Największe rozczarowania Ekstraklasy – królują niewypały oraz syndrom Lovrencsicsa i Jeża

redakcja

Autor:redakcja

05 września 2013, 20:41 • 8 min czytania

Wczoraj opublikowaliśmy ranking największych oczarowań pierwszych kolejek Ekstraklasy, a dziś – jak już zapowiadaliśmy – czas na rozczarowania. Znajdziecie tu kilka spektakularnych zjazdów, piłkarzy o syndromie Lovrencsicsa lub Jeża, a także niewypałów transferowych.
VLADIMIR BOLJEVIĆ

Największe rozczarowania Ekstraklasy – królują niewypały oraz syndrom Lovrencsicsa i Jeża
Reklama

Z Ekstraklasy zapamiętaliśmy go głównie jako pomocnika z wyjątkowo soczystym uderzeniem i dobrym stałym fragmentem. Na zapleczu podobno się wyrobił, kiedy trener Stawowy przesunął go do ataku – strzelał wiele goli, został kluczową armatą quasi-hiszpańskiej Cracovii. Dlatego wielu typowało go na odkrycie rundy, tymczasem – wstyd. Po przyjściu do Pasów Dawida Nowaka zaliczył twarde lądowanie na ławce, a w meczach, w których wystąpił, nie trafił do siatki ani razu. Nie skreślajmy jednak Boljevicia, skoro sami napisaliśmy, kto jest jego konkurentem do miejsca w składzie. To znaczy – tymczasowym konkurentem.

FABIAN BURDENSKI

Reklama

Nasz prywatny numer jeden w ranking największych rozczarowań. Wprost nie mogliśmy się doczekać, kiedy Smuda po raz pierwszy da szansę synowi swojego kumpla, ale do tej pory nie miało to miejsca. Minuta w Ekstraklasie, 45 w rezerwach (0:4 z Koroną Kielce) i trzy minuty w Pucharze Polski – to dorobek sympatycznego Niemca w Krakowie. Na razie (bo to podobno defensywny pomocnik) przegrywa rywalizację z Ostoją Stjepanoviciem, co jest wystarczającym sygnałem, by pomyśleć o czymś poważniejszym niż gra w piłkę.

WLADIMER DWALISZWILI

Najbardziej ociężały piłkarz ligi. I na tę chwilę walczący o miano najbardziej przereklamowanego. Czołg. Ten sezon nie jest dla niego jakąś spektakularną klapą, bo na początku jednak coś jeszcze postrzelał (z Molde, New Saints, Pogonią i Podbeskidziem), ale w sześciu kolejnych meczach (choć oddajmy, że wchodził też na ogony) do bramki już nie trafił. Nie chcemy się jednak czepiać samej skuteczności Gruzina, bo ta nigdy nie była jego słabą stroną, ale… samego przygotowania do sezonu. Ostatnio Lado porusza się wolniej od Goulona, nie biega, nie przestawia przeciwników, przechodzi obok meczów i nikt tak naprawdę nie wie, co mu jest. Czy nie odpowiada mu współpraca z Saganowskim, czy powodem jest tajemnicza choroba, a może jeszcze coś innego? Na odpowiedź trzeba poczekać. A może w międzyczasie okaże się, że wygryzie go Michał Efir?

KASPER HAMALAINEN

Idealny przykład na to, jak długo i jak bardzo można jechać na opinii. Początek Hamalainen zaliczył wystrzałowy. Bramka w debiucie, kilka niezłych meczów, wysoka średnia not w większości mediów, a potem… Potem, że tak to ładnie ujmiemy, „syndrom Lovrencsicsa”. Czyli zjazd do poziomu Roberta Jeża. Jeśli ktoś kazałby nam w tej chwili wskazać jakiekolwiek zalety fińskiego pomocnika, to mielibyśmy z tym spory problem. Niezła szybkość jak na warunki fizyczne i… co dalej? Jeżeli Kasper faktycznie czymś się odznacza, w co powoli zaczynamy wątpić, to za wszelką cenę stara się to ukryć, bo niewielu jest zawodników tak bardzo uciekających od gry. Początkowo był transferem udanym, dziś jest niewypałem. Ale spokojnie… Jeśli faktycznie wzoruje się na Lovrencsicsu, to jeszcze zacznie grać. Pod koniec kontraktu.

فUKASZ JANOSZKA

Jak do tej pory w tym sezonie częstszym gościem niż w składzie Niebieskich, jest w katowickiej Silesii. Szkoda, bo gdy zaczynał grę w Ekstraklasie, zapowiadał się na przyzwoitego ligowca, lecz od kilkunastu miesięcy – z godną podziwu konsekwencją – przekształca się w boiskowego bumelanta. Leń. Tak, jakby nagle przestało mu się chcieć. Nie jest i nigdy nie będzie wirtuozem, żeby stać w miejscu i czekać na podania kolegów. On musi orać trawnik z wywieszonym językiem, trochę w stylu psa Pluto. Nie dziwimy się, że takiemu Janoszce trener Zieliński dał kosza, wystawiając w jego miejsce 19-letniego Kamila Włodykę. Zresztą gdyby nie miał Włodyki, pewnie padłoby na kogokolwiek innego.

MICHAف JANOTA

Kiedyś uchodził za mega talent, dziś jest co najwyżej solidnym ligowcem. Co najwyżej, bo z każdym kolejnym meczem (nie licząc tego sprzed tygodnia) Janota udowadnia, że ma problem z osiągnięciem nawet poziomu Ekstraklasy. Niby ma jakąś tam technikę, niby czasem wyjdzie mu jakieś niekonwencjonalne zagranie, ale po pierwsze za rzadko, a po drugie – na ogół przechodzi obok gry. Na początku, kiedy trafił do Korony, zastanawialiśmy się, jak odnajdzie się w zespole fighterów, delikatnie mówiąc, ubogich technicznie, a dziś pozostaje nam się tylko zastanawiać, czy odnalazłby się w jakimkolwiek innym teamie ligowym. W tym sezonie – zero goli, zero asyst, w poprzednim – dwa gole, trzy asysty. Rocznik 1990. Przepraszamy, ale… czy to faktycznie jest talent?

ALEKSANDER KWIEK

Stereotypowy pacjent lubińskiego sanatorium. Trafił do Lubina jako jeden z najlepszych środkowych pomocników ligi, a dziś (podobnie zresztą jak Hamalainen) wyrasta na kolejny produkt jeżopodobny. Grunt, żeby zgadzała się kaska. Różnica między Kwiekiem z Zabrza, a tym z Lubina jest tak olbrzymia, jakbyśmy co najmniej zestawili zawodnika z Ekstraklasy i z trzeciej ligi. Przepaść. Nie ma co się oszukiwać – 30-latek ruszył do Zagłębia wyłącznie po to, by odcinać kupony, sprawdzać przelewy i – mówiąc brzydko – nachapać się. A tacy piłkarze, którzy nawet nie udają, że im zależy, frustrują nas najbardziej. Zresztą, chyba nie tylko nas, bo kibice Zagłębia powoli zaczynają mieć dość najbardziej zblazowanej drużyny w lidze. Kwiek w pierwszych pięciu kolejkach walczył, by stać się jednym z jej największych symboli.

GERGO LOVRENCSICS

Patrząc na charakter – idealnie pasowałby do Lubina. Gra wtedy, kiedy musi. Kiedy ma nóż na gardle i perspektywę powrotu do przaśnej ligi węgierskiej. To, co napisaliśmy o Hamalainenie, można przepisać w kontekście Lovrencsicsa, ale ten drugi dodatkowo zasłużył na coś, na co inni musieliby „pracować” długimi tygodniami. Publiczny pocisk od Mariusza Rumaka. W życiu byśmy się nie spodziewali, że akurat ten szkoleniowiec sprzeda któremuś ze swoich zawodników prztyczka w nos, a Lovrencsics… No, on dostał młotem. Ale wcale się Rumakowi nie dziwimy, tylko na miejscu działaczy Lecha zrobilibyśmy wszystko, by zaoferować Węgrowi możliwie najbardziej motywacyjny kontrakt. Gdyby kasa leżała na boisku, to – ze swoimi rajdami i strzałami z dystansu – byłby gwiazdą ligi.

MATEUSZ MOŁ»DŁ»EŁƒ

Sami się zastanawiamy, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie gol z Manchesterem City. Czy byłby zwykłym, solidnym ligowcem, czy… w ogóle by się nie przebił i ugrzązłby w niższych ligach? Przykro to pisać, ale z Możdżenia, który wszedł do ligi z przytupem, zostało dziś niewiele. Stał się zwykłym zapchajdziurą, którego nominalnej pozycji nikt nie potrafi wskazać. Przesunięty na prawą obronę – wygląda beznadziejnie, ale na skrzydle jest niewiele lepiej. Dziś mignął nam gdzieś news o tym, że Mateusz odrzucił propozycję nowego kontraktu w Lechu, co dziwi nas podwójnie. Po pierwsze – dlaczego ją odrzucił, po drugie – dlaczego i za co mu go zaproponowali? Tak się zaczyna ślizganie i jazda na opinii. A przecież kiedyś apelowaliśmy: „Możdżeniu, nie zostań Smolińskim”…

FABIAN PAWELA

W poprzednim sezonie, mimo że w cieniu życiówki Demjana i asyst Chmiela, wykręcił bardzo przyzwoite liczby. Strzelał gola w co trzecim meczu, asystował w co ósmym, czyli nieźle jak na gościa, który do ataku wchodził z drugiej linii. W tej rundzie miał zostać liderem ofensywy, klasyczną dziewiątką na wzór tego, co wyprawiał Słowak. Tylko że po sześciu kolejkach, stan licznika wciąż wynosi zero. Gdyby z pewnością siebie i mniemaniem na temat własnych umiejętności szła w parze jakaś konkretna korzyść, byłoby fajnie, bo na tę chwilę Podbeskidzie gra bez napastnika. Niestety, nie jest to sprytna zagrywka taktyczna, a śmiech przez łzy.

فUKASZ PIĄTEK

Zagłębie, Zagłębie, Zagłębie… Naprawdę, nie chcemy się powtarzać po raz 1251., ale wyjazd do tego klubu jest równoznaczny ze śmiercią zawodową. Potwierdza to Łukasz Piątek. Czyli – zdaniem większości przepytanych w „Weszło z butami” – najbardziej niedoceniany piłkarz ligi, który po przejściu do Lubina staje się jednym z najbardziej przecenianych. W Warszawie zostawił jakieś 80 procent swojego potencjału. Tyle w temacie, bo ile razy można pisać o tym samym?

HELIO PINTO

Miał być drugim Rogerem. Facetem, który może nie zapewnia ośmiu bramek i trzynastu asyst, ale uporządkuje grę. Będzie „mózgiem”, który w razie kryzysu przywróci Legię na właściwe tory. Na razie nie realizuje żadnego z tych celów. I choć z Podbeskidziem, wystawiony tuż za napastnikami, zagrał całkiem obiecująco, to trudno określić go inaczej niż mianem totalnego niewypału. Nie nadąża za akcjami, nie daje niczego w ofensywie, nie walczy w obronie – naprawdę, doszukując się nawet na siłę jakichkolwiek atutów Pinto, nie jesteśmy w stanie wskazać niczego. A to nie Legia miała się do niego dostosować, tylko on do Legii. Na razie idzie mu na tyle katastrofalnie, że mecz roku ze Steauą obejrzał z trybun. Nic dziwnego, skoro w lidze czapką nakrywał go Furman, a nie gorzej wyglądałby pewnie i Gol.

MIفOSZ PRZYBECKI

Lubin.

MARIUSZ RYBICKI

Gdy wchodził do ligi, nabijaliśmy się, że Widzew stawia na „łódzkiego Neymara”, a dziś widać, że Rybicki z poważnego piłkarza ma tylko fryzurę (no, nie do końca poważną). Jeszcze w zeszłym sezonie zaliczył kilka niezłych meczów – choć statystyki (3 gole, 2 asysty) mówią co innego – zaprosili go nawet do Ligi+ Extra, po czym Rybicki przepadł i przegrał rywalizację ze wszystkimi, z którymi mógł przegrać. A – przypomnijmy – gra w Widzewie, gdzie rywalizacji przegrywać się po prostu nie da, bo takowej nie ma. W tym sezonie jedyny pełny mecz Rybickiego miał miejsce na Legii, gdzie jego drużyna zebrała brutalny oklep, a potem zostawały mu ogony, połówka z Koroną, rezerwy i Puchar Polski z Ursusem. Nie chcemy jeszcze Mariusza skreślać, bo to dopiero rocznik 93, ale na razie jest dla nas mega rozczarowaniem.

فUKASZ TEODORCZYK

Ależ to był z naszej strony strzał w stopę… Jak mogliśmy się tak pomylić, że Teodorczyk zostanie królem strzelców 2013/14? Nie oczekiwaliśmy godnego następcy Lewandowskiego ani Rudnevsa, ale że „Teo” pójdzie tak beznadziejnie, to jednak chyba nikt się nie spodziewał. Z Łukaszem jest jednak trochę jak z Dwaliszwilim. Coś tam na początku sezonu postrzelał, ale generalnie tylko skończonym kelnerom w stylu Honki, Ł»algirisu czy Niecieczy. Z poważniejszymi drużynami, typu Ruch, Korona, Wisła czy Zawisza już do bramki nie trafił. A za najlepsze podsumowanie całej sytuacji Teodorczyka niech świadczy fakt, że choć teoretycznie jest napastnikiem, nikt już nie bierze go pod uwagę w kontekście kadry.

UGO UKAH

Pamiętacie go jeszcze? Zawodnik, który przespał odpowiedni moment, żeby wyjechać, a potem… tylko zjechał. Do Jagiellonii przeniósł się, by uporządkować obronę, która traciła masę goli, pierwszym sezonie jeszcze trochę grał, ale potem ustąpił miejsca Pazdanowi i Baranowi, drużyna dalej traci tyle, ile traciła, a samemu Ukahowi zostały wejścia na drugą połowę i mecze w trzeciej lidze. Sokół Ostróda, te klimaty…

Fot. Fotopyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama