Zapraszamy na piątkowy przegląd ośmiu tytułów prasowych.
FAKT
Aleksandar Vuković dla Faktu: Czarnogóra jest za słaba, by grać na mundialu.
Polska musi w piątek wygrać, by mieć wciąż jakiekolwiek szanse na awans na mundial. Czarnogóra, jeżeli zwycięży, będzie już bardzo blisko gry na mistrzostwach świata w Brazylii. Ale Aleksandar Vuković (34 l.), były piłkarz m. in. Legii Warszawa i Korony Kielce, przekonuje, że to jest mało realne. – Czarnogóra to jeszcze nie ten poziom. Oni potrzebują jeszcze kilku lat, by dostać się na tak wielką imprezę – mówi Faktowi. Popularny „Vuko” przekonuje też, że to Polska jest faworytem piątkowego meczu. – Czarnogóra zdecydowanie jest do ogrania. Ma groźnych, szybkich piłkarzy w ataku, ale też duży problem z grą w obronie. Potencjał obu drużyn jest porównywalny, może z lekkim wskazaniem na Polskę, a to przecież ona zagra u siebie – przekonuje Vuković.
Urban: Nadal będę mieszał w składzie.
Od początku sezonu trener Legii Jan Urban (51 l.) wystawił do gry w oficjalnych meczach aż 23 zawodników. Szkoleniowiec zespołu mistrza Polski zapowiada, że przynajmniej do końca rundy jesiennej będzie stosował rotację w podstawowym składzie. Pomysł Urbana wzbudza spore kontrowersje. Każdy z piłkarzy dostaje co prawda swoją szansę, ale w zespole brakuje zgrania. Ciężko powiedzieć, jak wygląda obecnie pierwsza jedenastka Legii. – Nie zamierzam rezygnować ze zmian. Gramy w ekstraklasie, Lidze Europy i Pucharze Polski, dlatego będę korzystał z całej kadry. Myślę, że taka sytuacja utrzyma się przynajmniej do końca rundy jesiennej. Mamy wyrównany zespół i chcę wykorzystać potencjał wszystkich piłkarzy – mówi szkoleniowiec Legii. Ostatnie, ligowe zwycięstwo nad Cracovią poprawiło nastroje w stołecznym klubie. Urban zapewnia, że nie myśli już o przegranym dwumeczu ze Steauą Bukareszt.
Tomasz Hajto nie rozumie Fornalika.
Hajto zdziwiony jest przede wszystkim powołaniami na mecze z Czarnogórą i San Marino dla Pawła Brożka (30 l.) i Łukasza Fabiańskiego (28 l.). – Brożek dla Wisły zdobył w rozgrywkach ekstraklasy w tym sezonie zaledwie jedną bramkę. To czym zyskał sobie zaufanie selekcjonera, bo chyba nie piętnastoma przebieżkami w czasie meczów, a na to wychodzi. Już chyba bardziej na powołanie zasłużył Bartosz Ślusarski – mówi Faktowi Hajto. Byłego reprezentanta zastanawia obecności w kadrze Fabiańskiego. – Wolałbym Skorupskiego lub Słowika, a nie zawodnika, który łapie kontuzje gdy podnosi się z łóżka. To nieporozumienie. Nie wiem dlaczego selekcjoner grzebie w „trupach”. Zapewne odpowiedź, przynajmniej jeśli chodzi o Fabiańskiego, zna trener bramkarzy Andrzej Dawidziuk. O jakieś układy nikogo jednak nie podejrzewam – zastrzega się Hajto.
RZECZPOSPOLITA
To może już być koniec.
W marcu, przed meczem z Ukrainą pisaliśmy: „Mierzymy się z zespołem w przebudowie, z którym przegrać przed własną publicznością nie wypada.” Przegraliśmy 1:3. W czerwcu przed spotkaniem z Mołdawią „Rz” pisała: „Teraz w naszych piłkarzy mało kto wierzy, podobnie jak w cudowną rękę selekcjonera. Jeżeli w Kiszyniowie nie będzie zwycięstwa, wizerunku polskiej piłki nie poprawi nawet Zbigniew Boniek. Piłkarze wyglądają na skupionych, ich ambicja została podrażniona, widać, że buzuje w nich krew. Jeśli kadra nie przełamie się dziś, piłkarze nie powinni pojawiać się w polskich kurortach na wakacjach, bo będą obiektem drwin.” Zremisowaliśmy 1:1, a piłkarze w kurortach się pojawili, oczywiście nie polskich. Co napisać teraz? Ł»e nie damy się już nabrać? Ł»e wiara w zwycięstwo wydaje nam się bezpodstawna? Ł»e piłkarze znowu mówią o odcinaniu się od presji, budowaniu nowej siły? Aby awansować na mundial trzeba wygrać nie tylko z Czarnogórą, ale we wszystkich wyjazdowych meczach do końca eliminacji – z San Marino, Ukrainą i Anglią. Obietnice słyszeliśmy już wcześniej, a jednak ciągle ostatnim poważnym rywalem, którego udało nam się pokonać w meczach o punkty są Czechy. Było to w 2008 roku. Od tamtej pory w spotkaniach eliminacyjnych wygrywaliśmy tylko z Mołdawią i San Marino, słuchaliśmy wiele razy największego piłkarskiego banału ostatnich lat: „Poziom w Europie się wyrównał. Nie ma już słabych drużyn”. Znamy przynajmniej jedną – naszą.
GAZETA WYBORCZA
Fornalik przed Czarnogórą: Tę drużynę stać na zwycięstwo.
– Bardzo nam zależy na zwycięstwie z Czarnogórą, drużynę na nie stać. Wierzę, że zagramy dobrze. Tylko wygrana pozwoli zachować szanse na awans. Remis z Mołdawią w Kiszyniowie trochę pokrzyżował nam plany – przekonywał na konferencji prasowej Waldemar Fornalik. Selekcjoner reprezentacji Polski przyznaje, że to dla niego bardzo ważny mecz, ale tak samo ważne było spotkanie z Czarnogórą czy Anglią. – Taktyka nie polega tylko na tym, żeby atakować, musimy też pamiętać o obronie. Nie pozostaje nam jednak nic innego, jak grać do przodu i zdobywać bramki. To dla mnie ważny mecz, ale czy najważniejszy w mojej karierze? Tak samo ważne było pierwsze spotkanie z Czarnogórą, mecze z Anglią, Ukrainą – mówił Fornalik. Selekcjoner skomentował również zaskakujące powołanie dla Pawła Brożka. – Postawiliśmy na młodych napastników, ale dopadły ich kontuzje. Pawła Brożka powołałem ze względu na jego doświadczenie – powiedział. Fornalik wierzy też, że reprezentacja przekona kibiców, że potrafi grać na wysokim poziomie nie tylko w określonych fragmentach meczów, ale przez całe 90 minut. – Niektóre momenty meczów pokazały, że potrafimy grać w piłkę. Chodzi o to, żeby dłużej grać w ten sposób. Ta drużyna ma przeszłość, ale ma też teraźniejszość – twierdzi. Zdaniem Fornalika jego piłkarze powinni przygotować się na szybkie kontry Czarnogóry, która nie będzie pchała się do ataku od pierwszych minut na wyjeździe. – Mecz z Ukrainą fatalnie ułożył się dla Czarnogóry. Na wyjeździe to inny zespół niż u siebie. Spodziewam się konsekwentnej, czekającej na kontry drużyny – zaznacza.
Alen Melunović, Andrei Ciolacu czy Albert Manteca, czyli casting na napastnika Widzewa.
Oczywiście może być też tak, że więcej niż jeden z nich oczaruje trenerów łódzkiej drużyny, ale… – Nie jest też tak, że możemy brać wszystkich. Cały czas musimy patrzeć na pieniądze i kontrolować nasze wydatki – mówi Paweł Młynarczyk, prezes Widzewa. – Wzmocnienie ofensywy jest jednak potrzebne, trener Radosław Mroczkowski zresztą o tym mówił. W ataku mamy Eduardsa Visnakovsa, który spisuje się świetnie, ale musimy też być przygotowani na to, że – odpukać – dozna kontuzji albo będzie musiał pauzował z innego powodu. Wczoraj po raz pierwszy z widzewiakami trenowali Alen Melunović i Albert Manteca. Ten pierwszy to 23-letni Serb, drugi dwa lata starszy Hiszpan. Manteca (184 cm wzrostu) ostatnio był zawodnikiem austriackiego St. Polten, a wcześniej rezerw Celty Vigo. Melunović (191 cm) grał dotychczas w FK Sarajewo, w którym wystąpił m.in. w meczach eliminacji do Ligi Europy. Serbski napastnik zdobył zwycięską bramkę w meczu z rywalem z San Marino. Wcześniej z kolei przez cztery lata grał w czeskim klubie FK Teplice, z którego wypożyczano go do drużyn drugiej ligi. Przy al. Piłsudskiego jest też kandydat nr 3 na napastnika Widzewa. To reprezentant rumuńskiej młodzieżówki Andrei Ciolacu (185 cm). 21-latek ostatnio grał w Rapidzie Bukareszt. – W czwartek nie trenował z drużyną, bo późno przyjechał do Łodzi i chcieliśmy, by odpoczął – mówi Michał Kulesza, rzecznik prasowy Widzewa.
Ryszard Karalus o Tomaszu Frankowskim: Niektórzy mówili po co go trzymam.
W pana drużynie oprócz Frankowskiego byli m.in. Daniel Bogusz, Bartosz Jurkowski, Jacek Chańko, Marek Citko, Mariusz Piekarski. To był pewien ewenement, że z jednego zespołu tylu zawodników zaistniało później w dorosłej piłce.
– Graliśmy wtedy bardzo ofensywny futbol. Zawodnicy mieli zabronione wybijać piłkę na „pałę”. Wynik nie był najważniejszy, najważniejsza była gra w piłkę. Można wspomnieć turniej Gothia Cup w Szwecji, który wygraliśmy, gdzie wszyscy się zachwycali. Trener Norwegów nie wierzył, że to drużyna klubowa. Był to piękny turniej, zagrało w nim tysiąc drużyn od dzieciaków do starszych. My go wygraliśmy, a do tej pory chyba żadna polska drużyna tego nie powtórzyła. Właśnie takie konfrontacje, wyjazdy na turnieje, dużo nam dały, bo w tym swoim „gnieździe” nie mieliśmy w sumie przeciwników. Dużo nam też dała liga międzywojewódzka, w której grało osiem drużyn z Warszawy (m.in. Legia, Polonia, Gwardia, Agrykola), dwie z Olsztyna i dwie od nas. Cieszę się, że teraz też powstała Centralna Liga Juniorów, przecież nic nie dają wygrane we własnym województwie po 10:0, 15:0.
W 1992 roku prowadzony przez pana zespół zdobył mistrzostwo Polski juniorów. Jak pan wspomina tamten sukces?
– Bardzo mile. Co mecz graliśmy lepiej, graliśmy ofensywnie, a najlepiej o tym świadczy wynik finałowego dwumeczu. U siebie wygraliśmy z Orłem Łódź 4:0, a na wyjeździe 6:3. Przewyższaliśmy inne drużyny.
SPORT
Pech nie opuszcza „Niebieskich”. Kolejny obrońca kontuzjowany.
Pech nie opuszcza Ruchu Chorzów. Do kontuzjowanych Macieja Sadloka i Artura Gieragi dołączył Adrian Mrowiec, który na początku czwartkowego treningu nabawił się urazu mięśniowego – informuje „Sport”. – Rano popracowaliśmy ze sztangami, a potem na boisku mieliśmy rozbieganie. I właśnie robiąc start, poczułem ból – mówi w rozmowie z dziennikiem obrońca „Niebieskich”. „Sport” dodaje, że badanie USG nie wykazało, by doszło do zerwania mięśnia i przerwa doświadczonego obrońcy w treningach ma potrwać kilka dni. Tym samym dołączył do kontuzjowanych już Macieja Sadloka, Artura Gieragi i Marka Zieńczuka.
DZIENNIK POLSKI
Miśkiewicz: Dyscyplina w wykonaniu Smudy, to nie jest chora dyscyplina.
Niedawno na naszych łamach Andrzej Iwan stwierdził, że największym plusem w grze Wisły na początku sezonu jest pańska postawa. Jak Pan odbiera te słowa?
– Czytałem wypowiedź pana Andrzeja i bardzo cenię sobie jego słowa. Wypowiedział je były piłkarz, jeden z lepszych ekspertów od futbolu w Polsce. Człowiek związany z Wisłą i krakowską piłką nożną, który świetnie zna tutejsze realia. Cieszą mnie te słowa, ale też troszkę czułem się zaskoczony, że pan Andrzej wskazał na mnie. Na marginesie powiem, że rok temu gdy przychodziłem do Wisły, akurat od pana Andrzeja dostałem koszulkę na prezentacji drużyny.
Przed sezonem pojawiały się różne głosy, również takie, że Wisła powinna poszukać lepszego, bardziej doświadczonego bramkarza. Jak Pan odbierał takie opinie?
– Już w rundzie wiosennej, gdy po kontuzji Sergeia Pareki dostałem szansę gry, wiedziałem, że te rozegrane spotkania będą procentować w kolejnym sezonie. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że te mecze mogą ludziom w klubie dać odpowiedź na pytanie czy trzeba szukać nowego bramkarza czy postawić na mnie. Starałem się pokazać, że warto dać mi szansę. Oczywiście brakowało mi ogrania, doświadczenia, bo ciągle mam bardzo mało spotkań na poziomie ekstraklasy. A co do tych głosów, to nie zaprzątałem sobie nimi specjalnie głowy, bo nie miałem na to wpływu. Gdyby Wisła sprowadziła innego bramkarza, to pozostałoby mi mocno zasuwać na treningach, żeby udowodnić, że to ja zasługuję na grę. Zmienił się trener, również od bramkarzy i każdego dnia staram się przekonywać szkoleniowców, że powinienem bronić. Wiem, że nie jestem wirtuozem, że ciągle popełniam błędy i dużo brakuje mi, żeby być klasowym bramkarzem. Z każdym treningiem i meczem staram się jednak rozwijać i podnosić swój poziom.
DZIENNIK BAŁTYCKI
Paweł Janas nie czuje Drutex-Bytovii? Zespół pikuje w dół tabeli.
Paweł Janas, były selekcjoner reprezentacji Polski, a obecnie trener drugoligowego Druteksu-Bytovii Bytów, nie jest wcale takim dobrym trenerem. Z takimi opiniami coraz częściej spotkać się można wśród kibiców czarno-biało-czerwonych. Drużyna zamiast zdobywać cenne punkty, z meczu na mecz je traci, oddalając się coraz bardziej od premiowanych awansem miejsc w tabeli. Marazm w szeregach ekipy kandydującej do gry w I lidze zapanował tuż po tym, jak z funkcji trenera klubu finansowanego przez największego w Europie producenta okien odwołano Waldemara Walkusza. Walkusz przez 9 lat prowadził zespół z V do II ligi. Powód zwolnienia? Nieoficjalnie mówi się o nieostrożnych wypowiedziach trenera na łamach naszej gazety co do wysokości honorarium za prowadzenie Bytovii. Dziś drużyna, zamiast zyskiwać na znaczeniu, staje się chłopcem do bicia. W tym momencie zajmuje już 9 pozycję w II-ligowej tabeli, tracąc 7 „oczek” do lidera, którym jest drużyna Chrobrego Głogów. Przedstawiciel tytularnego sponsora klubu uspokaja, twierdząc, że tylko kwestią czasu jest, kiedy Bytovia zacznie wygrywać.
SUPER EXPRESS
Łukasz Szukała: liczymy na naszych kibiców.
To może być najważniejszy mecz w karierze Łukasza Szukały (29 l.). Stoper reprezentacji Polski prawdopodobnie dostanie szansę gry w meczu z Czarnogórą. – Chcemy wygrać i pokazać, że jeszcze w tej grupie żyjemy – zapowiada Szukała. Obrońca Steauy Bukareszt zadebiutował w reprezentacji w sierpniowym meczu z Danią (3:2). – Znam już wszystkich zawodników i czuję się w kadrze znacznie swobodniej, stres będzie mniejszy niż w meczu z Danią – mówi „Super Expressowi” Szukała. – W ubiegłym tygodniu w Warszawie cieszyłem się z awansu do Ligi Mistrzów, teraz wracam do tego miasta i znów chcę być radosny po zakończeniu meczu. Szukała na zgrupowaniu spotkał się z dwoma legionistami (Rzeźniczakiem i Wawrzyniakiem). Jednak nie wracają wspomnieniami do tamtego dwumeczu. – Temat Legii i eliminacji do Ligi Mistrzów już się skończył. Zarówno ja, jak i pozostali reprezentanci jesteśmy skupieni na meczu z Czarnogórą – podkreśla. Zdaniem Szukały kadrowicze mają rywali znakomicie rozpracowanych. – Sztab szkoleniowy dał nam wiele wskazówek odnośnie do Czarnogórców, ale uważam, że powinniśmy skupić się przede wszystkim na sobie. Musimy pokazać swoje zalety. Czarnogóra to dobra drużyna, co widać, kiedy spojrzy się w tabelę. Ale my gramy u siebie, w Warszawie, a to nasz wielki atut – zaznacza.
Eugen Polański: musimy uważać na kontry.
Eugen Polanski (27 l.) nie grał w reprezentacji Polski od zremisowanego w kompromitującym stylu czerwcowego meczu z Mołdawią (1:1). Pomocnik Hoffenheim wraca na kluczowy mecz z Czarnogórą i wierzy, że mimo dramatycznej sytuacji Polaków w grupie H jest szansa na awans do mundialu. – W życiu nie ma nic za darmo, jak chce się coś osiągnąć, to po prostu trzeba wygrywać. My wiemy doskonale, co w piątek powinniśmy robić na boisku. Wiem, że trzeba liczyć na korzystne wyniki innych meczów, ale najpierw należy patrzeć na siebie, a nie na innych. Jeśli nie wygramy wszystkich pozostałych meczów, szanse przepadną – przypomina Polanski w rozmowie z „Super Expressem”. Pomocnik reprezentacji wie, jakie są największe atuty dzisiejszego rywala. – To bardzo dobry zespół w defensywie, wychodzący z szybkimi kontrami. Błyskawicznie rozgrywają piłkę, musimy uważać, żeby nie stracić bramki – kończy Polanski.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Debata: Szpakowski – Borek: Ta grupa ludzi powinna grać dużo lepiej.
Od dawna komentujecie panowie mecze reprezentacji Polski. Czy nie macie poczucia, że powinniście mieć płacony dodatek za pracę w szkodliwych warunkach?
SZPAKOWSKI: Nie do końca. Pojawiają się różne wypowiedzi na mój temat, typu „Jak on komentuje, to na pewno nie awansujemy”, że jestem jak Jonasz…
BOREK: Chciałem z ciebie zdjąć trochę winy (śmiech).
SZPAKOWSKI: Było wiele emocji. Komentowałem przecież awanse Polski do mistrzostw Europy czy świata. Gdzieś w nas, kibicach, są jednak mocarstwowe zapędy, bo reprezentacja dużo lepiej wygląda na papierze niż na boisku. W rozgrywkach klubowych też jest nędza. 30 krajów miało swoich reprezentantów w Lidze Mistrzów, a polski zespół grał tam ostatni raz 17 lat temu. I to wszystko przyprawia Fornalika o ból głowy.
BOREK: Traktuję każdy mecz reprezentacji jak święto. Na początku chciałem, żeby kadra wygrywała zawsze. Z czasem jednak człowiek podchodzi do wszystkiego bardziej profesjonalnie. Opisujesz to, co widzisz, i nie zastanawiasz się nad pewnymi sprawami. W rozmowach o reprezentacji najbardziej brakuje mi logiki. Mam wrażenie, że piłkarze mają za dużo do powiedzenia. Pewnych rzeczy selekcjoner 40-milionowego kraju nie powinien akceptować. Musi być bardziej zdecydowany w swoich sądach i działaniach.
Kto da Legii 5 milionów?
Współpraca Legii z ActiveJet układała się bardzo dobrze, obie strony były zadowolone, choć stołeczny klub oczekiwał większych nakładów niż dotychczasowe 4 mln zł rocznie. To główny powód podjęcia decyzji o zaprzestaniu współpracy na taką skalę. – Pięć milionów rocznie? Tak, choć nie zawsze kwota jest istotna, tylko to, co się w zamian otrzymuje. Prowadzimy rozmowy, mamy kilku chętnych z branży ubezpieczeniowej, finansowej i bukmacherskiej. Pieniądze od sponsorów to kilkanaście procent naszego rocznego budżetu – przyznał w rozmowie z biznes.pl prezes Bogusław Leśnodorski. Wśród potencjalnych kontrahentów pojawiła się bukmacherska Fortuna, ale to raczej niemożliwe. Niewykluczone, że z Legią zwiąże się STS, reklamującym się na koszulkach Lecha Poznań (umowa do końca sezonu). Patrząc na budżet stołecznego klubu, rezygnacja ActiveJet niewiele zmienia. Po pierwsze, trudno wyobrazić sobie sytuację, w której legioniści nie pozyskują nowego sponsora. Co więcej, ten zapłaci jeszcze wyższą kwotę niż dotychczasowe 4 mln złotych. Dodatkowo, co warte podkreślenia, mistrzowie Polski planując budżet na obecny sezon, nie zawarli w nim ewentualnych przychodów z europejskich pucharów, nawet z Ligi Europy (o Lidze Mistrzów nie wspominając). Dziś Legia ma zagwarantowane z tego tytułu około 5 mln euro oraz 2,1 za fazę play off kwalifikacji do Champions League plus przynajmniej 1,3 za awans i rozegranie sześciu meczów w Lidze Europy. Dojdą też bonusy za prawa marketingowe, a także dodatkowe kwoty za zdobyte punkty (200 tys. euro za zwycięstwo, 100 tys. euro za remis). Jak widać, to o wiele większe pieniądze niż te, które płynęły na mocy umowy z głównym sponsorem.
Klub z Rosji chce piłkarza Widzewa.
Klub z Rosji złożył Widzewowi propozycję transferu Velijko Batrovicia. Informacje tę podał na Twitterze członek zarządu RTS Michał Wlaźlik. Nie ujawnił jednak o jaki klub chodzi. – Rosja nie śpi. Pytają o Batrovicia., trochę ponad 23 godziny na ofertę marzeń jakiej oczekujemy. Zaczęli wysoko – napisał Wlaźlik. Menedżer piłkarz potwierdził, że Rosjanie interesują się środkowym pomocnikiem. – Mogę tylko powiedzieć, ze chodzi o klub z ekstraklasy rosyjskiej – stwierdził Dragan Popović.