Gdy znajdziemy się na zakręcie, czyli… jedenastka niechcianych

redakcja

Autor:redakcja

27 lipca 2013, 14:25 • 7 min czytania

Ekstraklasa cieszy nas właśnie drugą serią gier, a wkrótce wystartują czołowe ligi zagraniczne. Chcieliśmy jakoś sprytnie połączyć to w całość, stąd pomysł na stworzenie wyjściowej (tak, to kluczowe słowo) jedenastki, do której powoływaliśmy według wzoru: pokopał w Polsce, wyruszył w świat i wrócił, chciałby wrócić albo jeszcze nie wie, że już powinien wrócić. Nasz skład tworzą piłkarze o sporej – jak na nasze warunki – marce, dopadnięci przez nieubłagany czas, problemy zdrowotne czy brak sympatii ze strony klubowego szkoleniowca. Każdy z nich trochę osiągnął, a nawet jeśli nie, to przynajmniej zna kogoś, kto gdzieś był, coś widział i opowiedział mu to i owo.
W sumie 327 występów w reprezentacji i 36 goli. Drużyna dinozaurów? Broń Boże, po prostu rówieśnicy piłkarzy Zawiszy Bydgoszcz, czyli średnia wieku nieznacznie przekraczająca 30 lat. Do tego dwóch „młodych” -z tyłu obiecujący, 25-letni stoper Augustyn, a z przodu niepokorny, młokos (zgodnie z wzorem: Duda minus 1 rok) Świerczok.

Gdy znajdziemy się na zakręcie, czyli… jedenastka niechcianych
Reklama

JERZY DUDEK

Początkowo planowaliśmy wystawić między słupkami Grzegorza Sandomierskiego, ale ten – na wieść o naszych planach – szybko zaklepał sobie wypożyczenie do Dinama Zagrzeb. Postanowiliśmy więc zrobić uprzejmość względem – w końcu! – członka Klubu Wybitnego Reprezentanta i w ten sposób utrzymać go w rytmie meczowym. Bo forma 40-letniego Jerzego – oj, może trochę za bardzo chcemy być śmieszni – ostatnimi czasy jest w dołku. Tym golfowym. A przecież, co podkreślał wielokrotnie, jeszcze nie zawiesił korków (rękawic?) na kołku, nie powiedział ostatniego słowa, nie jest po drugiej stronie rzeki, nie czuje się wypalony, nie zagrał pożegnalnego meczu i wciąż nie ma dość. Zawsze można się wytrzeć dwa lata starszym Bradem Friedelem, prawda?

Reklama

MARCIN WASILEWSKI

Pierwsze skojarzenie: chciałeś wydymać Freda, teraz Fred wydymał ciebie. Zimą bardzo chciała go Legia, oferowała godne pieniądze, natomiast on wolał ławkę w Anderlechcie. Teraz role się odwróciły – w Warszawie mają już Dossę Juniora, a Wasilewski wspomnianą ławkę może zamienić co najwyżej na leżak. Leżak, na którym odpoczywając, czekałby, aż zadzwoni telefon. Jednak całkiem możliwy jest scenariusz, że prędzej skończy się lato, razem z nim pogoda, niż 60-krotny reprezentant Polski otrzyma satysfakcjonującą go propozycję. Miał być klub z Championship, miał być konkret z amerykańskiej MLS, teraz z kolei może się okazać, że będzie trzeba podkulić ogon i wybrać zespół nawet nie drugiej, a trzeciej kategorii.

BفAٻEJ AUGUSTYN

Często odnosimy wrażenie, że gdyby tyle czasu, ile spędza dbając o swój image włoskiego Belmondo, poświęcił na trening – byłby w Catanii kimś więcej, niż tylko schowanym głęboko w szafie rezerwowym. Bo Augustyn – oprócz nieśmiertelnego „spuszczania z krzyża” – kojarzy nam się z gościem, który mając do wyboru bramkę (piłkarską) i bramę (np. modnej restauracji), zdecydowanie chętniej wybierze tę drugą. Po prostu luzak, wręcz do przesady. Ostatnio oglądał z trybun mecze Śląska Wrocław. Tego Śląska, co jak potrzebował stopera, to sięgnął do Izraela, a nie na lożę dla VIP-ów na własnym stadionie. To dość dobitnie świadczy o tym, że Augustyn – mimo że wraca z ziemi włoskiej do Polski, mimo że ma 25 lat i nie trzeba za niego płacić – nie jest rozchwytywany. A to i tak za dużo powiedziane…

DARIUSZ DUDKA

Jego przekleństwem – zdaniem wielu – była uniwersalność. Grał jako tako, za to wszędzie tam, gdzie rzucali go kolejni trenerzy. BYفA, choć w zasadzie wciąż JEST. Teraz problemów nie brakuje. Kłopoty zdrowotne zaproponowały mu kolejną pozycję – tym razem siedzącą. I znów ta uniwersalność… Albo ławka, albo trybuny. Wraz z końcem czerwca Dudce wygasła roczna umowa z Levante, w czasie której zaliczył w Primera Division całe 36 minut. Tyle czasu przeciętny mieszkaniec Walencji codziennie spędza w korku, próbując na czas dojechać do pracy. OK, doliczmy mu jeszcze te 76 minut z Ligi Europy, które powodują, że 65 (!)-krotny reprezentant naszego kraju wziął czynny udział w około 2% minut, które były do rozegrania w przekroju całego sezonu.

PIOTR BROٻEK

Wyraźnie nadszarpnięty zębem czasu, choć perspektywa posiadania niezłego technicznie lewego (i lewnonożnego) obrońcy powinna skusić przynajmniej kilka klubów Ekstraklasy, z… Wisłą na czele. W ostatnim sezonie pokazał, że jeśli czasami trochę bardziej mu się zachce, to wciąż potrafi grać w piłkę przyjemnie dla oka. Pamiętacie karnego a’la Panenka w meczu z Pogonią? A kilka akcji w trójkącie, kiedy klepiąc piłkę, z łatwością – wydawałoby się – tworzył przewagę na skrzydle? Piotrowi, podobnie jak bliźniakowi Pawłowi, największą krzywdę wyrządziły media – mniej więcej do 27. roku życia obaj lansowani byli jako młodzi-zdolni, którzy już zaraz, dosłownie za moment, wystrzelą na miarę talentu. Obaj wyjechali do Turcji, z przesiadką wrócili do kraju, wtem: bęc! Trzy dychy na karku, czyli bliżej niż dalej.

SفAWOMIR PESZKO

Peszce nie spieszy się, by wracać do Koeln, bo musiałby zgodzić się na sporą obniżkę, z czym sam zainteresowany pogodzić się nie zamierza. Tak trudno mu zrozumieć, że piłkarz drugoligowy zarabia jak… drugoligowy? Już kilka razy był „blisko” transferu do Serie A, tymczasem wciąż nie wie, gdzie będzie grał jesienią. Póki co – zamiast dogrywać piłki reprezentantowi Nigerii Anthony’emu Ujahowi, centruje na „parkany” Januszowi Dziedzicowi i Marcinowi Krzywickiemu, gościnnie trenując z Wisłą Płock. Chyba nie o to chodziło, prawda? Peszko jest jedynym piłkarzem w tym zestawieniu, za którego trzeba by zapłacić, jednak nie jest to jakaś wygórowana kwota – oczywiście jeśli mówimy o zawodniku w sile wieku (28 lat), wciąż celującym w powrót do reprezentacji.

ROGER

W Grecji grał. Często i – co najważniejsze – całkiem nieźle, choć w Polsce najgłośniej o nim było nie za sprawą spektakularnych goli czy asyst, a wtedy, gdy załapał się na fotkę, na której jego kolega z drużyny faszystowskim gestem celebruje zdobytą bramkę. No, był jeszcze drugi raz – jak okazało się, że wypłacał młodszym zawodnikom premie, bo jego AEK od dłuższego czasu mniej chętnie szastał forsą, więc pensje i kontraktowe bonusy należały do rzadkości. Po wyjeździe z Aten, przez jakiś czas Roger przebąkiwał o chęci powrotu do Legii, gdzie spędził najlepsze lata swojej kariery. W Warszawie tematu nie podjęto, co dobitnie świadczy o tym, że Mariusz Walter ani trochę nie miesza się już w sprawy sportowe. Gdyby do niego należała decyzja – Brazylijczyk z polskim paszportem właśnie szukałby mieszkania na Wilanowie.

MARCIN BURKHARDT

W pewnym momencie miał wszystko, by na lata stać się reżyserem gry reprezentacji Polski. Wysoki, bardzo dobry technicznie, z młotkiem w lewej nodze. Tyle że częściej, niż po boisku, biegał po mieście. Rzeczywiście – motorycznie prezentował się średnio, ale nie przeszkadzało to szefom Malagi, którzy bezpośrednio po meczu z Amiką chcieli, by już został w Hiszpanii. Nie wyszło. Później, mimo że w każdym miejscu dał się zapamiętać jako gość, mający to „coś”, zjeżdżał coraz niżej. W poprzednim sezonie odnalazł się w Azerbejdżanie, gdzie strzelił pięć goli, z czego większość pierwszorzędnej urody. Niedawno łączono go z Zawiszą – bez efektu. Tak czy inaczej, należy się spodziewać powrotu „Burego” do Ekstraklasy. W kadrze – debiut z Macedonią, jedyny gol z Maltą. Stać go było na wiele więcej.

EUZEBIUSZ SMOLAREK

Grać w ataku Borussii i strzelać gole dla reprezentacji Polski? Wydawałoby się to niemożliwe, a jednak! Bo Smolarek junior miał wyjątkowy dar – strzelał w kadrze częściej, niż w klubach. 47 występów i 20 goli z orłem na piersi, pamiętny mecz z Portugalią w Chorzowie. To wszystko sprawia, że nawet spore rozczarowanie – jak trzeba nazwać jego powrót do Polski – nie przysłoni jego wcześniejszych osiągnięć. Zatrudnienie w Białymstoku Piotra Stokowca spakowało Ebiemu plecak. Teraz – jako wolny piłkarz – szuka nowego zespołu. Przeczucie podpowiada nam, że wkrótce odkurzy kierunek „Araby, nie Araby”. Na swoim nazwisku zarobi jeszcze parę petro-dolarów…

IRENEUSZ JELEŁƒ

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie? Jego menedżer tak intensywnie szuka mu klubu, że nie podzielił naszego entuzjazmu, ostentacyjnie dziękując za rozmowę. Cóż, od kiedy francuska Ligue 1 bez żalu powiedziała Jeleniowi: au revoir, odtąd 32-latek każdy okres przygotowawczy spędza biegając po lesie. Bez klubu. Zresztą chyba też bez sensu. Jeśli samotnie hasa latem – do gry wraca pod koniec października. Jeśli zimą – nie wcześniej, niż w pierwszych dniach kwietnia. Więc gdzie jest logika? O co w tym wszystkim chodzi? W przeciwieństwie do Wasilewskiego – przecież nie o pieniądze, bo jak wtedy wytłumaczyć kontrakty w Bielsku-Białej i Zabrzu? Wysokie tylko jak na warunki tych klubów… Skoro najlepiej czuje się w okolicach Cieszyna, pozostał mu niewielki wybór.

JAKUB ŚWIERCZOK

Zanim na dobre przekonaliśmy się, co tak naprawdę potrafi, zwinął mandżur i wyjechał do Niemiec. Mimo obiecującego początku, Bundesligi nie podbił. W zeszłym sezonie miał odbudować się na wypożyczeniu w Piaście Gliwice, ale nie zdążył. Zerwane więzadła na meczu młodzieżówki i sezon z głowy. Dość powiedzieć, że jedyny występ, opatrzony komentarzem Mateusza Borka, zaliczył w klubie – szkoda tylko, że nocnym, a nie piłkarskim. Ostatnio trochę potrenował z drugą drużyną Kaiserslautern, próbował też zahaczyć się w Ruchu Chorzów, gdzie jednak nie przeszedł testów medycznych. Jeśli zgłosi się po niego chętny, nikt nie będzie mu robił przeszkód w odejściu. Przeciwnie – raczej na pożegnanie przybiją piątkę.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama