku Udinese Calcio trener Fornalik. W spotkaniu z San Marino Zieliński strzelił dwa gole i zaliczył asystę. Jego współpraca z Klichem wyglądała bardzo obiecująco. – Jestem zadowolony przede wszystkim z bramek, ale mieliśmy momenty, w których mniej przykładaliśmy się do gry. To się nie może powtarzać – przyznaje skromny pomocnik. Dla Zielińskiego i Klicha mecz prawdy zostanie rozegrany 11 października, kiedy reprezentacja Polski zagra z Ukrainą. Teoretycznie biało-czerwoni mają jeszcze szanse na awans do mistrzostw Świata w Brazylii. Aby tak się stało, muszą wygrać w Kijowie i na Wembley z Anglią.
GAZETA WYBORCZA
Zimą dojdzie do spektakularnego transferu pomocnika Ruchu Chorzów?
Filip Starzyński, pomocnik Ruchu Chorzów to według działaczy niebieskich wielki kapitał klubu z Cichej. Starzyński rozegrał dotąd w lidze 35 spotkań. Szczególnie udane były dla niego minione rozgrywki. Ruch wtedy zawodził, ale „Figo” zbierał pochwały. W aktualnym sezonie już tak dobrze nie jest. W ostatnich tygodniach trener Jacek Zieliński nie zaczyna ustalania składu od Starzyńskiego. Szkoleniowiec zapewnia jednak, że pomocnik wraca do wysokiej formy. Słabsza dyspozycja na pewno nie sprawi, że Starzyński zniknie z notesów skautów, którzy pracują dla klubów z zachodniej Europy. Włoski serwis catania46.net informował, że zawodnikiem interesuje się Catania. Portal pisał również, że Starzyńskiego obserwują także Chievo, Fulham i kluby hiszpańskie. Wartość wychowanka Wichru oszacowano na 600 tysięcy euro. Ile w tych informacjach jest prawdy? – Nawet jeżeli Filip rzeczywiście jest obserwowany przez wysłanników zachodnich klubów, to do mnie takie informacje nie dotarły. Zainteresowanie innych drużyn naszymi zawodnikami to jednak zawsze pozytywny sygnał, który potwierdza, że praca, jaką wykonujemy na Cichej, zmierza w dobrym kierunku. Na dziś jednak nikt Starzyńskiego nie sprzedaje – zapewnia Dariusz Smagorowicz, prezes klubu z Cichej.
Rafał Boguski: Karierę robią Błaszczykowski czy Lewandowski, nie ja, ale marzenia wciąż mam.
Ten okres, gdy grał pan w kadrze, był udany nie tylko dlatego, że stał się pan rekordzistą w najszybciej strzelonej bramce dla reprezentacji.
– Sezon 2008/2009 był najlepszy w mojej przygodzie z piłką. Tyle że to już tak dawno było.
Specjalnie mówi pan o przygodzie?
– Tak. Gdyby nie te trzy lata zmarnowane przez kontuzje, mogłem osiągnąć znacznie więcej. Nie ma się co oszukiwać, karierę to robią Błaszczykowski czy Lewandowski, a nie ja. W 2009 roku byłem pewny siebie. Czułem się bardzo dobrze fizycznie, a także psychicznie, bo co tydzień grałem i byłem zdrowy. Przez następne trzy lata mój organizm dużo wycierpiał. Zaakceptowałem jednak to, co się stało i teraz próbuję osiągnąć, co się jeszcze da. Nie myślę już o formie z 2009 roku. Poprzedni sezon był niezły pod tym względem, że wreszcie dużo grałem. Na tej podstawie mogę więcej od siebie wymagać i mieć nadzieję, że będzie lepiej.
Poważne kontuzje wreszcie pana omijają, ale wciąż przytrafiają się drobne urazy. To efekt tych straconych trzech lat?
– Nie rozmawiajmy już o tych moich kontuzjach. Mam nadzieję, że to już przeszłość.
Łukaszowi Gargule udało się wrócić do formy.
– Właśnie jego przykład dodaje mi optymizmu. Łukasz Garguła chyba był w jeszcze gorszej sytuacji, bo drugi raz miał operowane to samo kolano, a w tym sezonie bardzo dobrze wygląda. Chciałbym, by tak samo było w moim przypadku.
Śląsk jest wart kilka milionów złotych. Kto zapłaci więcej, przepłaci.
Miasto liczy, że najpierw za długi uda mu się przejąć Śląsk od Zygmunta Solorza, a potem odkręci się kurek z pieniędzmi dla klubu od prywatnych sponsorów. Najpierw jednak kurek z kasą odkręcić musi sam Wrocław: może dopłacić do wykupu akcji, spłacić zadłużenie wobec zawodników i samodzielnie utrzymywać drużynę „przez dłuższy czas”. Na wczorajszej konferencji prasowej prezydent Rafał Dutkiewicz potwierdził wszystkie informacje „Gazety” dotyczące planu przejęcia Śląska od miliardera Zygmunta Solorza. Powiedział również: – Musimy wreszcie przerwać zaklęty krąg w, którym Polsat jest pasywny, a my jesteśmy zablokowani w sprawie finansowania klubu. Oprócz prezydenta w jego gabinecie na specjalnej konferencji pojawili się: prawnik Jacek Masiota, sekretarz miasta i wiceszef rady nadzorczej klubu Włodzimierz Patalas oraz prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej Andrzej Padewski. Nie było natomiast nikogo z Grupy Polsat, która jest większościowym właścicielem klubu. Przedstawiciele miasta podkreślali, że spółka Zygmunta Solorza pieniędzy na Śląsk nie daje od półtora roku, jej przedstawiciele nie zgodzili się ani na podwyższenie kapitału akcyjnego, ani też na sprzedaż swoich udziałów.
SPORT
Trener Piasta Gliwice będzie miał problem… bogactwa!
Wojciech Kędziora ostatnich kilka miesięcy stracił z powodu przedłużającej się rehabilitacji po kontuzji kolana. Napastnik Piasta Gliwice wrócił już jednak do pełni sił i jest do dyspozycji trenera Marcina Brosza. Wojciech Kędziora z powodu kontuzji kolana stracił rundę wiosenną poprzedniego sezonu. Jeden z najlepszych napastników gliwickiej drużyny przez ostatnie miesiące przechodził żmudną rehabilitację, ale doszedł już do pełni sprawności. Niewykluczone, że wróci na boisko w najbliższej potyczce z Wisłą Kraków. Co ciekawe – jak donosi „Sport” – z urazami uporali się też Carles Martinez i Kamil Wilczek. Znacznie poważniej wyglądała sytuacja tego drugiego, który zmagał się z kontuzją mięśnia czworogłowego. Badania wykazały jednak, że pomocnik Piasta uniknął poważniejszego urazu i także będzie do dyspozycji trenera Marcina Brosza przy ustalaniu kadry na mecz w Krakowie.
Gdzie Górnik będzie grał w pucharach? „Liczymy na przychylność”.
– Po zgłoszeniu się do rozgrywek Challenge Cup otrzymaliśmy od EHF-u księgę z wytycznymi, dotyczącymi organizacji meczów pod ich egidą. Jest kilka punktów, z których spełnieniem możemy mieć problemy – przyznaje Marzena Jaroniewska z biura Górnika Zabrze. O jakie punkty chodzi? – Ze specjalną wykładziną nie będzie problemu, bo można wypożyczyć. Lampy dla kamer mamy wystarczająco mocne, kłopot w tym, że nierównomiernie oświetlają parkiet. Jest pomysł, aby dołożyć kolejne, by wyrównały wszystko. Zresztą stosowaliśmy już taki manewr podczas spotkań ligowych. Niestety, wymogu dwóch metrów za bramką nie przeskoczymy, bo tuż za nią są ściany – rozkłada ręce Jaroniewska. – Jak na razie nie uzyskaliśmy odpowiedzi, czy hala przy Wolności zostanie dopuszczona do rozgrywek. Mecz odbędzie się 24 lub 24 listopada, w zależności od tego, w którym dniu zagrają futboliści Górnika, dlatego mamy jeszcze czas. Liczymy, że EHF będzie nam przychylna – podkreśla. W ewentualnych kolejnych rundach problem może jeszcze narastać. Najbliższe odpowiednich rozmiarów hale są w Chorzowie i Szopienicach, ale tam z grą Górnika mógłby być problem natury kibicowskiej. Zostaje Spodek?
POLSKA THE TIMES
Świerczewski: Nie warto wyciągać wniosków po meczu ze sprzedawcami bułek.
Czy istnieje alternatywa dla Roberta Lewandowskiego w ataku? Nie. Czy wybrańcy Waldemara Fornalika potrafią walczyć na boisku przez 90 minut? Nie. Czy mamy w kadrze zdolną młodzież, która wkrótce może przejąć pałeczkę od starszych? Tak. Czy polska obrona jest tak dziurawa, że bramkę wbić może nam nawet bankier z San Marino? Niestety, tak. Dwie najważniejsze kwestie są jednak sprawą otwartą. Wciąż nie wiadomo, co zrobić z Fornalikiem. Bo eliminacji jeszcze nie przegraliśmy. Ba, dzięki bezbramkowemu remisowi w meczu Ukraina – Anglia wciąż mamy szansę… awansować z pierwszego miejsca. – Meczu ze sprzedawcami bułek nie ma co oceniać. Odbył się, wygraliśmy, dziękuję, do widzenia. Ł»e straciliśmy bramkę? Mogliśmy stracić drugą, co z tego? Niczego by to nie zmieniło – uważa Piotr Świerczewski, 70-krotny reprezentant Polski. – Więcej wniosków można wyciągnąć ze spotkania z Czarnogórą. Za pierwszą połowę trzeba kadrę pochwalić. Zagraliśmy dynamicznie, agresywnie. Druga obnażyła nasze braki. Chłopaki spuchli. A jeśli chodzi o zmiany, to była kompromitacja. Rezerwowi niczego nie wnieśli, a jak dla mnie, to nawet trochę przeszkadzali. Byłem blisko murawy i widziałem, że chłopaki wchodzili na boisko nierozgrzani. To trochę mówi o ich podejściu do zawodu. Ale to już przeszłość. Pytanie, czy w ostatnich dwóch meczach eliminacji reprezentacja będzie w stanie zapewnić nam trochę emocji – dodaje były zawodnik m.in. Olympique Marsylia.
DZIENNIK POLSKI
Łukasz Burliga: Lubię grać agresywnie.
– Na pewno jest duża motywacja przed tym meczem, bo jak się popatrzy w tabelę, to można zauważyć, że jeżeli wygramy z Piastem, to chociaż przez dzień będziemy liderem – mówi Burliga.
Ostatni raz wiślacy zajmowali pierwsze miejsce w tabeli na koniec sezonu 2010/2011. Teraz znów mają na to szansę. Jeżeli wygrają jutro z Piastem, będą mieć 13 punktów i wyprzedzą drużyny z 12 pkt (Legia, Górnik, Lechia), które swoje mecze rozegrają w kolejnych dniach. – Fajnie byłoby po tak długiej przerwie znów być na pierwszym miejscu, przynajmniej przez chwilę – przyznaje Burliga.
Ten sezon zaczął udanie – choć po pierwszych dwóch meczach ligowych nie można było jeszcze tego napisać. Burliga był w nich rezerwowym i wchodził na boisko z ławki. W wyjściowej jedenastce miejsce na prawej obronie miał Paweł Stolarski. Zmieniło się to w meczu ze Śląskiem we Wrocławiu. W nim trener Franciszek Smuda wystawił Burligę w pierwszym składzie, a ten zaprezentował się tak, że już nie oddał miejsca młodszemu koledze. – Jeżeli chodzi o prawą obronę, to nadal pracujemy nad tym, aby rozwijał się piłkarsko młody Stolarski. Wyskoczył jednak Burliga, który jest w świetnej formie. Oby jak najdłużej. Jest więc między nimi konkurencja – komentuje Smuda.
SUPER EXPRESS
Robert kręci reklamówkę, a Ania bryluje na salonach.
Robert i Anna Lewandowscy (oboje 25 l.) niedawno wzięli ślub, ale nie mają wiele czasu dla siebie. Najsłynniejsze polskie sportowe małżeństwo jest ostatnio bardzo zapracowane – Robert kręcił reklamówkę gry FIFA14, a Ania prowadzi blog o zdrowym trybie życia i bryluje na warszawskich salonach. Najlepszy polski piłkarz jest jedną z gwiazd słynnej piłkarskiej gry komputerowej. W reklamówce nagrywanej w pustynnej scenerii występuje razem z takimi gwiazdami, jak: Walijczyk Gareth Bale (Real Madryt), Włoch Stephen El Shaarawy (AC Milan) i sam Argentyńczyk Leo Messi (FC Barcelona). Lewandowski wrócił już z planu filmowego do Dortmundu i leczy kontuzjowane kolano przed najbliższą kolejką Bundesligi (w sobotę o 18.30 BVB gra z HSV Hamburg, transmisja w Eurosporcie 2). A jego żona wciąż błyszczy wśród warszawskich celebrytów. Najpierw była na prezentacji kolekcji Bizuu w Łazienkach Królewskich. Potem wraz z koleżankami ruszyła w miasto, by świętować swoje urodziny. Panie odwiedziły kilka modnych warszawskich klubów. Dzień później Ania była już jedną z gwiazd prezentacji kolekcji ubrań La Mania, pokazała się w pięknej błyszczącej sukience.
Ryszard Tarasiewicz: Nie słyszałem, że mnie zwolnią.
Co się stało z Kaszpirowskim?
– Od początku mówiłem, żeby mnie tak nie nazywać. Jestem zwolennikiem ciężkiej, sumiennej pracy na treningach, a nie jakimś szamanem czy czarodziejem. Przyznaję jednak, że w najczarniejszych snach nie spodziewałem się takiego startu. Nie łudziłem się, że wygramy wszystkie mecze, ale 2-3 spotkania powinny się zakończyć naszymi zwycięstwami.
Szef Zawiszy pan Osuch zrzuca winę na sędziów. Pan też uważa, że arbitrzy wam szkodzą?
– Błędy są rzeczą ludzką. Rozumiem, że sędzia może się pomylić w spornej sytuacji, ale nie tak jak w meczu z Podbeskidziem, gdy nawet człowiek noszący okulary ze szkłami grubymi jak denka od butelek by zauważył, że należał nam się karny za faul na Masłowskim. Albo w meczu z Lechem w Poznaniu, kiedy nie odgwizdano nam jedenastki za przewinienie obrońców na Wójcickim. Jeśli dodamy do tego niewykorzystanego karnego w starciu z Piastem w Gliwicach, który raczej przesądziłby o naszej wygranej, to mamy obraz, dlaczego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.
Nie boi się pan, że znany z gwałtownego usposobienia Osuch pana zwolni?
– Nie. Rozmawiam z prezesem niemal codziennie i on widzi, że choć w sześciu meczach wywalczyliśmy trzy punkty, to nie były one wymęczone, przypadkowe, ta drużyna ma potencjał. Wypracowujemy swój styl, w naszej grze jest coraz mniej przypadku. Wyniki muszą przyjść, bo ci chłopcy są za dobrzy na to, żeby zajmować ostatnie miejsce w lidze.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Nowy piłkarz Piasta: „Strzelanie goli lepsze niż kokaina i marihuana”.
Collins John – Były gracz Fulham walczy o miejsce w składzie Piasta Gliwice. Ma jeszcze lekką nadwagę, dlatego trenuje trzy razy dziennie. Choć z drużyną trenuje już dwa miesiące, wciąż nie ma miejsca w podstawowym składzie. W polskiej ekstraklasie zaprezentował się dopiero przez 9 minut. Ale trudno się dziwić, skoro gracz powoływany niegdyś do reprezentacji Holandii, strzelający gole w Premier League Chelsea, Liverpoolowi czy Manchesterowi United ma najzwyczajniej w świecie nadwagę. To dlatego haruje jak wół, by zaistnieć nawet na peryferiach światowego futbolu. Collins przez dwa lata tułał się po różnych zakątkach świata. Liczbę meczów, w których zagrał, dałoby się pokazać na palcach obu dłoni. To musiało się tak skończyć. Zatracił swoje podstawowe atuty: szybkość i dynamikę. Jest ociężały, brakuje mu przyspieszenia na pierwszych pięciu metrach. Szybko opada z sił. – Myślę, że Piast podpisał z nim kontrakt, bo znalazł się pod presją, gdy odszedł główny napastnik Marcin Robak. Drużyna potrzebowała atakującego i John był pod ręką. Piłkarz ma wciąż duże zaległości fizyczne. Powrót do formy trochę mu jeszcze zajmie, moim zdaniem ze dwa, trzy miesiące – uważa Jerzy Dudek, który pamięta Johna z Premier League i widział go na kilku treningach w Gliwicach.
Lubański: „Palec na ustach u Lewandowskiego to gwiazdorskie zachowanie”.
Selekcjoner San Marino przed meczem z Polską powiedział, że ten mecz jest dla nich jedyną szansą, by zdobyć bramkę w tych eliminacjach.
– Widocznie dobrze przeanalizował grę naszego zespołu. Wiedział, że nasi zawodnicy nie zawsze dobrze kryją i że popełniają błędy w defensywie. Stąd te słowa.
Słowa, które kompromitują nasz zespół, szczególnie że okazały się prorocze.
– San Marino to amatorzy. To tak, jakbyśmy grali z A-klasową drużyną. To przykre, że straciliśmy bramkę po zdecydowanym błędzie w ustawieniu. Trzeba jednak z tym żyć.
Zgadza się pan, że Polacy grali z San Marino od niechcenia?
– Nie. Stwarzali sytuacje, ale ich nie wykorzystywali, przy tylu okazjach padło za mało bramek. Polacy się starali, im się chciało, ale wiele rzeczy im nie wychodziło. Ten mecz był istotny tylko z punktu widzenia statystycznego. Z tak słabym zespołem, z amatorami, powinniśmy wygrać o każdej porze dnia i nocy. Pytanie tylko, jak wysoko.
Jasmin Burić może zakończyć karierę?
Włoscy lekarze, którzy badali bramkarza Lecha Poznań Jasmina Buricia stwierdzili, że potrzebna jest operacja biodra. Po niej nie zawsze wraca się do zawodowego sportu, ale w tym przypadku ryzyko podobno nie jest wielkie. Bośniacki bramkarz Kolejorza pauzuje od początku sierpnia. Wtedy pojawił się ból w pachwinie. Nie wykluczał on lechity całkowicie z treningów, ale często musiał je kończyć przed czasem. Lekarze z opiekującej się poznańskimi piłkarzami kliniki Rehasport uznali, że wystarczy leczenie zachowawcze. Postanowili jednak poprosić o dodatkową konsultację Włochów, Burić tydzień temu poleciał do Rzymu. – Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, że prosimy o drugą opinię. Na pewno nie było tak, że to klub zdecydował się posłać Jasmina do Włoch, inicjatywa wyszła od nas, żeby pomóc zawodnikowi – mówi nam szef Rehasportu, doktor Witold Dudziński.