Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy, zdominowany materiałami o meczach Legii i Śląska.
FAKT
Stanislav Levy: Obrona to samobójstwo. Śląsk musi zaatakować.
W niedzielę osobiście pojechał pan do Andaluzji obejrzeć mecz ligowy z Atletico.
– Wczoraj wieczorem wróciłem z Sewilli i potwierdziło się to, co Sebek Mila mówił po losowaniu. Nic trudniejszego nie mogło nam się przytrafić. Będziemy walczyć i zrobimy wszystko, by uzyskać w Hiszpanii dobry wynik, a potem zobaczymy, co da się zrobić.
Śląsk stać na jeszcze lepszą grę niż w meczach z Brugią?
– Jeśli chcemy mieć szanse z Sevillą musimy grać jeszcze lepiej niż w Belgii. Tylko grając na sto procent swoich możliwości, mamy szanse. Moim zdaniem, to ścisła europejska czołówka, dużo lepsza niż Brugia. Na każdej pozycji mają minimum dwóch dobrych zawodników. Jeśli z boiska schodzi pozyskany z Brugii za 10 milionów euro Bacca, a jego miejsce zajmuje pozyskany z PSG Kevin Gameiro, to wszystko mówi o poziomie i jakości tego klubu.
Ilu piłkarzy Śląska jest w stanie rywalizować na tym etapie rozgrywek? Mówił pan o wąskiej kadrze, która nie poradzi sobie w europejskich pucharach i lidze. Zatem ilu, czternastu?
– Nie chcę podawać tutaj konkretnej liczby piłkarzy. To nie zależy od tego, co powiem tutaj, tylko co pokażą na boisku w Hiszpanii. Prawda jest taka, że mecz w Stalowej Woli kosztował nas dużo sił. Mieliśmy długą podróż, ale od soboty do czwartku mieliśmy dużo czasu na regenerację.
Zniszczył Polonię. Ściga go prokuratura.
Jeśli Ireneusz Król (50 l.) myśli, że przygoda z Polonią Warszawa jest dla niego zakończona, grubo się myli. Do prokuratury wpływają właśnie dwa doniesienia w jego sprawie. Pierwszy wniosek składa Stanisław Kogut (60 l.). Senator z ramienia PiS złożył doniesienie w sprawie możliwości działania przez Króla na szkodę spółki. – Poprosili mnie o to kibice Polonii. W świetle ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, muszę w takiej sytuacji złożyć wniosek do prokuratury. Tak zrobiłem i sprawa już jest w toku – mówi Kogut w rozmowie z Faktem. Drugi – złożony przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Warszawie – dotyczy zadłużenia jaki były właściciel Polonii ma wobec tej instytucji. Chodzi o pieniądze za wynajem stadionu przy ulicy Konwiktorskiej. To łącznie 700 tysięcy złotych. MOSiR zawiadomił prokuraturę o możliwości poświadczenia nieprawdy przez Króla, który miał zapewnić, że dług ten ureguluje, choć wiedział już, że nie ma dość pieniędzy. Potem nie przelał choćby złotówki.
Adrian Wójcik Kosela: Śląsk to mocny zespół. Szanse są pół na pół.
Jego matka, Polka, wyjechała do Hiszpanii w poszukiwaniu pracy. Adrian Wójcik Koseła (19 l.) właśnie tam się urodził i tam zaczynał grać w piłkę. Występował w juniorach Betisu Sewilla, potem miał ofertę z kilku klubów, w tym ze Śląska Wrocław, ale ostatecznie wylądował w FC Sewilli, gdzie teraz występuje w drużynach juniorskich i w zespole rezerw. – Czuję się Polakiem, miałem już nawet okazję grać w waszej młodzieżówce, ale dzisiaj będę kibicował Sewilli – mówi Faktowi przed dzisiejszym meczem Śląsku w Lidze Europy. A potem dodaje: – Liga hiszpańska stoi oczywiście na dużo wyższym poziomie niż polska, ale gra Śląska z Brugią robi wielkie wrażenie. Myślę, że szanse są równe, pół na pół i że czeka na ekscytujący dwumecz. Młody piłkarz bardzo sobie chwali treningi w Sewilli. – To bardzo ciężka praca, ale już widzę efekty. Na każdym kroku powtarzam sobie, że z tej szkółki wyszli Sergio Ramos i Jesus Navas, którzy dzisiaj grają w czołowych klubach świata. To mnie motywuje, chcę iść ich śladami – opowiada nam Wójcik Koseła.
RZECZPOSPOLITA
Liga Mistrzów: Kazach potrafi.
Azja wita Ligę Mistrzów: Szachtior Karaganda najpierw złożył rytualną ofiarę z owcy, a potem pokonał Celtic Glasgow 2:0 i jest pół kroku od awansu. Szachtiory i Szachtary wszystkich krajów, łączcie się. W Lidze Mistrzów. Szachtar z Doniecka jest tam od dawna, wkrótce nadejdzie pewnie Szachtior z białoruskiego Soligorska, który już odsunął od władzy w lidze BATE Borysów, a teraz idzie Szachtior z Kazachstanu. W takich samych jak ukraiński Szachtar pomarańczowo-czarnych barwach, ale bez oligarchy i bez brazylijskiego zaciągu. Jego 2:0 z Celtikiem to najbardziej niespodziewany wynik decydującej rundy eliminacji. Ale sensacja? Tylko dla niewprawnego oka. Jeszcze trzy lata temu Szachtior był drużyną bez żadnego znaczącego trofeum, z europejskich pucharów odpadł z Ruchem Chorzów, a w europejskim rankingu wciąż jest w przepaści, na 324. miejscu. Ale Kazachstan to kraj błyskawicznych karier, a na sport od dawna wydaje bajeczne sumy i w końcu musiał się doczekać sukcesu. Już kilka lat temu stać go było na to, by w grupie kolarskiej Astana mieć Lance’a Armstronga razem z Alberto Contadorem. Buduje supernowoczesne hale i stadiony, w Ałmatach będzie organizował w 2017 zimową uniwersjadę, a ośrodek narciarski w Szczucińsku szykuje tak dobry, że Aleksander Wierietielny zastanawiał się, czy nie zatrzymać się tam z Justyną Kowalczyk przed igrzyskami w Soczi. Na igrzyskach w Londynie Kazachowie zdobyli siedem złotych medali: więcej niż Jamajka, Polska i Szwecja razem wzięte.
GAZETA WYBORCZA
Felieton: Śląsk pasuje do Europy.
Śląsk w europejskich pucharach występuje po raz trzeci z rzędu, ale chyba dopiero po raz pierwszy można odnieść wrażenie, że realnie do nich pasuje. Oby tego obrazu nie zmąciły nawet koszmarnie trudne pojedynki z hiszpańską Sevillą decydujące o awansie do fazy grupowej Ligi Europy. Po takim występie, po takim sukcesie można uwierzyć, że „sky is the limit”, że tylko niebo jest granicą możliwości tej drużyny – powiedziałem w emocjonalnym komentarzu dla sport.pl po wyeliminowaniu przez Śląsk belgijskiego Club Brugge. Kiedy parę godzin później okazało się, że wrocławianie o fazę grupową Ligi Europy zagrają z Sevillą, kolega napisał mi krótkiego mejla: „Chyba jednak Sevilla is the limit”. Ma rację. Przejście przez Śląsk dziewiątej drużyny ligi hiszpańskiej wydaje się kompletnie nieprawdopodobne. Drużyna Sevilli niemal dzień w dzień bije się z zespołami, które we Wrocławiu możemy oglądać tylko w telewizji. O jej gwiazdy, takie jak Geoffrey Kondogbia, biją się kolejno Real Madryt, Arsenal Londyn czy Juventus Turyn. Hiszpanie tego lata na transferach zarobili 70 mln euro, a sami brali zawodników, którzy albo nie mieścili się w gwiazdozbiorach PSG, Chelsea Londyn (odpowiednio Kevin Gameiro i Marko Marin), albo znacznie wyrastali ponad poziom ligi belgijskiej – jak Carlos Bacca z Club Brugge.
Trener Unai Emery: Szalony Bask z Sevilli.
Na Półwyspie Iberyjskim uważany jest za showmana i choleryka. Gdy gra jego drużyna, on towarzyszy jej przy linii, nieustannie gestykulując i pokrzykując. Jest też jednym z nielicznych szkoleniowców, którzy pozwalają swoim piłkarzom tworzyć taktykę – to szkoleniowiec Sevilli Unai Emery. Kilka lat temu cieszył się opinią jednego z najzdolniejszych szkoleniowców młodego pokolenia w Hiszpanii. Pierwszy awans świętował w wieku 33 lat z Lorca Deportiva CF. Na kolejny czekał dwa lata. Ku zdziwieniu wszystkich wprowadził do Primera Division Almerię, która w swej 19-letniej historii nigdy wcześniej nie rywalizowała w tej klasie rozgrywkowej. Rok później zapisał się w historii kolejnej drużyny, przejmując po Ronaldzie Koemanie stanowisko trenera Valencii i stając się najmłodszym trenerem w dziejach klubu. Z zespołem „Nietoperzy” trzykrotnie był trzeci, ustępując tylko Barcelonie i Realowi Madryt. W Valencii trenował generację wybitnych piłkarzy. Za jego kadencji grali David Villa, Juan Mata i David Silva. Po sprzedaży gwiazd potrafił znaleźć ich godnych następców. W miejsce Villi sprowadził Roberto Soldado, który dla Valencii strzelił ponad 80 bramek. Pomysłem Emery’ego na lewej obronie był wyciągnięty z rezerw Barcelony zaledwie za 6 tys. euro skrzydłowy Jordi Alba. – Jego decyzja o wystawieniu mnie kiedyś w przerwie meczu na lewej obronie za kontuzjowanego kolegę odmieniła całe moje życie – wspomina defensor katalońskiej drużyny. Sam Emery nazywa siebie taktykiem, który ma jak najlepiej wykorzystać każdego piłkarza. – Grałem kiedyś w szachy i dostrzegłem, że piłka nożna ma w sobie wiele elementów z tej gry. Piłkarze nie poruszają się oczywiście tylko w określonych kierunkach, ale możesz nauczyć ich wielu rzeczy, schematów, do których powinni się stosować. Zawodnicy są narzędziami, których trener powinien użyć we właściwy sposób – mówi Emery.
Napastnik z Kolumbii przyjedzie na testy do Widzewa.
Po Łotyszach, Ghańczyku, Maltańczyku, Haitańczyku, Izraelczyku, Brazylijczyku i Hiszpanie na testy do Widzewa przyjeżdża Kolumbijczyk. Jest nim Kevin Andres Mena Maturana, 20-letni napastnik. Widzewowi poleciła go agencja menedżerska reprezentująca także Eduardsa i Aleksiejsa Visnakovsów. Mena w ostatnim sezonie grał w łotewskim Skartaksie Jurmala. Wystąpił w 15 meczach ligowych, strzelając cztery gole. To nie koniec widzewskich poszukiwań, bowiem jeszcze w tym tygodniu do zespołu ma dołączyć kolejny doświadczony gracz. W klubie nie chcą na razie podać jego nazwiska. – Do końca sierpnia chcemy wzmocnić kadrę – twierdzi trener Radosław Mroczkowski.
DZIENNIK POLSKI
Głowacki: Ciągle jest w nas sporo pokory.
– Przed sezonem mówiono, że Wisła raczej będzie dostarczać punktów innym i walczyć o utrzymanie. Rzeczywistość jest trochę inna. Nie dajemy się nikomu, walczymy z każdym – zaznacza Arkadiusz Głowacki, kapitan Wisły Kraków. Niedzielny mecz z Lechem Poznań będzie dla niego szczególny. Głowacki urodził się w Poznaniu, w barwach Lecha zadebiutował w ekstraklasie. To było jednak dawno, bo w 1997 roku. Od 13 lat „Głowa” jest związany i kojarzony z Wisłą. Mecze z „Kolejorzem” wciąż są jednak dla niego przeżyciem.
– Tak już zostanie do końca, że gdy gra się przeciwko macierzystemu klubowi, to w innych kategoriach się to rozpatruje i trzeba się inaczej przygotować mentalnie – mówi Głowacki. Przyznaje, że też dla innych wiślaków spotkanie z Lechem jest z gatunku tych, które wiążą się z dodatkowymi emocjami. Do Krakowa przyjeżdża bowiem wicemistrz Polski. Wiślaków podbudowało ostatnie zwycięstwo 4:0 w Pucharze Polski z Zagłębiem Sosnowiec. Lech dwa dni później wygrał tak samo wysoko z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza. – Wiemy, że Lech jest przeciwnikiem z innej półki. To jest drużyna, która będzie walczyła do końca o mistrzostwo Polski. Na pewno czeka nas więc trudniejsze spotkanie. Przed nim nie jesteśmy faworytem. Musimy ten mecz mieć zaplanowany w głowach na pełne 90 minut – podkreśla kapitan wiślaków. Nie zamierza sugerować się blamażem poznaniaków w eliminacjach Ligi Europejskiej, z których odpadli po meczach z Ł»algirisem Wilno. – Dobre drużyny, duże czy wielkie kluby mają to do siebie, że potrafią się odbudować jednym meczem. Tak też było kiedyś z nami. Niepowodzenia w pucharach staraliśmy sobie powetować w lidze i z reguły się to udawało. Podobnie jest z Lechem. Wydaje mi się, że pod względem formy ten zespół jest już na właściwych torach. To nie będzie więc ta sama drużyna, jaką oglądaliśmy w pucharach – uważa Głowacki.
SUPER EXPRESS
Marco Paixao: niech Sevilla się nas boi.
Grałeś w Hiszpanii przez 3 lata, więc znasz dobrze tamtejszy futbol. Śląsk ma szanse w rywalizacji z Sevillą?
– Oczywiście, i to niemałe. Zaskoczymy zarówno ich, jak i kibiców, i ekspertów, którzy uważają, że nie mamy żadnych szans. Śląsk ma wielu dobrych technicznie zawodników i to może zrobić różnicę. W czterech meczach pucharowych strzeliliśmy aż 10 goli. Teraz też strzelimy.
W czym Śląsk jest lepszy od Sevilli?
– Na pewno bardzo dobrze gramy piłką. Wymieniamy wiele podań, a to jest bardzo ważne. Dzięki takiej grze stwarzamy sobie wiele dogodnych okazji strzeleckich. Właśnie naszą ofensywą możemy narobić sporo krzywdy Sevilli. Jestem pewien i podkreślam to bardzo mocno, że strzelimy dwa, trzy gole w tym dwumeczu.
Jak to zrobić?
– W Sewilli pierwszych 15-20 minutach zagramy bardzo wysokim pressingiem. Dosłownie ich zgnieciemy. Nasze skrzydła będą znowu fantastyczne. Właśnie tak możemy im narobić szkód i jeśli uda się szybko strzelić gola, to już będzie dobrze. Poza tym Sevilla w przegranym meczu z Atletico Madryt (1:3 w lidze – red.) nie radziła sobie z kontratakami rywali. To ich kolejna słabość.
Stanislav Levy: musimy wytrzymać w tym piekle.
Oglądał pan Sevillę na żywo w ostatnim meczu ligowym. Jakie wrażenia?
– Sevilla przegrała 1:3 z Atletico, ale utwierdziłem się w przekonaniu, że to świetna drużyna. Nie musiała tego meczu przegrać, ale w końcówce popełniła błędy. Preferuje bardzo szybką i kombinacyjną grę. Ale strachu przed meczem u nas nie ma, musimy wyjść i walczyć.
To może być za mało. W czym widzi pan szanse Śląska?
– W meczach z Brugią pozwoliliśmy stworzyć rywalom dużo sytuacji bramkowych. Z Sevillą nie możemy do tego dopuścić, bo to drużyna lepsza od Belgów. Dlatego musimy grać uważnie w obronie, aktywnie i agresywnie.
Sevilla wzmocniła się ostatnio, a Śląsk może się wkrótce osłabić, bo odejście Waldemara Soboty wydaje się przesądzone…
– W meczach z Sevillą zagra i będzie walczył ze wszystkich sił. O jego odejściu mówi się od dawna, ale to nie przeszkadza mu w dobrej grze. Nie oszczędza kości przed odejściem z klubu. Przyznam jednak, że jeśli mamy walczyć o mistrzostwo czy Puchar Polski, to kadra zespołu musi być szersza.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ivan Rakitić: O Śląsku Wrocław wiemy wszystko.
Poważne europejskie kluby, a Sevilla się do takich zalicza, często nie mają motywacji do walki w Lidze Europy. Pewnie pan tego głośno nie powie, ale czy na pewno nie zabraknie wam chęci do walki w dwumeczu ze Śląskiem?
– Oczywiście, że jest istotna różnica między Ligą Mistrzów, o grze w której wszyscy marzą, a Ligą Europy. Ale wolę występować w Lidze Europy niż nie grać w ogóle w europejskich pucharach. Mecze na europejskiej arenie to najpiękniejsze momenty w karierze piłkarza. Po to się gra w piłkę, by rozgrywać takie spotkania. To dla nas naprawdę bardzo ważne, by awansować do fazy grupowej tych rozgrywek.
Zakwalifikowaliście się do Ligi Europy kuchennymi drzwiami, tylko dzięki problemom Malagi i Rayo Vallecano, których UEFA nie dopuściła do pucharów. W lidze zajęliście dopiero dziewiąte miejsce, choć na papierze mieliście skład na walkę o Ligę Mistrzów.
– To był dla nas bardzo trudny sezon, ale taki jest futbol. Nieważne, jak wygląda zespół na papierze. Liczy się tylko to, co prezentuje na boisku. A na nim mieliśmy problemy głównie w meczach wyjazdowych. Na szczęście teraz mamy ponad dziesięciu nowych graczy, więc można powiedzieć, że powstał u nas nowy zespół. Nie ma więc większego sensu analizować zeszły sezon. Liczy się tylko przyszłość. Teraz dla nas najważniejszy jest dwumecz ze Śląskiem. Powtarzam, musimy koniecznie wejść do Ligi Europy.
Ale czy możecie mieć powody do optymizmu? Nie dość, że zaliczyliście słabszy sezon, to latem straciliście największe gwiazdy: Jesusa Navasa i Alvaro Negredo. Naprawdę uważa pan, że Sevilla może być tak silna, jak jeszcze kilka lat temu, gdy grała z powodzeniem w Lidze Mistrzów, a wcześniej dwa razy z rzędu zdobywała Puchar UEFA?
– Zgadzam się, że odeszli bardzo ważni zawodnicy, ale przyszło wielu innych, między innymi Kevin Gameiro, Marko Marin, Carlos Bacca, Vicente Iborra i Nicolas Pareja. Teraz mamy bardzo silny zespół. Co prawda przegraliśmy z Atletico Madryt na inaugurację ligi 1:3, ale po pierwsze – Atletico to wciąż jeden z najsilniejszych zespołów w Hiszpanii, a po drugie – przy odrobinie szczęścia mogliśmy to spotkanie wygrać. Musimy myśleć o tym, co dobrego udało nam się zrobić w tym meczu i w następnych grać jeszcze lepiej.
Widzew prosi Bońka o interwencję w sprawie Pawłowskiego.
Szefowie Widzew złożyli w PZPN pismo kierowane do szefa związku Zbigniewa Bońka w którym proszą o szybkie załatwienie sprawy Bartłomieja Pawłowskiego. Po poniedziałkowej decyzji Komisji Ligi Ekstraklasy, Korzystniej dla Widzewa Jagiellonia ma 14 dni na odwołanie się do NKO przy PZPN. To oznacza, że sprawa Pawłowskiego może rozstrzygnąć się już po zamknięciu okienka transferowego. Dlatego szefowie klubu z al. Piłsudskiego zwrócili się z prośbą do Zbigniewa Bońka, by sprawą zajęła się Komisja do Spraw Nagłych, która mogłaby wcześniej rozstrzygnąć, czy Widzew mógł wykupić Bartłomieja Pawłowskiego z Jagiellonii, pomimo zakazu transferowego. Jeśli kwestia statusu 21-letniego pomocnika, nie rozstrzygnie się w najbliższych dniach, Malaga może wycofać się z transferu, a zawodnik wróci do Polski.
Sobota: Wiele moich marzeń już się spełniło.
Pański ostatni trener w MKS Kluczbork, Grzegorz Kowalski, do dziś trzyma kartkę, na której napisał pan, jak wyobraża sobie swoją karierę.
– Dawno tej kartki nie widziałem, ale z tego co pamiętam, to wiele z tych rzeczy się spełniło, a fajnie by było, żeby te kolejne też się spełniły. Mam nadzieję, że mi się to uda. Pan Kowalski był bardzo dobrym trenerem, poza tym dzięki niemu trafiłem właśnie do Śląska. Polecił mnie Ryszardowi Tarasiewiczowi. Cieszę się, że moja kariera tak się potoczyła.
A jednak w Śląsku mógł pan mieć chwile zwątpienia. U Tarasiewicza miał pan pewne miejsce w składzie, ale u Oresta Lenczyka często był pan rezerwowym.
– W karierze chodzi także o to, żeby się nie poddawać, zwłaszcza jeśli masz jakieś momenty zwątpienia, zawahania. Kiedy wszystko źle się układa, trzeba dawać z siebie jeszcze więcej, a rezultaty takiego postępowania muszą przyjść. Zawsze wierzyłem, że dam radę. Do końca trenowałem i wiedziałem, że powinno być dobrze.
Wiadomo było od dawna, że jest pan dobrym piłkarzem, ale teraz pańska forma wręcz eksplodowała. Co się na to złożyło?
– Ukłony dla całego sztabu szkoleniowego, który tak przygotował nie tylko mnie, ale całą drużynę. Widać, że biegamy za piłką od pierwszej do ostatniej minuty, mamy siły do końca. Jesteśmy przygotowani bardzo dobrze. Widać to szczególnie w prestiżowych meczach w Lidze Europy. Dodam też, że jeżeli w danym dniu po treningu wydaje mi się, że mi czegoś brakuje, to akurat w kolejnym dniu jest to uzupełnione. I to jest bardzo fajne. Mam nadzieję, że ta moja forma utrzyma się jak najdłużej na tym poziomie, a może jeszcze wzrośnie.