Królewski transfer Wolfsburga – uderza nagłówkiem „Bild” i trudno się z nim nie zgodzić. Głośna i długa saga dotycząca przyszłości Luiza Gustavo właśnie dobiegła końca i ma zaskakujące rozstrzygnięcie. Nie Arsenal, nie Chelsea, nie Inter i nie Barcelona, tylko niemiecki ligowy średniak. Z ogromnymi możliwościami finansowymi, z dużymi planami i ambicjami, ale wciąż średniak. Brazylijczyk, który w zeszłym sezonie zdobył z Bayernem Ligę Mistrzów, przynajmniej przez najbliższy rok nie będzie grał w europejskich pucharach.

W klubie z Volkswagen-Arena od kilku dni czekali na odpowiedź. Na zwykłe, choć mające wielkie znaczenie „tak”. Doczekali się. – Jesteśmy przeszczęśliwi, że mamy go u siebie – nie ukrywa Mike Schuessler, menedżer Wolfsburga. W ostatnim czasie wszyscy mobilizowali siły, by go namówić. Diego Benaglio zachęcał Luiza Gustavo, opowiadając mu przez słuchawkę o zespole i atmosferze w szatni. Przekonywał go trener Dieter Hecking, przekonywał też Martin Winterkorn – człowiek z Volkswagena. Udało się.
– Wiele osób krzyczy teraz, że Wolfsburg nie wyciąga wniosków z dawnych błędów z okresu Felixa Magatha. Nie wyciąga wniosków? Czy aby na pewno? Ten transfer jest jedną z najlepszych inwestycji klubu w ostatnich latach – nie ma wątpliwości Thomas Hiete, dziennikarz „Kickera”. Wolfsburg, według różnych źródeł, wyłożył właśnie na stół 15-20 milionów euro. Dotychczas najdroższym piłkarzem był kupiony trzy lata temu Diego, za 15 mln.
No właśnie, pieniądze. Zdaniem wielu, to one Brazylijczykowi zawróciły w głowie. Zamiast europejskich pucharów i walki o sukcesy, wolał kasę w Wolfsburgu. Szefowie klubu przyznają, że musieli trochę zainwestować, a sam zainteresowany opowiada o ciekawej filozofii trenera, projekcie klubu i życzeniach rodziny. – Najważniejsze było jednak, bym mógł regularnie grać. Chcę się przygotować do mundialu w Brazylii – przekonuje Gustavo. Tylko czy nie można było przygotowywać się w lepszej drużynie?