O tym, że w Kielcach po zwolnieniu Ojrzyńskiego nie strzeliły szampany, ale resztki dobrej atmosfery wokół klubu nikogo nie trzeba było uświadamiać. Postanowiliśmy jednak na własne oczy przekonać się, jak wygląda sytuacja Korony po wojnie, jaka przetoczyła się w ostatnich tygodniach przez tamtejsze murawy, szatnie i gabinety. Oprócz rozmowy z Pachetą, nowym trenerem Korony (dostępna na dniach), zajrzeliśmy na trening prowadzony przez zmodyfikowany sztab szkoleniowy. Pierwszy wniosek: nie jest wesoło. Albo raczej – jest wesoło, ale nie do końca tak, jak życzyliby sobie tego kibice z Kielc.
Pomijając już fakt, że Pacheta jest świadomy wyzwania, które przed nim stoi i rozmiaru butów, które zostawił po sobie Ojrzyński (wzorem Marcelo Bielsy powtarzał kilkakrotnie: “muszę przekonać piłkarzy do siebie, do swojej wizji”), towarzyszy mu… dość kontrowersyjny tłumacz oraz ciągłe chichy z wielu stron – “hasta manana… No manianę to mamy tu niezłą”. Nie chodzi nawet o samych piłkarzy, którzy trenowali z pełnym zaangażowaniem, ale o całe środowisko – od ochroniarzy, przez kibiców, aż po przypadkowych przechodniów obserwujących jak Hiszpan bezradnie próbuje wytłumaczyć swoim podopiecznym kolejne ćwiczenia.
Przykład numer jeden, tłumacz jak zwykle przygląda się przepięknej linii horyzontu rozmarzonym wzrokiem wędrując po Górach Świętokrzyskich, tymczasem 40 metrów dalej Pacheta dyskutuje zaciekle z Sierpiną. Sierpina kiwa ze zrozumieniem głową, potakuje, Pacheta zdaje się nie zauważać, że równie dobrze mógłby aktualnie recytować mu Illiadę po hebrajsku wrzucając “balon” między zdania. Ćwiczenie trochę koślawo, trochę niemrawo, ale w miarę według zamysłu szkoleniowca. Powtórka idzie nieco gorzej, tłumacz ofuknięty i przywołany na drugi koniec boiska. Zastanawiamy się, czy nie wziąć go dziś pod lupę – to ewidentnie jego dzień.
Udanie przetłumaczone zalecenia trenera – 60%
Czytanie gry – 60%
Gestykulacja – 120%
Przejmowanie się rolą – 350%
Komizm efektu finalnego – 200%
No dobra, bez żartów, wiecie, o co chodzi. Mówiąc jednak serio – Pacheta może się asekurować wyświechtanymi sloganami, że język futbolu jest uniwersalny, ale jeśli bardzo powoli tłumaczy swojemu zawodnikowi w języku dla niego obcym, że ma stanąć z piłką i ją przetrzymać, a ten momentalnie odgrywa do trenera, to… coś tu nie gra. Piłkarze Lecha po odejściu Bakero otwarcie i publicznie podkreślali, że osoba tłumacza to dodatkowa bariera w komunikacji, którą ciężko przeskoczyć. A skoro problem, choć pewnie tymczasowy, mają w Kielcach z tak banalnymi zaleceniami, to jak musi wyglądać analiza sparingu z Cracovią, która trwała dziś blisko półtorej godziny? Kiedy Sierpina zrozumie, że delantero to nie kumpel Del Piero, ale pozycja Korzyma, a Malarczyk, że defensa central to jego miejsce na boisku, a nie siedziba Samoobrony. Na razie wygląda to dość topornie, momentami zabawnie, ale w jednej kwestii zdania nie zmieniamy. Pacheta na własne życzenie wskoczył w bardzo duże buty i na razie – choć robi dobrą minę i w każdej, dosłownie każdej kwestii jest optymistyczny, to jednak do jego kandydatury podchodzimy ze sporym dystansem. Może nawet lekkim powątpiewaniem, choć w piłkarską wiedzę Hiszpanów na ogół wierzymy.
Pozytywne jest natomiast to, że Jose Rojo Martin nie zamierza przeprowadzać rewolucji i uczyć fighterów tiki-taki ani pieszczenia piłeczki, jak przewidywało wielu dziennikarzy, tylko – przynajmniej tak mówi – sam zamierza się dostosować do realiów. Pierwszy sprawdzian już w poniedziałek. Jeśli nie pójdzie po jego myśli, to buty będą się robić coraz większe.