Reprezentacja, liga austriacka, Scottish Premier League, ale też nasza Ekstraklasa. Z takich źródeł czerpał Grzegorz Szamotulski, wybierając jedenastkę swoich najlepszych kumpli. Znaleźli się w niej byli zawodnicy Legii, Admiry Wacker czy Jagiellonii, a także napastnik, w którym zeszłym roku został wytransferowany za 12 milionów funtów… Nie przedłużamy, oddajmy głos „Szamo”.
– Na bramce miałem mały dylemat, dopóki się nie dowiedziałem, że nie mogę wystawić samego siebie. Ostatecznie zdecydowałem się jednak na Adama Matyska, który w reprezentacji był zdecydowanie lepszy od Dudka, a grając z Norwegią, mecz wybronił nawet bez barku. Wysoka klasa. A jak wystawiamy takiego bramkarza, to można spokojnie pograć z trzema obrońcami. Na początek Frank Verlaat, z którym grałem w Sturmie Graz i którego nazywaliśmy „pradziadkiem”. Facet występował w lidze austriackiej do 39 roku życia i zawsze był profesjonalistą. Obok niego zagra Jacek Zieliński, którego czasem zdarzało mi się szturchnąć (zawsze potem przepraszałem!), ale bez którego nie poszłoby mi w Legii tak dobrze. Po prostu legenda. I na koniec Rob Jones, dwumetrowy mega kapitan z Hibernian. Rzucał się po boisku jak w hokeju, a po wybiegnięciu na boisko zawsze sam kierował się ku lewemu narożnikowi chyba po to, by się modlić.
Nieistotne. Lecimy z pomocnikami. Na jednym skrzydełku Kamil Grosicki – pełny gaz na boisku i poza nim (Niech żyje bal!), a na drugim Barry Robson, który kiedy chciał, sam wygrywał nam mecze, a kiedy nie chciałâ€¦ przegrywał, bo stał przy linii. Musiałem jednak znaleźć dla niego miejsce, bo lewą nogą naprawdę wiązał krawaty. W środku generał Leszek Pisz, nie trzeba uzasadniać i Sol Bamba. Potężny chłop, który w zeszłym roku trafił do Trabzonsporu, a gdyby zderzył się z TIR-em, to… nie chciałbym być na miejscu TIR-a.
W ataku naturalnie pojawi się Wojtek Kowalczyk, który z główki walił mocniej niż z woleja, a obok niego Marc Janko, który co prawda na początku był samolubem i nikomu nie podawał, tylko strzelał, ale jednak świetnie się rozwinął, pograł w Twente, Porto, a ostatnio – podobnie jak Bamba – w Trabzonie. No i Steven Fletcher, którego w Hibernian polubiłem z miejsca, bo jako jedyny od pierwszego dnia dobrze przyjął mnie w klubie. Nie, jak obcokrajowca, tylko nowego kumpla. Chudy chłop, ale wyrzeźbiony jak cholera. Dobra gra głową, mega lewa noga, świetne przygotowanie fizyczne, a na plecach… wielki tatuaż z napisem „Fletcher”. „Hibs” najpierw sprzedali go do Wolves za ponad 6 baniek, a następnie przeszedł do Sunderlandu za 12. O czymś to świadczy.
A na ławce trenerskiej zasiądą Stefan Majewski i Lesław Ćmikiewicz… No dobra, żartowałem. Jedenastka miała być poważna.





