Reklama

Pierwszy wpis na blogu Radosława Matusiaka. Zapraszamy co tydzień!

redakcja

Autor:redakcja

22 sierpnia 2013, 17:36 • 4 min czytania 0 komentarzy

Kilka dni temu dostałem propozycję prowadzenia bloga na Weszło. Pytam się, czy to ciężka robota… Nie. Napiszesz kilka słów po kolejce ligowej, czy meczu kadry. Tak, wiesz, żeby było ciekawie i niebanalnie – słyszę w odpowiedzi. Myślę… co można ciekawego napisać po kolejce ligowej polskiej ekstraklasy?

Pierwszy wpis na blogu Radosława Matusiaka. Zapraszamy co tydzień!

Wiadomo, że Sebek Mila rzuci parę piłek na nos, młody Kosa uroni trochę łez na boisku, co z poziomu trybun będzie obserwował duuuży Kosa. Wyróżni się Nakoulma, a pierwszy ciekawy zwód będzie w wykonaniu prezesa, w terminie przelewu pensji, najpewniej w Widzewie.

Może więc niebanalnie? Tutaj mam chyba więcej możliwości.

Tak na poważnie, zastanawiam się, o czym chcielibyście czytać. Jeśli mam tu zagościć na dłużej i nie oberwać odłamkowym z komentarzy. Oczywiście mógłbym filozofować nad stanem rodzimej kopanej. Pastwić się nad kadrą czy rozwodzić nad tym, jak być powinno, a nie jest. Na to pewnie też przyjdzie czas. Ale na początek, żeby was zainteresować, przytoczę kilka autentycznych historii z mojej kariery. Zaraz znajdą się tacy, co spytają: jakiej kariery? Denerwuje mnie jednak sformułowanie „przygoda z piłką”. Takie udowadnianie na siłę sobie i innym, że jest się nikim. Oczywiście, jest spora różnica między karierą Ronaldo i Sobieraja.

Tak więc na początek niebanalna – a jakże:-) – historia z pewnym agentem i pewnym rosyjskim klubem. W czasach kiedy byłem jeszcze w sztosie. Owy klub miał w zarządzie wiceministra gospodarki Rosji. Tak przynajmniej twierdził owy agent. Co więc nie oznacza, że tak było naprawdę. Swoją droga, dobrze, że nie chodziło o ministerstwo obrony narodowej. Strumień, a raczej rzeka zielonych dodawała mocno uroku temu stosunkowo niedużemu i dość młodemu klubowi.

Reklama

Siedzimy więc z dwiema decyzyjnymi osobistościami z klubu w jednym z łódzkich hoteli. Rozmowa po angielsku. Mój menedżer jakoś sobie radzi, choć słychać, że życie ustrzegło go od dłuższego pobytu w ojczyźnie Szekspira. Angielskiego uczyłem się od przedszkola, więc konwersacje rozumiem.

Padają zapewnienia o pięknej bazie, nowym stadionie, trenerze, który się we mnie zakochał. Padają też oczywiście sumy. Ostatecznie staje na milionie dwieście za podpis i trzyletni kontrakt na łączna sumę 2,5 mln dolarów. Propozycja niezła, a nawet dobra. W dalszej części jest mowa o prowizji dla agenta, która ma być osobną sprawą między klubem a agentem właśnie.

Po kilku kurtuazyjnych zapewnieniach o obustronnych chęciach, żegnamy się. Na drugi dzień dzwoni do mnie wspomniany menedżer.

– Ale propozycja, co? Masakra. Zwaliło cię chyba z nóg wczoraj…
– Rzeczywiście, dobra – mówię.
– Dobra?! – wali zdziwiony menago. – Milion za podpis i dwie i pół bańki nazywasz dobrą ofertą? – nie może się nadziwić.
– Milion? – pytam. – Słyszałem, że miało być milion dwieście.
– Dwieście trzeba im odpalić – słyszę w odpowiedzi.

Po tych słowach rozłączyłem się. Akurat to był czas, że nikomu odpalać nic nie musiałem. Na drugi dzień menedżer znów dzwoni. – Nie bądź głupi – mówi. – To jest okazja twojego życia. Twoje dzieci będą jeszcze z tego żyły. 800 tysięcy za podpis i 2,5 kontraktu to kosmos!
– 800??? Wczoraj mówiłeś, że milion.
– Tak, ale nasza prowizja przecież jeszcze…

Wkurwiłem się nie na żarty. Odłożyłem słuchawkę. Widać było, że menago chce przyciąć solidnie z każdej strony. Od tego momentu nie chciałem mieć kontaktu z tym agentem. Nie lubię dziadostwa. Później jeszcze przez pośredników próbował mnie nakłonić do podpisania umowy w tym klubie. Nawet kwota za podpis wróciła do początkowych rozmiarów. Lecz moja droga prowadziła już do słonecznej Italii. Ale o tym już następnym razem.

Reklama

Mam nadzieję, że nie zanudziłem was, i że historia była chociaż odrobinę ciekawsza od ostatniego odcinka „Na Wspólnej”. Może w kolejnym wpisie zaserwuję wam historię o pewnym polskim trenerze, który obliczał średnią wzrostu zawodników poszczególnych zespołów. A może jednak wydarzy się coś ciekawego w naszej kolejce ligowej? W każdym razie – będzie śmiesznie.

RadoMatu
– do tej pory nie wiem, kto wymyślił tak idiotyczną ksywę:-)

Najnowsze

Boks

Kolejny freak czy wielka szansa dla boksu? Kim jest Jake Paul?

Szymon Szczepanik
3
Kolejny freak czy wielka szansa dla boksu? Kim jest Jake Paul?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...