Wielkie, podniosłe wydarzenie. Zaprzeczające tezie, że „pieniądze w piłce nie grają”. Ależ oczywiście, że grają! Dziś nasi warci miliony euro zawodnicy przerobią na marmoladę San Marino i nie będzie porównań do starcia Dawida z Goliatem, nie będzie wymówek, nie będzie zrzucania winy na daleką podróż. Rozsądek nam podpowiada – „Kopciuszek” się nie przeciwstawi, nie zlekceważymy go i 207 zespół rankingu FIFA piłki nie powącha. A my być może wskoczymy na wyższą lokatę niż zaszczytną 72. Pora na kolejny krok naprzód, niekoniecznie w kierunku Brazylii, ale przynajmniej takich rankingowych tuzów jak Libia czy Burkina Faso. Do dzieła!
Szybka kalkulacja – wygrywamy i… możemy uzyskać 508 punktów (obecnie 493) w rankingu FIFA. Czyli innymi słowy – jak się wszystko pomyślnie ułoży, możemy przeskoczyć na liście Jordanię i Islandię, a Libia może poczuć nasz gorący oddech (bowiem przy dobrym układzie będziemy do niej tracić 10 punktów). Tak, to ten dzień. 10 września – zapamiętajcie. Smutny Waldemar może się wreszcie stać tym Wesołym. Zwłaszcza, że rywal nam leży od zarania dziejów, a wszystkie atuty mamy po swojej stronie. Łącznie ze szczęściem, które sprzyjało nam, kiedy sędziowie nie zauważyli ręki przy zwycięskiej bramce Jana Furtoka w 1993 roku. Ale stare porzekadło zawsze mówiło – gra się tak, jak rywala pozwala. A my, mimo tego całego oporu, i tak wygrywaliśmy!
Nie straszne nam wspomnienia z 2008 roku, kiedy już w 3. minucie Grzegorz Wojtkowiak dał się ograć jak dziecko barmanowi z San Marino, po czym bezradnie powalił go w polu karnym, dając tym samym szansę Łukaszowi Fabiańskiemu do wykazania się refleksem. Popatrzmy na tę historyczną chwilę.
Chociaż… Ale nie, lepiej nie zapeszajmy. Reprezentanci San Marino w ostatnich 29 (!) meczach do siatki rywala trafili dwukrotnie. Dwukrotnie, ale za to w jednym meczu – rok temu w prestiżowym pojedynku na szczycie, z Maltą. Co innego nasi! Tylko że i tutaj pojawia się pytanie: komu przyjdzie ładować pod nieobecność rozochoconego strzelecko, lecz kontuzjowanego RL9, który przecież na tego rywala patent ma jak mało kto… Ł»e Paweł Brożek czy dowołany na last minute Marcin Robak? Pewnie tak, skoro w piątek dzisiejsi rywale biało-czerwonych przyjęli od Ukraińców srogie 0:9, więc bardzo prosimy. Chcieliśmy napisać, że może być ciut trudniej, ze względu na powrót między słupki etatowego bramkarza, Aldo Simonciniego, jednak to nawet nie byłoby śmieszne. Tak czy inaczej to właśnie „Si-mon-ci-ni” powinno być dziś najczęściej artykułowanym słowem przez komentatorów.
Jeśli ruszą jak na Czarnogórę, poczujemy się nie jak na stadionie Stadio di Serravalle, a na strzelnicy. W przeciwnym wypadku przyjdzie nam powspominać 10:0 sprzed 4,5 roku…
Fot. FotoPyk