Cezary Wilk chce rozwiązać kontrakt i za darmo odejść z Wisły. Dwa dni temu złożył wniosek do PZPN-u. Fakt, że na myśl o wielu latach spędzonych w Krakowie nigdy nie skakał z radości. Nieraz mówił o chęci wyjazdu do innej ligi, tylko ta zagranica jakoś dotąd go nie chciała. To, co zrobił teraz oznacza niemal na pewno, że z Wisłą się rozstanie. Jeśli nie po decyzji władz PZPN-u, to za porozumieniem z klubem. Wiśle sprawy znów wymykają się więc spod kontroli. Kolejny mający jakąś wartość piłkarz ulatnia się za darmo, posługując argumentem o zaległościach. Tak jak wcześniej zrobiło to już paru innych.
Drużyna, która kiedyś z Maaskantem zdobyła mistrzostwo kraju, wykrwawiła Wisłę finansowo do ostatniej kropli, a lista zawodników, na których klub nie zyska ani grosza wciąż niebezpiecznie się wydłuża. Przypomniało nam się jak Mariusz Piekarski w niedawnym wywiadzie dla Super Expressu stwierdził, że policzył transfery, które przeprowadził i wyszło mu, że tylko samej Legii przyniósł w ostatnim czasie 40 milionów złotych zysku. To już daje dość jaskrawe pole do porównań. Z jednej strony Piekarski i Legia z 40 milionami. Z drugiej „mistrzowska” Wisła, która w sumie zarobiła od tamtego czasu… około milion euro.
Księgowała kasę za Kirma i Meliksona (szczególnie za tego drugiego znacznie mniej niż można było się spodziewać), bo reszta była tak słaba albo już tak stara, że sama prosiła się o rozwiązanie umów. W efekcie, licząc już z okresem „po Maaskancie” i nie biorąc pod uwagę graczy wypożyczonych:
– Dragan Paljić odszedł za darmo
– Tomas Jirsak odszedł za darmo
– Jan Frederiksen odszedł za darmo
– Michael Lamey odszedł za darmo
– Milan Jovanić odszedł za darmo
– Sergei Pareiko odszedł za darmo
– Kew Jaliens odszedł za darmo
– Cwetan Genkow odszedł za darmo
– Daniel Sikorski odszedł za darmo
– Kamil Kosowski odszedł za darmo
– Ivica Iliev odszedł za darmo
– Radosław Sobolewski odszedł za darmo.
Pewnie jeszcze o kimś zapomnieliśmy. Ale już nieważne.
Niestety dla klubu i kibiców, Wilk daje kolejny przykład, że ta tendencja tak łatwo się nie odwróci. Wisła nie ma na kim zarabiać. Ma tylko na kim tracić. Już to kiedyś napisaliśmy i nic do dziś się nie zmieniło – w jej obecnej kadrze nie ma jednego zawodnika, który mógłby zmienić barwy za podobną sumkę, za jaką sprzedano do Francji Meliksona. Wątpliwe, że za któregokolwiek dałoby się dostać chociaż pół miliona. Prędzej któryś rozwiąże kontrakt zrzekając się części zaległości niż przyniesie Wiśle kasę od innego klubu.
Poza tym na sprawę Wilka nie da się patrzeć tylko pod kątem finansowym. Trzeba też spojrzeć na nią po piłkarsku. Jasne, że ostatnio u Smudy nie miał życia, że nie zagrał u niego w ani jednym meczu. Z jakichś względów ustępował miejsca Stjepanoviciowi, a nawet niegrającemu na swojej pozycji Nalepie. Ale trzeba jednak oddać, że jeśli w ostatnich miesiącach w grze Wisły było coś powtarzalnego i nieprzynoszącego wstydu, to najczęściej ten orzący trawę i rywali środek pola. Duet Wilk – Sobolewski.
Piłkarsko Wilk nigdy nie był wirtuozem. Raz na kilka, kilkanaście kolejek ligi zdarzyło mu się celnie huknąć na bramkę z okolic linii pola karnego, ale rozegrania – błyskotliwego, takiego robiącego różnicę – nie miał nigdy. Miał odbiór. Wnosił charakter i walkę. Nie uciekał od odpowiedzialności, aż w końcu przejął opaskę kapitana. Dwa razy z rzędu, trochę z braku laku, został nawet wybrany piłkarzem Małopolski. O czymś to też pewnie świadczy. Stał się jedną z twarzy klubu. Plakaty, bannery, spotkania, koszulki – wszędzie Wilk i Głowacki.
Na boisku miewał lepsze i gorsze momenty. Chwilami był zupełnie kiepski i bezradny, ale mamy wrażenie, że najbardziej słaby był wówczas słabością całej Wisły i większości swoich kolegów. Pozbywanie się takich graczy w sposób, w jaki doprowadza do tego Wisła, niezbyt dobrze koresponduje z propagandą Smudy i Bednarza. „Wychodzimy na prostą”, „Mamy trzy okienka na budowę drużyny…”.
Pierwsze mija i póki co ciągle trwa rozbiórka.