Świetny początek sezonu i kapitalna gra w dwumeczu z Club Brugge zaowocowała transferem Waldemara Soboty do Club Brugge. Trzeba przyznać, że włodarze z Jan Breydel Stadion zachowali się niczym wytrawny biznesmen – przegrywając rywalizację z biedniejszą firmą wykupili jej najsilniejsze ogniwo. Sobota czteroletni kontrakt podpisał w sobotę, ale do nowych kolegów dołączy dopiero po zgrupowaniu reprezentacji Polski. Postanowiliśmy sprawdzić, dlaczego akurat na ten kierunek zdecydował się były już skrzydłowy Śląska i co czeka go w Belgii.
Odejście Soboty od kilku tygodni było właściwie przesądzone. Kapitalna forma i wyjątkowo niska suma odstępnego wpisana w kontrakcie uczyniła z niego bardzo łakomy kąsek na finiszu transferowego okienka. W grę od początku wchodziły tylko dwa kierunki – Niemcy i Belgia. Konkretną ofertę złożyło wprawdzie jeszcze Chievo, ale Włosi, choć zaproponowali Sobocie dobre pieniądze, nie byli w stanie konkurować finansowo z Club Brugge.- Waldek bardzo dobrze mówi po niemiecku i nie chcieliśmy, żeby marnował czas na aklimatyzację i naukę języka, tylko od razu mógł grać. Na pewno robi krok do przodu. Ciężko powiedzieć jak duży, ale z pewnością rozsądny – mówi Marek Citko, który pilotował transfer piłkarza.
„Rozsądny” – słowo klucz w tym przypadku. Waldek mógł trafić do zdecydowanie silniejszego klubu. Bardzo poważnie zainteresowane było nim Schalke 04, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Przechodzi do mocniejszej piłkarsko ligi belgijskiej, gdzie o grę będzie mu zdecydowanie łatwiej. – Pierwsze świetne mecze w tym sezonie dały mu miejsce w reprezentacji Polski i też nie chcieliśmy tego zmarnować. Często jest tak, że piłkarz zmienia barwy klubowe, potrzebuje czasu na przebicie się do składu i pozbawia się przez to powołania do kadry. Nie chcieliśmy, żeby zmiana klubu przeszkodziła Waldkowi w reprezentacyjnej karierze – mówi Citko, który wyjaśnił również dlaczego Sobota ostatecznie nie trafił mocniejszej i bogatszej Bundesligi.
– Czekaliśmy na odpowiedź Schalke po meczach eliminacji Ligi Mistrzów. W środę miały być konkrety, ale telefon milczał. Nie wiem, może ten awans spowodował, że sięgnięto nieco PR-owo głębiej do kieszeni, ściągając głośniejsze nazwisko? Nieważne, to już historia. Z Brugge ciągle dostawaliśmy sygnały, że są zainteresowani i chcą rozmawiać, dlatego w środę poleciałem do Belgii. Nie mogliśmy też nie wiadomo ile czekać na konkrety, bo Waldek też nie jest zwykłym piłkarzem. Jest reprezentantem kraju i to w znakomitej formie.
Teraz informacje najistotniejsze: Sobota będzie miał w Brugge trzech poważnych konkurentów do miejsca w składzie. Najpoważniejszym jest obłędny technicznie 21-letni Maxime Lestienne, który strasznie dał się we znaki obrońcom Śląska w rewanżowym spotkaniu w Brugge, a po pięciu kolejkach nowego sezonu ma na swoim koncie już 4 asysty. Z utalentowanym Belgiem trener Juan Carlos Garrido ma jeden poważny problem – to typ wielkiego boiskowego showmana, dla którego gra pod publiczkę ma większe znaczenie niż dobro zespołu. Zdecydowanie inny styl gry preferuje natomiast Izraelczyk, Lior Refaelov, który jest w tym sezonie absolutnym pewniakiem w kadrze Garrido. Piłkarz ze stajni bardzo dobrze znanego w Polsce Dudu Dahana zagrał od pierwszych minut we wszystkich meczach tego sezonu, notując dwie asysty. To z nim Sobota stoczy zapewne główny bój o miejsce w wyjściowej „11”. Pierwszym w kolejce do odstawienia jest jednak młody Shangyuan Wang, sprowadzony przed sezonem z Beijing Sangao. 20-letni Chińczyk ma mocną kartę u hiszpańskiego trenera Club Brugge (tylko w raz w obecnej kampanii Jupiler Pro League nie zagrał od pierwszych minut) ale boczna pomoc nie jest jego naturalną pozycją na boisku i Garrido – jeśli tylko Sobota odpali w Belgii – będzie prawdopodobnie wykorzystywał go jako jokera w roli podwieszonego napastnika. W kadrze są jeszcze 19-letni wychowanek Boli Bolingoli-Mbomo i wpuszczany często na skrzydło Eidur Gudjohnsen, ale nie powinni stanowić wielkiego problemu dla Soboty.
– Oczekiwania w stosunku do Waldka są wysokie, ale nie ma się temu co dziwić, skoro niemal w pojedynkę wyeliminował Brugge z pucharów. Jestem o niego spokojny, bo Waldek bardzo lubi presję i nowe wyzwania. Poza tym klub nie po to ściągał go do siebie, żeby czekać kilka tygodni na jego dojście do formy. Ma duży kredyt zaufania i jedzie tam po prostu grać. Zresztą, wydaje mi się, że w meczach pucharowych pokazał swoją wartość – przekonuje Citko.
Dla 26-letniego Soboty wyjazd do Belgii może być ostatnią szansą na zawojowanie europejskiej piłki. – Chciałem przede wszystkim, żeby Waldek miał zabezpieczenie finansowe na wypadek, gdyby coś nie wyszło, bo w piłkę wiecznie przecież grał nie będzie. A jeśli wszystko wypali i będzie grał super? Wtedy sam zdecyduje o swojej przyszłości, bo po raz kolejny – na czym bardzo mi zależało – udało się też wpisać w kontrakcie sumę odstępnego.
Nikogo nie trzeba przekonywać jak atrakcyjnym rynkiem dla europejskich potęg stał się w ostatnich latach kraj z południowych Niderlandów. Cała plejada niezwykle utalentowanych Belgów z Edenem Hazardem na czele robi tamtejszej lidze kapitalną reklamę. – Belgię od Niemiec, Francji czy Anglii dzieli około 300 km. To jest naprawdę świetne okno wystawowe, bo na każdy mecz Jupiler Pro League przyjeżdża po 5-6 skautów. Kto wie czy za pół roku albo rok nie będziemy mieli na stole bardzo konkretnych propozycji z mocniejszych klubów. Wybór Brugge to bardzo rozsądny krok w jego karierze – twierdzi Citko.
A za dowód niech posłuży Carlos Bacca, pierwszoplanowa postać z pucharowego koszmaru Śląska, który przed sezonem trafił z Club Brugge do Sevilli za równowartość klauzuli w kontrakcie Soboty – 7 milionów euro.