Puchar Polski: Wisła przyjemna dla oka, gorąco w meczu Podbeskidzia

redakcja

Autor:redakcja

17 sierpnia 2013, 03:00 • 3 min czytania

Z czym miała największy problem Wisła w zeszłym sezonie? Nie z rywalizacją z najlepszymi, bo to właśnie w meczach z Lechem czy Legią potrafiła rozegrać naprawdę niezłe mecze, w których widać było nawet coś, co od biedy można by nazwać: jakością. To w spotkaniach z rywalami teoretycznie słabszymi, a więc w meczach, które powinni wygrać, najczęściej krakowanie spektakularnie, efektownie, niewybaczalnie dawali dupy. Zatrzymanie tej tendencji to być może największe osiągnięcie początku sezonu w Wiśle, a takie spotkania jak to z Zagłębiem Sosnowiec tylko to potwierdzają.
Cóż, takie czasy, trzeba się w Krakowie gremialnie radować ze zwycięstw z rywalami z II ligi, zamiast fetowania skutecznej gry w Europie. Ale szyderstwa na bok: wreszcie zobaczyliśmy Wisłę, która nie męczy się z rywalem, która jasno pokazuje, kto jest wyżej cenionym zespołem. Cztery bramki, a każda z nich po ładnej, kombinacyjnej akcji. Efekt tego, co z Białej Gwiazdy już dawno zniknęło: pod każdym względem wyższej kultury gry. Obudził się Garguła, zaimponował altruistyczny dziś jak PCK Paweł Brożek, a na tle słabszych rywali Michał Chrapek wreszcie pokazał czemu nie jest Danielem Brudem. Jedyny problem Wisły, to że nie gra ona w II lidze zachodniej, a w Ekstraklasie.

Puchar Polski: Wisła przyjemna dla oka, gorąco w meczu Podbeskidzia
Reklama

Na marginesie warto docenić też kibiców z Sosnowca, którzy zmobilizowali się na mecz w sile 5000 osób, co na tym etapie rozgrywek jest czymś godnym uwagi.

Reklama

No i GKS – Podbeskidzie. Chyba nikt, kto wybierał się dzisiaj na Bukową, nie spodziewał się, że mecz ten będzie aż tak obfitował w futbolowe precedensy. Takiego karnego, jakiego otrzymał dziś GKS, nie pamiętają nawet najstarsi – nomen omen – górale. 73 minuta, Katowice wykonują rzut rożny, Dariusz فatka wybija jednak piłkę, po którym to wybiciu idzie kontra zakończona groźnym, acz niecelnym strzałem Krzysztofa Chrapka. A więc teraz wybicie z piątki, prawda? Błąd! Czerwona kartka dla Franka Adu Kwame i karny dla katowiczan. Sędzia postanawia wrócić bowiem do poprzedniej akcji, po drodze wyrzucając również Czesława Michniewicza na trybuny, który nie docenił wyjątkowości wydarzenia, a wielce prawdopodobne, iż drugi raz na boiskach innych niż orliki takiego czegoś już nie uświadczy. Grające w dziesiątkę Podbeskidzie zagrało lepiej, niż w jedenastkę, było bardziej zmotywowane i szybko wyszarpało remis. Nie starczyło im jednak sił na dogrywkę i w 104 minucie Pitry pogrążył gości.

Choć Czesław Michniewicz przekonuje, że „największym rywalem był sędzia”, tak z drugiej strony patrząc na jakość gry kibice z Bielska-Białej mogli się przekonać dziś tylko o tym, iż obecnie kadrowo bardziej pasują do I ligi niż do Ekstraklasy. Wynik wynikiem, ale przede wszystkim sam mecz był bardzo wyrównany, nie było bynajmniej widać różnicy klas, która powinna dzielić przecież średniaka I ligi i rewelację wiosny w Ekstraklasie. Jakkolwiek mówi się często, że jeden zawodnik w piłce nożnej wiele nie znaczy, tak jednak gdy patrzy się na Podbeskidzie z Demjanem i bez, to ciśnie się na usta jedno, proste żołnierskie zdanie: „no, kurwa, inny zespół”. Pitry, Fonfara czy Wróbel szturmem wzięliby obecnie miejsca w jedenastce z Bielska.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama