Kazachski futbol wchodzi na salony. Czy się tu zadomowi?

redakcja

Autor:redakcja

21 sierpnia 2013, 13:32 • 4 min czytania

Choć w Karagandzie od dekad wydobywano z lokalnych złóż węgiel, tak wczoraj górnicy, bowiem Szachtior to „Górnik”, na boisku w Astanie natrafili na żyłę złota. Złota, które może szerokim strumieniem popłynąć na konto klubu prosto z kasy UEFA, jeśli tylko ekipie Wiktora Kumykowa uda się na Celtic Park obronić zaliczkę z meczu u siebie. Trener mistrzów Kazachstanu już zapowiedział, że jeśli jego zespół wywalczy awans, to on uczci to rzucając po trzydziestu pięciu latach palenie.
Jeśli o Kazachstanie słyszałeś tylko z filmu o Boracie, to kraj ten mocno by cię zaskoczył. Przede wszystkim dzięki zasobom naturalnym sytuacja ekonomiczna jest bardzo dobra, w regionie centralnej Azji to finansowa potęga. Astana natomiast nazywana jest Dubajem regionu i nie da się ukryć, iż choć niektórzy zarzucają architekturze stolicy kiczowatość, tak zwraca ona uwagę. Pieniądze bynajmniej nie powędrowały tylko na rozbudowę stolicy, ale także na edukację, opiekę zdrowotną, infrastrukturę. W konsekwencji wzrost zamożności w kraju ostatecznie ma także zwykle swoje przełożenie na sport. Choć w Kazachstanie największe sukcesy odnoszą bokserzy oraz hokeiści, tak mimo wszystko to futbol jest najpopularniejszym sportem w kraju.

Kazachski futbol wchodzi na salony. Czy się tu zadomowi?
Reklama

W rodzimej ekstraklasie nie uświadczymy wielkich gwiazd, ale zaczyna się tutaj płacić coraz poważniejsze pieniądze, pojawiają się więc też coraz poważniejsi piłkarze. Skusić na nie dają się niektórzy uznani gracze z przeszłością w lidze rosyjskiej, jak choćby Ermolenko, Dawidow czy Cicero. Wśród licznego zaciągu z Bałkanów znajdziemy też dwa nazwiska znane z Ekstraklasy – Filipa Ivanovskiego pamiętanego z Groclinu oraz Kojasevicia z przeszłością w Jadze. Oczywiście, każdy gracz pięć razy się zastanowi i przejrzy swoje oferty, zanim powędruje do Azji centralnej. Jednak ewentualny awans Szachtiora do Ligi Mistrzów mógłby odmienić sytuację, bo i sami zawodnicy zaczęliby traktować ten kierunek z większym respektem. Warto też powiedzieć, że mądrą decyzją było zmniejszenie liczby klubów w lidze do ledwie dwunastu, mimo przecież ogromnego terytorium kraju. Poziom w lidze dzięki temu się podniósł, co widać po pucharach: w tym roku, poza sukcesami górników, inne kazachskie kluby mają na rozkładzie już choćby Lewskiego Sofia i norweski Hodd. Aktobe w czwartek zmierzy się z Dynamem Kijów w walce o Europa League.

Choć Szachtior wczoraj zaimponował przede wszystkim skuteczną grą obronną, tak siłą zespołu jest atak. Tutaj najważniejszą postacią jest legenda klubu, strzelec ponad 100 bramek dla zespołu, Andriej Finonczenko. Urodzony w Karagandzie, przeszedł w tym klubie karierę od chłopca do podawania piłek, przez kapitana, aż do futbolowej ikony miasta. Mimo że miał w swoim czasie oferty nawet z ligi rosyjskiej, pozostał wierny górniczym barwom: „Pieniądze nie są najważniejsze. Owszem, były lepsze i gorsze czasy, ale ostatecznie dziękuję przeznaczeniu, że jestem tu, gdzie jestem”. Poza nim w ataku gra Białorusin Igor Zenkowicz (kiedyś odpalony na testach w Koronie), czyli najlepszy strzelec ligi, a także błyskotliwy Khizniczenko, który wczoraj mocno dał się we znaki Celticowi. Ceniony jest też Roger Canas, który kiedyś przewinął się przez Jagiellonię, a w Szachtarze ma pewne miejsce w składzie i stosunkowo często jak na pomocnika strzela też bramki.

Reklama

Awans do Ligi Mistrzów naturalnie byłby wydarzeniem historycznym dla piłki w Kazachstanie, a co dopiero dla samej Karagandy. Wcześniej największym sukcesem tego klubu był awans w latach 70-tych do najwyższej klasy rozgrywkowej Związku Radzieckiego. Górnik był wówczas bogatym klubem, na mecze przychodziło nawet po 30 tysięcy kibiców, a stadion miał sztuczne oświetlenie jako jeden z pierwszych w ZSRR. Problem w tym, że do dziś Szachtior gra na tym samym stadionie, pamiętającym jeszcze lata 50-te, dlatego wszystkie mecze – czy to w CL, czy w LE – będzie rozgrywał na nowiutkim stołecznym stadionie w Astanie.

Patrząc obiektywnie jednak, futbolowi w Kazachstanie daleko wciąż nawet do średniego poziomu. Na wielkich, postsowieckich stadionach kilkutysięczne grupy kibiców wyglądają mało poważnie, a reprezentacja wciąż szoruje dno rankingów i eliminacyjnych grup. Tamtejsza piłka zaczyna zbierać jednak owoce nie tylko poprawy sytuacji ekonomicznej kraju, ale także dobrych decyzji. Seilda Baishakov, wiceprezydent KFF (Kazakhstani Football Federation), podkreśla choćby wagę przeniesienia się do strefy UEFA: „W 1992 wybraliśmy dołączenie do azjatyckiej piłki, zamiast europejskiej. Był to wielki błąd, tamte lata są dla nas latami straconymi”.

Również liga według niego jest „na właściwej drodze”, a zmniejszenie liczby rywalizujących na najwyższym poziomie klubów było kluczem do sukcesu. W marcu tego roku Baishakov zdiagnozował zresztą trafnie sytuację kazachskiego futbolu: „tylko, jeśli kluby zaczną lepiej sobie radzić w europejskich pucharach, przyciągną uwagę bogatych sponsorów i inwestorów. Ich pieniądze natomiast pomogą podnieść poziom ligi, a to z kolei podniesie także poziom kadry, Kazachowie na co dzień będą mierzyć się bowiem z silnymi rywalami”. Za tydzień jego sen może się spełnić, choć szczerze mówiąc trudno podejrzewać, by nawet w najśmielszych snach widział on występ klubu z Kazachstanu w najbardziej elitarnych klubowych rozgrywkach na planecie.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama