Ekstraklasa od samego początku czaruje w swój unikalny, jedyny w swoim rodzaju sposób, zaspokajając gusta nawet najbardziej wyrafinowanych sadomasochistów. Cały czas jednak kręci się mimo wszystko wokół futbolówki, piłkarze swoje starania kierują przede wszystkim na strzelanie goli, ogółem gros widowiska to różne wygibasy z piłką przy boku. Dlatego też dla zwolenników innowacji, postępu i eksperymentów, proponujemy odkryte przez nas kilkanaście miesięcy temu krwawe rozgrywki łączące w sobie elementy pinballa, szachów, agroturystycznych wakacji, biegu w workach na 250 metrów, rzutu beretem do celu ruchomego i siatkówki plażowej. Pierwsza liga, dla niepoznaki określana jako rozgrywki piłkarskie właśnie rozpoczyna sezon.
Lubimy ironizować na jej temat, czyniąc z tych poważnych walk o awans do Ekstraklasy folklorystyczne i odpustowe bieganie za kurczakiem, ale w głębi serc żywimy do niej duży szacunek i sympatię. W końcu to właśnie tam kierujemy wzrok, gdy chcemy zobaczyć radosny futbol a’la Cracovia Stawowego (jak atakujemy to wszyscy, jak bronimy to nikt), to właśnie tam patrzymy, gdy zdegustowani poziomem Ekstraklasy tropimy świeże talenty gotowe do wzmocnienia krajowej elity, wreszcie to właśnie tam znajdujemy najlepszą rozrywkę. Nie znajdzie się tam najlepszego futbolu, nie znajdzie się tam najlepszych stadionów i znakomitych rzemieślników, ale całość w kategorii „entertainment” stoi naprawdę wysoko. Dlatego też dziś podajemy pięć powodów, dla których warto oglądać pierwszą ligę, od inauguracyjnego meczu Wisły Płock z Miedzią Legnica, aż po ostatnie spotkania sezonu.
1. Bo jest ciekawsza, niż opisy przyrody w książce „W pustyni i w puszczy”, a przy okazji ma swoją własną pustynię i Puszczę.
Właściwie wszystko już zostało powiedziane. Jest pustynia – a raczej pole, konkretnie pole kukurydzy, na którego środku wyrasta stadion Arena Auf Nieciecza, baza główna jednego z najpoważniejszych kandydatów do awansu, Termaliki Bruk-Bet KS. Jest również Puszcza, Puszcza Niepołomice. Obstawiamy, że barwnych postaci jak Kali, czy Staś „Dusan Radolsky” Tarkowski nie zabraknie, a całość pod względem wartkości akcji, będzie deptała po piętach epickiemu dziełu Henryka Sienkiewicza.
2. Bo Piotr Rocki.
Po prostu. Jeśli w wieku 40 lat stajesz się rozchwytywaną gwiazdą ligi, o którą kłócą się zażarcie dwa poważne kluby, jesteś naprawdę wyjątkowy. Jeśli w wieku 40 lat rozstawiasz po kątach młodzież, która ma stanowić przyszłość polskiego futbolu… To w sumie nic wielkiego, ale zawsze jakiś powód do dumy. Wreszcie gdy jesteś łysym, charyzmatycznym, pełnym humoru i waleczności dzikiem, który rolę playmakera w Kolejarzu Stróże mógłby swobodnie łączyć z szefem tworzącej się nabojki tego klubu – warto cię śledzić. Taki jest „Rocky”. Taka jest pierwsza liga.
3. Bo może Grzegorz Bonin będzie siedział na ławce
Właściwie obecność Grzegorza Bonina nie tyle w składzie meczowym, ale w mieście, w którym rozgrywa się spotkanie na starcie przekreśla oglądanie tejże transmisji, ale i tak jego spadek do pierwszej ligi postrzegamy jako plus. Po pierwsze – nie będzie go już w Ekstraklasie. Po drugie – jego długie konary będą zalegały na dalekim południowym wschodzie, gdzie jak wiadomo piłkarskie życie istnieje w bardzo ograniczonym zakresie. Po trzecie – to pierwsza liga! Tutaj każdy jest mile widziany, o ile potrafi jakieś fajne, magiczne sztuczki. Bonin opanował do perfekcji sztukę stania w bezruchu, nawet gdy wokół pali się i wali, więc mamy nadzieję, że i tu zaprezentuje jakieś interesujące triki.
4. Bo liga wydaje się silniejsza, niż rok temu i zwyczajnie – piłkarsko – lepsza
4. Bo doszło/pozostało paru (PARU!) niezłych grajków
Tomasz Wróbel w Gieksie Katowice. Glauber i Marcus Da Silva w Arce. Maciej K. w Olimpii Grudziądz. Odnaleziony po latach Janusz Dziedzic, nieobecny przez kilka sezonów Arkadiusz Mysona. Tadrowski, Makowie, powracający Trochim. Kilku ludzi na tym poziomie potrafi pograć w piłkę, może istnieje szansa, że poza dużą dozą humoru (ale i walki!) zobaczymy też po prostu dobre, solidne piłkarskie show.
5. Bo tutaj nie ma odpuszczania (do 22 kolejki).
Tego pierwszoligowcom nie można odmówić. Każdy z nich, przynajmniej przez pierwsze dwadzieścia meczów daje z siebie wszystko, bez jakiegokolwiek odpuszczania, odstawiania nogi i stękania primabaleriny. Jeśli futbol to wciąż męski, brutalny sport – na potwierdzenie tej hipotezy bralibyśmy raczej urywki z meczów pierwszej ligi, niż Ekstraklasy. Kości trzeszczą, krew się leje, sępy krążą nad boiskami, a wygłodniałe psy i hieny po murawach (prawdziwa historia, sprawdźcie mecz GKS-u Tychy z Zawiszą Bydgoszcz z ubiegłego sezonu). Jest walka, wojna, brakuje tylko naparzania się po twarzach (bo po nerkach przy stałych fragmentach zdarza się dość często).
***
Nie wzbijemy się tutaj na wyżyny oryginalności, nie będziemy szukać na siłę jakichkolwiek nowinek i aktualizacji. Pierwsza liga nie zmieniła się przez te kilka tygodni przerwy, więc i my musimy powtórzyć to, co pisaliśmy o niej już wiele razy. Swojska, czasem nieporadna, wypełniona walką, ale i kiksami, pełna absurdów, dowcipu i wpadek, ale również bardzo gościnna, (momentami) atrakcyjna dla oka i zwyczajnie sympatyczna.
Dziś start. Nie możemy się doczekać.