Chciałoby się powiedzieć – faworyci grali ładnie, składnie, w swoim stylu siedli na rywala i sięgnęli trzy piłki. Ale stop – teraz wszyscy i tak żyją Garethem Bale’em, który finalnie wreszcie dopiął swego i wylądował na Bernabeu. Z czystego obowiązku musimy jednak napisać o niedzieli w La Liga i posłodzić gigantom z Madrytu i Barcelony.
Wypada zacząć od tego, co przed chwilą trzymało nas wygniecionych w fotel, czyli od Valencia – Barcelona (2:3). No dobra, trzymało wgniecionych z małymi przerwami w drugiej połowie, kiedy tempo siadło. Ale trzeba sobie powiedzieć, że spektakl na Mestalla śmiało mógłby kandydować do miana meczu kolejki w Europie, bo emocjami bił Liverpool z United, a pod względem intensywności gry bił też Arsenal – Tottenham. Goście wygrywają 3:2, choć najbardziej mógł się chyba podobać zawodnik przegranych. Helder Postiga – gość mający osiem klubów w CV wreszcie zaczyna grać coś poza Portugalią. Można tyko rzec – rychło w czas, bo ma już 31 lat… Dziś strzelił dwie piękne bramki, obie zobaczycie poniżej. Palce lizać, szczególnie pierwsza. Tak czy siak, w starym stylu to Messi ograbił rywali z punktów, choć hejterzy dziś powiedzą: – A mógł rypnąć dwa hat-tricki! Prawda, sytuacji klarownych miał nawet na… sześć bramek, ale nie zawsze siedzi. Fajnie czasem mieć gorsze momenty i schodzić z boiska z trzeba golami na koncie.
W skrócie o pozostałych gladiatorach: błyskotliwy Fabregas, jakby chcący podziękować, że klub odrzucał za niego kolejne oferty Manchesteru Untied, bezbłędny Neymar (piękna asysta do Messiego na 3:0, zero egoizmu!), bardzo pewny Pedro. Cóż, z tak dysponowaną Barcą nikt w tej lidze oprócz Realu walki nie nawiąże. Choć gospodarzy należy chwalić, bo ewidentnie będą mieli swój styl, który próbują narzucać nawet tym bogatszym i silniejszym kadrowo. Na pewno FCB miała trudniejsze wyzwanie niż piłkarze Carlo Ancelottiego…
Kiedy większość Polaków łapała oddech wierzgając nogami w pościeli, „Królewscy” byli już na boisku. 12:00, klimacik jak na pikniku i „Galacticos”, którzy potrafili jednak mimo ćwielongowych warunków – dokręcić śrubę przeciwko Athletic Bilbao. Gładkie 3:1, po którym idzie łatwo zauważyć, że Isco będzie strzałem w dziesiątkę, bo chłopak ma niesamowitą łatwość w dochodzeniu do sytuacji. Choć nam imponuje w nim jeszcze bardziej inna rzecz – chłodna głowa. Nie rąbie na siłe, typowy technik. Oko oko w bramkarzem to pewna podcinka nie dająca szans rywalowi. Dać takiemu do boku Ronaldo i jest pozamiatane, bo wtedy z ławki nie musi podnosić się nawet Oezil.
Godziny Niemca w klubie są już raczej policzone, bo jeszcze w porannym wydaniu „Marki” czytaliśmy, że pewnie zagra z Bilbao. Finalnie nie dostał jednak ani minuty i ponoć ma iść do Arsenalu, bo Manchester United wreszcie finalizuje zakup Leightona Bainesa i Marouane’a Fellainiego z Evertonu. Przyznajemy – tego ruchu madrytczyków akurat nie rozumiemy, bo oglądanie Oezila to czysta przyjemność. A dla jego kolegów ogromny komfort – Niemiec wykreował partnerom najwięcej okazji spośród wszystkich czołowych lig europejskich w sezonie 2012/13. Inny z geniuszy, Iker Casillas, znów oglądał na boisku Diego Lopeza, który doczekał się dwusetnego meczu w rozgrywkach w karierze. Oj, Ancelotti i Perez z kopyta zaczynają ten sezon…
VIDEO:
Real Madryt – Athletic Bilbao 3:1
Valencia CF – FC Barcelona 2:3