Rzeźnia numer jeden już za nami – po niedzielnych meczach pierwszej ligi

redakcja

Autor:redakcja

28 lipca 2013, 20:45 • 3 min czytania

Najtrudniejszy jest ponoć pierwszy krok, wie o tym każdy fan muzyki, tańca oraz piłki nożnej. Ciężko było się zebrać do oglądania pierwszoligowych wyczynów, ciężko było obudzić się na mecze pierwszej kolejki w upalny, niedzielny poranek, tak jak ciężko było dzień wcześniej nie usnąć podczas spotkania Stomilu z Arką. Katorgi są już jednak za nami, a po wnikliwym obejrzeniu meczu Floty z Gieksą możemy nawet powiedzieć, że… było warto.
Było warto przede wszystkim ze względu na szacunek, jaki okazali kibicom zawodnicy ze Świnoujścia i z Katowic. Choć ledwie kilkaset metrów dalej ludzie rozkładali już leżaki na plaży zamierzając spalić się na czerwono w promieniach szalejącego dzisiaj słońca, oni nie tylko poruszali się po murawie, nie tylko walczyli (nie mylić z „pozorowali walkę”), ale nawet… grali w piłkę. Wyleczył się chyba wreszcie Rafał Grzelak, który swoją techniką przypomina, że kiedyś był ważnym ogniwem zespołu młodzieżowych mistrzów Europy. Jak zwykle pozytywnie wypadł Tomasz Wróbel, nieźle szarpał Krzysztof Bodziony. No i wreszcie człowiek kolejki, nie tylko za grę, ale za „całokształt”.

Rzeźnia numer jeden już za nami – po niedzielnych meczach pierwszej ligi
Reklama

Marek Opałacz. Facet, który najpierw zrobił coś takiego:

Reklama

A potem jako jedyny przedstawiciel szeroko pojętego „środowiska futbolowego” zaznaczył, że pogoda nie powinna być dla nikogo żadną przeszkodą, niezależnie, czy jest czterdzieści, czy minus dziesięć stopni. Osobowość kolejki, jak byk. A przy tym strzelec – jak się okazało – zwycięskiego gola. Sama gra? Niezła. Było parę zwodów (serio!), było kilka przyzwoitych, niesygnalizowanych uderzeń, było trochę pokładania się na murawie, trochę wślizgów i całkiem dokładnych dośrodkowań. W niedzielę o godzinie 13.00 przy temperaturze sześćdziesięciu stopni w cieniu nie jesteśmy zbyt wymagający, ale wyglądało to wszystko zupełnie znośnie.

W pozostałych dzisiejszych meczach dwie spore niespodzianki. Po pierwsze – Termalica pogubiła punkty z ROW-em Rybnik remisując 2:2. Na plus kibice gości, którzy w konkretnej reprezentacji zapełnili sektor gości w Niecieczy, na plus również bardzo ruchliwy Idrissa Cisse, na plus cały zespół z Rybnika, który grając w dziesiątkę doprowadził do wyrównania, a przy odrobinie szczęście mógł nawet wywieźć z kukurydzianego pola komplet punktów. Druga niespodzianka – dwa gole Smółki w meczu GKS-u Tychy z Górnikiem فęczna i zwycięstwo „gospodarzy” 2:0. Tyszanie wciąż mecze rozgrywają w Jaworznie, więc atut własnego boiska raczej nie istnieje, a ich wygrana jest o tyle zaskakująca, że łęcznianie mają za sobą najlepsze lato od wielu lat. Pojednanie z kibicami, transfery kilku naprawdę ciekawych nazwisk (i Grzegorza Bonina), do tego Jurij Szatałow na ławce. Na GKS nie wystarczyło.

Kolejkę domknął mecz GKS-u Bełchatów z Puszczą Niepołomice. Wszystko na ten temat napisaliśmy już w relacji live:

W meczu dwóch nowicjuszy na pierwszoligowym poletku, GKS Bełchatów pokonał Puszczę Niepołomice 1:0. Chętnie rozszerzylibyśmy jakoś wątek tego meczu, ale chyba wyczerpaliśmy już limit miejsca przeznaczonego na tego typu spotkania. Odbył się. Gola strzelił Wilusz. Trzy punkty w tabeli dopisali sobie gospodarze. Co więcej przeciętny polski kibic chce wiedzieć o meczu GKS-u Bełchatów z Puszczą Niepołomice?! Wracajmy do fetowania umiejętności piłkarskich Dalibora, a potem przyjrzyjmy się krakowskiej tiki-tace. Upieramy się przy swoim – pierwsza liga kończy się tam, gdzie zasięg tracą kamery Orange Sport.

Zdania nie zmieniamy.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama