W Bielsku jeszcze testują, Górnik myślał o Miliku, wielka pompa przed Steauą

redakcja

Autor:redakcja

27 sierpnia 2013, 09:38 • 14 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd ośmiu tytułów prasowych.

W Bielsku jeszcze testują, Górnik myślał o Miliku, wielka pompa przed Steauą
Reklama

FAKT

Leszek Pisz dla Faktu: Trzymam kciuki za Legię, ale szanse są równe.

Reklama

– W Rumunii też Legii przez długi czas nie szło, ale gol wszystko odmienił. I Legia też dominowała do końca. Ale jest też pewna różnica. Nasz zespół był wtedy budowany przez kilka lat, a teraz w Legii jest dużo zmian. Drużyną została zbudowana w przyspieszonym tempie – tłumaczy nam Pisz. Były rozgrywający Legii ma już trochę dość wspominania przez media drużyny, której był przywódcą. W dzisiejszym meczu będzie mocno trzymał kciuki za piłkarzy z Warszawy, ale ciężko nazwać go optymistą. – Oczywiście Legia stoi przed historyczną szansą, ale pamiętajmy, jak wyglądało pierwsze pół godziny w Rumunii. W rewanżu Legia musi być czujna i wyciągnąć wnioski z tego, co tam się działo. Mimo korzystnego wyniku Legia nie jest faworytem do awansu. Szanse są równe – opowiada Pisz. W tym sezonie jest pod wrażeniem wyników Legii, ale nie gry. – Nie przegrywają spotkań w pucharach, ale ich gra jest, hmmm, powiedzmy, że różna. Miejmy nadzieję, że teraz zobaczymy jej lepsze oblicze – kończy były rozgrywający.

Podbrożny dla Faktu: W Legii nie widzę lidera.

Przed rewanżowym spotkaniem ze Steauą Bukareszt były napastnik nie jest wielkim optymistą. – Będzie piekielnie ciężko o awans. Nie widzę w Legii zdecydowanego lidera, który pociągnąłby ten zespół w trudnym momencie. Oczywiście grają zespołowo, ale tak jak powiedziałem, do awansu droga daleka. Dobrze, że wynik z pierwszego meczu jest całkiem niezły, to daje nadzieje – twierdzi w rozmowie z Faktem Podbrożny. Były znakomity napastnik mobilizuje legionistów, wspominając własne występy w Champions League. – To wielkie osiągnięcie dla każdego piłkarza, zostaje w pamięci przez całe życie. My byliśmy wtedy znakomicie przygotowani. Przed decydującym dwumeczem z Goeteborgiem rozegraliśmy kilka spotkań sparingowym z silnymi rywalami i nie odstawaliśmy. To dodało nam wiary we własne umiejętności. Teraz chłopaki muszą zagrać na maksa. Jeśli awansują, przejdą do historii – uważa Gumiś.

Majak: Najwyższy czas na LM w Polsce.

Dawno temu, to Widzew z Panem w składzie był po pierwszym meczu bliższy awansu do LM, a w rewanżu był horror. (Widzew pierwszy mecz z Broendby wygrał w Łodzi 2:1, a w rewanżu po 48 minutach przegrywał 0:3. przyp.red.)
– To była trochę inna sytuacja, bo my pierwsze spotkanie graliśmy u siebie, więc ta wygrana 2:1 wcale nie dawała nam takiego dużego komfortu. Widzieliśmy, że jeżeli Duńczycy zdobędą jedną bramkę, to już nas w Lidze Mistrzów nie będzie.

A oni zdobyli trzy…
– I to całkiem szybko. Mało tego, mieli jeszcze dwie dobre okazje, żeby nas pogrążyć, ale zamiast tego, strzelił Marek Citko i zaczęliśmy gonić.

Gdyby Steaua przy فazienkowskiej zdobyła dwie bramki, to byłoby nieciekawie.
-Wątpię, żeby Rumuni byli w stanie strzelić dwa gole w Warszawie. Legia gra u siebie, a tu zawsze jest mocna. Wiem, że na to spotkanie Ł»yleta będzie zamknięta, ale to nie powinno mieć znaczenia, bo przy فazienkowskiej doping i tak będzie głośny, więc jestem raczej pewny, że Steaua dwa razy do siatki nie trafi. Bo jeśli trafi, to będzie raczej pozamiatane.

RZECZPOSPOLITA

Legia już tam była – wspomnienie…

W roku 1995 Legia zdobyła mistrzostwo Polski drugi raz z rzędu i po doświadczeniach z nieudanych eliminacji sprzed roku (dwie porażki z Hajdukiem Split – 0:1 i 0:4), uczyła się na własnych błędach. Właścicielem klubu był Janusz Romanowski a trenerem Paweł Janas. Legia nie była już klubem wojskowym, ale pracowali w niej jeszcze oficerowie, tyle że nie chodzili w mundurach. Słowo decydujące miał jednak Romanowski. Trenerem Legii w roku 1995 był Paweł Janas a jednym z jego asystentów – Lucjan Brychczy. Legia przez dwa lata z rzędu zdobywała tytuł i Puchar Polski, był to więc jeden z najlepszych okresów w jej historii. Chociaż drużyna nie miała w kraju konkurencji, uznano że na Ligę Mistrzów jest za słaba. Kilka miesięcy wcześniej klub sprzedał do Betisu Sewilla Wojciecha Kowalczyka. Półtora miliona dolarów jakie za niego zainkasowano pozwoliło właścicielowi Legii wypłacić piłkarzom premie za mistrzostwo i puchar, ale w ataku pozostał tylko Jerzy Podbrożny. Miał wprawdzie u boku bardzo zdolnego 19-letniego Marcina Mięciela, ale jego finezyjne akcje zbyt często przeplatane były nieudanymi. Legia postanowiła więc oddać go do ŁKS w zamian za Tomasza Wieszczyckiego. Z Osasuny Pampeluna sprowadzono wicemistrza olimpijskiego Ryszarda Stańka a z FC Aarau – Cezarego Kucharskiego. To były prawdziwe wzmocnienia, chociaż Janas spodziewał się nieco innych. Chciał Wieszczyckiego, Jacka Dembińskiego i Jacka Bąka. O Stańku nie wspomniał, zobaczył go pierwszy raz na treningu, bo działacze podjęli decyzję za trenera. Ale właśnie Staniek, z Leszkiem Piszem, Radosławem Michalskim, Jackiem Bednarzem i Grzegorzem Lewandowskim należeli do najlepszych pomocników w Polsce. Bramkarzem był Maciej Szczęsny, ojciec Wojciecha. Na środku obrony grali Jacek Zieliński i Zbigniew Mandziejewicz, z boku Marek Jóźwiak. W większości – reprezentanci Polski.

Steaua już liczy zyski.

Gdyby to stało się w polskim klubie, darlibyśmy szaty, że to skandaliczne, że wygląda na rzucenie ręcznika przed najważniejszym starciem. Najcenniejszy piłkarz Steauy, stoper Vlad Chiriches, nie zagrał w pierwszym meczu z Legią, zremisowanym 1:1. Dzień przed spotkaniem zaczął narzekać na ból biodra, a trwały już bardzo zaawansowane negocjacje z Anglikami i szefowie Steauy nie zdecydowali się wystawić go do gry z blokadą. Obawiali się, że mogłoby dojść do poważniejszej kontuzji, która uniemożliwiłaby transfer. Transfer rekordowy, bo ostatecznie uzgodnili, że Chiriches przejdzie do Tottenhamu za 9,5 mln euro, czyli niewiele mniej niż można zarobić za awans do Ligi Mistrzów (10,7 mln: 2,1 za grę w ostatniej rundzie eliminacji i 8,6 za dojście do rundy grupowej). 23-letni Chiriches ma zarabiać w Londynie 800 tysięcy funtów rocznie. W Bukareszcie reprezentant Rumunii, który przyszedł dwa lata temu z Panduri Targu Jiu zarabiał podobno 10 tysięcy euro miesięcznie, ale trudno w to uwierzyć, tak jak w oficjalny budżet Steauy, znacznie niższy od budżetu Legii (15 mln euro – budżet Legii to 80 mln złotych). Rynek rumuński jest bardzo lubiany przez menedżerów piłkarskich również dlatego, że wiele tam można ukryć i oficjalne sumy czasem niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.

GAZETA WYBORCZA

Pięciu na pięciu przed Legia – Steaua.

1. Kto jest faworytem do awansu?
Przemysław Bator, Fakt: Steaua. Mimo dobrego wyniku z pierwszego meczu cały czas to Rumunom daję trochę większe szanse. Mają lepszych, a przede wszystkim bardziej doświadczonych zawodników. Ale paradoksalnie taka sytuacja jest korzystna dla Legii. Oni mogą awansować, a w Bukareszcie porażka Steauy zostanie odebrana jako dramat. Oczywiście ciśnienie będzie większe niż przed pierwszym spotkaniem, ponieważ pojawiła się realna szansa na awans. Ja wierzę w niespodziankę i jednobramkowe zwycięstwo Legii.

Adam Dawidziuk, Przegląd Sportowy: Steaua. To ona sprzedaje środkowego obrońcę za 10 mln euro, a Legia Artura Jędrzejczyka za prawie pięć razy mniej. To ona musi, a Legia może. Ograła Chelsea u siebie, by odpaść nieznacznie. Ma większe doświadczenie w europejskich pucharach, dwa razy większy budżet, więcej płaci. Ale tak samo było ostatnio z Gaziantepsporem czy Spartakiem, a te drużyny twierdzy przy فazienkowskiej nie zdobyły.

Przemysław Iwańczyk, Sport.pl: To obecnie najbardziej wyrównana para play off LM, ale faworytem wciąż pozostaje Steaua. Przemawiają za nią te same argumenty, co przed pierwszym meczem, niewiele zmienia korzystniejszy dla Legii remis. Trzeba jednak podkreślić, że zmieniło się jedno, być może najważniejsze – mistrzowie Polski zobaczyli na własne oczy, że piłkarze z Bukaresztu to nie aż tacy geniusze futbolu, jak ich malują. Ł»e z Rumunów zamiast wirtuozów często wychodzą „toporki”, których należy zwalczać tą samą toporną bronią.

Phibel odchodzi? Bon voyage! Felieton.

Chciałem, żeby Phibel odszedł z Widzewa, bo i tak już dawno go porzucił. Po zakończeniu sezonu 27-letni piłkarz oznajmił, że chce odejść i od tamtej pory nie zmienił planów. Widzew przestał się liczyć. Z urlopu do Łodzi wrócił spóźniony, dopiero na sam koniec przygotowań. I tak, na inaugurację ligi z Legią Warszawa, zagrał w pierwszym składzie. Zagrał fatalnie, Widzew stracił aż pięć goli. Po meczu z Legią Phibel wyjechał z Łodzi bez zgody trenerów i szefów klubu, czyli faktycznie porzucił pracę. Wrócił, gdy zrozumiał, że może mieć przez to duże kłopoty. Klub karnie przesunął go do drugiej drużyny, ale Phibel nie stawił się na treningu. Niedługo potem trener Radosław Mroczkowski, który wcześniej kilkakrotnie mówił, że to koniec Phibela w jego drużynie, że przeszkadza innym w pracy, przywrócił go do zespołu i wystawił w pierwszym składzie w meczu z Koroną Kielce. Zrobił to, bo w kadrze miał tylko jednego zdrowego środkowego obrońcę. Kolejny mecz z Górnikiem Zabrze Phibel zawalił, strzelił m.in. samobójczą bramkę, a Widzew przegrał aż 0:3. Później opuścił kilka treningów, bo wyjechał na testy do Metalista Charków. Klub z Ukrainy go jednak nie chciał. Trzymałem kciuki, by Francuz rozwiązał kontrakt z Widzewem, bo bałem się, że gdyby Rosjanie jednak zmienili zdanie, to w kolejnym meczu Phibel znów wyszedłby w pierwszym składzie łódzkiej drużyny. To fatalny przykład, przede wszystkim dla młodych piłkarzy w Widzewie – olewasz drużynę, popełniasz błędy, a i tak nie musisz martwić się o miejsce w składzie. Inni, może piłkarsko słabsi od Phibela, ale drużynie oddani, na takie traktowanie trenera liczyć nie mogli. Byli równi i równiejsi, a tak być nie powinno. W tym sezonie Mroczkowski z Francuzem tylko tracił – gole i swój autorytet. Dobrze, że to już koniec tego marnej telenoweli.

SPORT

Senegalczycy i Nowozelandczyk przyjadą na testy do Bielska-Białej.

W ostatnich dniach okienka transferowego Podbeskidzie Bielsko-Białą szuka wzmocnień. Wkrótce przy Rychlińskiego pojawią się środkowy obrońca i dwóch napastników. Testy będzie przechodzić 24-letni senegalski stoper Alpha Ba, który stępował ostatnio w US Ouakam oraz cztery lata młodszy jego rodak, napastnik Thierno Niang z ASC La Linguere. Drugim testowanym snajperem będzie 26-letni Nowozelandczyk Kris Bright (IFK Mariehamn).

Górnik sondował szanse wypożyczenia Arkadiusza Milika.

– Po pierwszej połowie powinniśmy byli prowadzić 2:0. Tylko że my, grając bardzo dobrze, nie wykorzystaliśmy dwóch-trzech „setek”, a Zieńczuk strzelił gola „stadiony świata” – mówi prezes Artur Jankowski. Cel minimum Górnika jest cały czas taki sam: awans do grupy 1-8. – Tych pięć kolejek potwierdza, że jest realny, jednak mecz z Ruchem, że z każdym trzeba grać do ostatniej sekundy, żeby zdobyć punkty – mówi. Klub sondował czy jest szansa wypożyczenia Arkadiusza Milika, z racji faktu, że niewiele gra w Bundeslidze. Ze słów Jankowskiego wynika, że nie ma. – Słyszymy, że ma propozycje z innych klubów niemieckich. Ł»yczymy mu wszystkiego najlepszego, ale w Górniku na pewno nie zagra.

DZIENNIK POLSKI

Smuda: Sarki to jest „spekulant”. Sarki: nie unikam ostrych starć!

– Różne są meczowe sytuacje. Zawsze podaję innym, asystuję przy ich golach. Uznałem, że najwyższy czas, bym sam zaczął strzelać. Dlatego postanowiłem spróbować – tłumaczył się Sarki. I zapewniał, że współpraca z „Broziem” nie szwankuje: – Paweł to fantastyczny gracz, który przede wszystkim ma wizję gry i dużo widzi na boisku. Lubię z nim grać, łatwiej mi to przychodzi niż wcześniej z Cwetanem Genkowem czy Danielem Sikorskim. Tuż po tej przestrzelonej „setce” Smuda ściągnął Nigeryjczyka z boiska. A na pomeczowej konferencji ostrzegł skrzydłowego, że jeśli nie poprawi gry, to czeka go ławka: – Nie wiem, jak go nazwać, on jest taki „spekulant”, nie wszędzie nogę włoży i wie, że mi się to nie podoba. Jak nie poprawi swojej gry, szczególnie w agresywności i zaangażowaniu, to będzie miał problem, aby u nas grać.
Czy Sarki poczuł się dotknięty? – Muszę usiąść i porozmawiać z trenerem osobiście – oświadczył. – Jestem takim zawodnikiem, który jest gotów, by uczyć się każdego dnia. W okresie przygotowawczym bardzo starałem się robić dokładnie to, czego trener ode mnie oczekiwał. Jednak sytuacja, gdy na piłkarza wywierana jest zbyt duża presja, też nie jest dobra. W moim odczuciu wcale nie unikam kontaktu z rywalem. Kocham boiskowe starcia, kocham robić rajdy z piłką.

DZIENNIK BAفTYCKI

Lechia Gdańsk obrała kurs na Europę.

Bez wątpienia Lechia gra inaczej niż w ostatnich latach. Michał Probierz zapowiadał po nominacji na trenera gdańskiego zespołu, że drużyna będzie grała wedle jego pomysłu. I widać, że ma pomysł i że są zmiany w stylu gry. Nie można powiedzieć, że wszystko już funkcjonuje jak w szwajcarskim zegarku, ale Probierz z zespołem Lechii jest dopiero na początku drogi. Nowy szkoleniowiec biało-zielonych dostał zresztą zadanie wprowadzenia drużyny do europejskich pucharów i konsekwentnie zmierza w tym kierunku. Lechia stara się grać szybko i tak też przechodzić z obrony do ataku, co ma być elementem zaskoczenia dla rywali. Do tego dochodzi dobra skuteczność, bo biało-zieloni we wszystkich meczach zdobywają gole, większa agresywność w grze, ale też dobra i szczelna defensywa. Z tym wiąże się odpowiedzialność w poczynaniach obronnych. To wszystko przekłada się na dobre wyniki w T-Mobile Ekstraklasie. Probierz sprawił, że Paweł Buzała zachowuje więcej spokoju w polu karnym rywala i nagle się okazuje, że Lechia ma napastnika, który potrafi strzelać gole. Jarosław Bieniuk i Sebastian Madera tworzą jeden z najlepszych duetów środkowych obrońców w lidze. W polskim futbolu jest posucha na tej pozycji, Madera bez dwóch zdań zasługuje więc na reprezentacyjną szansę. Młodzi Paweł Dawidowicz i Przemysław Frankowski, jeszcze piłkarskie żółtodzioby, grają bez respektu dla rywali. Do tego wszystkiego dochodzi Daisuke Matsui, który wnosi kreatywność i trochę futbolowej finezji. A szkoleniowiec biało-zielonych zdołał przekonać wszystkich piłkarzy, że są w stanie z każdym rywalem skutecznie walczyć o punkty. Zawodnicy mu wierzą i widać, że w zespole jest pełna mobilizacja i świetna atmosfera.

SUPER EXPRESS

Dossa Junior: dziś wszystko może się zdarzyć.

Rewanż ze Steauą to najważniejszy mecz w twojej karierze?
– Na pewno jeden z najważniejszych. Ligi Mistrzów nie da się porównać do niczego innego. To najlepsze rozgrywki na świecie. I za każdym razem, gdy o nią walczę, to są najważniejsze mecze w mojej karierze. Kiedy z AEL-em Limassol zostałem mistrzem Cypru, los w walce o Champions League skojarzył nas z Anderlechtem. U siebie wygraliśmy 2:1, a ja strzeliłem gola na 1:0. na wyjeździe ulegliśmy 0:2, tracąc bramki dopiero w 81 i 89 minucie. Byłem więc blisko, ale się nie udało. Mam nadzieję, że dziś będę miał więcej szczęścia.

Z Bukaresztu przywieźliście remis 1:1. Zebrałeś sporo pochwał, ale są też opinie, że niepotrzebnie ryzykowałeś z tą pułapką ofsajdową. Nie udała się i padł gol…
– Jestem stoperem, w każdym meczu muszę podejmować ryzyko. Tym razem skończyło się to niestety utratą bramki, ale dzięki pomocy kolegów udało się wywieźć dobry wynik. A co do opinii na mój temat. Wiem, że ostatnio wszystkie oczy są skierowane na mnie. OK., co zrobić. Nie jestem idiotą, docierają do mnie głosy, że niektórzy są zawiedzeni, że spodziewali się po mnie więcej. No cóż, może byli i tacy, którzy myśleli że będę lepszy niż Messi, Zidane czy Maradona. To ich problem. Ja mam swój cel: pomóc drużynie i wyrobić tu sobie dobrą markę.

A sam na ile jesteś zadowolony z dotychczasowych występów?
– Jestem zadowolony, bo uważam, że pomagam drużynie, a ta wygrywa na razie te najważniejsze mecze. Idziemy w dobrym kierunku, więc nie ma się czym przejmować.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Jacek Kazimierski o konflikcie z Leśnodorskim.

Prezes powiedział, że nie będzie zapraszał na darmowe drinki i jedzenie ludzi, którzy plują na Legię.
– Nigdy na Legię nie plułem. Za dużo dla niej zrobiłem i przede wszystkim ona zrobiła za dużo dla mnie, bym na nią pluł. Prezes poczuł się urażony, że powiedziałem kilka słów prawdy, ale uważam, że mówienie prawdy, nawet gorzkiej, jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Wręcz przeciwnie: jeśli nazywamy rzeczy po imieniu, możemy przyjrzeć się temu, co złe. Zmienić to. Leśnodorskiego zabolały moje słowa, a władza daje… dużo pewności siebie, tak to nazwijmy. Ale to on jest prezesem Legii i to jego decyzje. Nie nazwałbym jednak tego konfliktem. Ł»alu do prezesa nie mam. Podkreślam jednak, że na Legię nigdy nie plułem. Co więcej, to prezes zatrudnia w klubie osoby, które na Legię plują i zawsze to robiły.

Kogo ma pan na myśli?
– Nie podam nazwisk.

Ostatnio coś w ogóle głośno o Silverze – czyli trybunie VIP na Legii. Wojciech Kowalczyk mówił, że panuje tam pijaństwo i chamstwo.
– Przez trzy lata chodziłem na Silvera i nigdy w życiu nie widziałem, jak to przedstawiał Wojtek, zarzyganego stołu. Mija się po prostu z prawdą. Jeśli chodzi o komfort i warunki, to ta trybuna, według mnie, powinna być wzorem do naśladowania dla innych europejskich klubów. Chociaż Krzysiek Adamczyk, przecież król strzelców ligi, nie dostał wjazdówki na parking Legii. To co? Miał tramwajem jechać na VIP.

Honorowy prezes Steauy: stawiam na 2:2.

Był pan zdziwiony wynikiem pierwszego meczu? Bo podejrzewam, że przed spotkaniem w Bukareszcie byliście pewni swego.
– Tak, ten wynik mnie zaskoczył. Zobaczyłem bardzo dobry zespół – Legię. Przyznaję, że jej postawa była dla mnie niespodzianką.

Kto pana zdaniem wyróżnił się w Legii?
– DuŁ¡an Kuciak zagrał bardzo dobrze. Pamiętam go z Vaslui. To naprawdę klasowy bramkarz. Mam nadzieję, że odejdzie do lepszego klubu.

Jako były klasowy bramkarz, jakie widzi pan u niego mocne i słabsze strony?
– Z jednej strony ma dobre warunki fizyczne, z drugiej jest bardzo sprawny fizycznie. Dobrze gra jeden na jednego, co potwierdził, wygrywając pojedynek z Tanase. Nie widzę u niego słabych punktów.

Smuda po spotkaniu z Cupiałem: Wisełka będzie wielka.

Pewnie nasłuchał się pan pochwał po wygranej z Lechem…
– Bez przesady. Jasne, że prezes jest zadowolony, ale on nie należy do minimalistów. Zresztą podobnie do mnie. Parę słów miłych było, lecz trzeba stłamsić tą euforię, dopiero pięć kolejek za nami. Mam nadzieję, że po dziesięciu będziemy mogli trochę się uśmiechnąć. Z prezesem ustaliliśmy fajną rzecz…

Jaką?
– Zimą dostanę pieniądze na cztery ciekawe transfery. To będą piłkarze z wyższej półki. Już teraz za nimi trzeba się rozglądać. To mają być prawdziwe wzmocnienia. Cieszę, się, bo Wisełka musi nabierać jakości.

Teraz też nie ma na co narzekać.
– Ale biedniutko jest na razie. Do zimy musimy dociągnąć tym, co mamy. Pasek trzymamy zaciśnięty. Ale lubię sprawdzić się w trudnych warunkach. Przed rundą nasłuchaliśmy się z chłopakami, że jesteśmy do niczego, ale takie słowa były dla nas tylko dopingiem. Dziś niczego nie fetujemy. Chcemy przede wszystkim zachęcić swoją grą kibiców, by na Reymonta nie było wolnego krzesełka. A nic tak nie przyciągnie kibica, jak wynik. Tylko sporo jeszcze trzeba poprawić. Taktycznie, piłkarsko.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama