W najnowszym cyklu „Weszło z butami” przepytujemy Przemysława Kaźmierczaka, piłkarza Śląska Wrocław. Rozmawiamy o wynikach losowania kolejnej rundy Ligi Europy, nowym napastniku, Kelemenie, Stevanoviciu i wielu innych kwestiach.
Club Brugge – radość czy smutek?
Jeżeli mamy coś osiągnąć w europejskich pucharach, to takie drużyny trzeba ogrywać. Ale łatwo nie będzie.
Helsingborg czy Hannover?
Hannover.
Marco Paixao czy Łukasz Gikiewicz?
Marco. Od pierwszego treningu pokazuje, że jest dobrym zawodnikiem – potrafi wykończyć sytuację sam, ale też rozegrać z zespołem. Drużynie, która ma napastnika, będącego w stanie zagwarantować przynajmniej dziesięć goli, będzie łatwiej.
Antoni Ptak – sympatia czy żal?
Zdecydowanie sympatia.
Wąsy Levego czy loki Kulawika?
Niech będą wąsy Levego (śmiech).
Odejście Lenczyka – ulga czy obawa?
Ulga? Nie, bo za jego kadencji mieliśmy dobre wyniki. Ale za trenera Levego też nie jest źle, progres jest widoczny.
Gdybym nie był piłkarzem, to byłbym…
Szczerze? Nie mam pojęcia. Może ogarnąłbym studia, ale czy one by mi w ogóle coś dały? Czy rozwijałbym się w dalszym kierunku?
Studia – tak czy nie?
Studiowałem wychowanie fizyczne i zdrowotne. Chociaż inaczej, próbowałem studiować – dziennie, przez niespełna dwa miesiące. Nie dotrwałem nawet do pierwszej sesji, nie dałem rady tego pogodzić.
Kto ze Śląska do Turbokozaka?
Waldek? Może Waldek Sobota?
Liga Mistrzów – dalej czekamy czy „jak nie teraz to kiedy”?
Legia jest dobrym zespołem, dysponuje szeroką kadrę. Ma dużą szansę, żeby awansować.
Legia czy Lech?
Ciężki temat. Wybieram jednak Legię, bo trzymam kciuki za Marka Saganowskiego. Jak zaczynałem w ŁKS-ie, on miał już większy staż, widywaliśmy się też w Anglii i na zgrupowaniach kadry. Od dawna kibicuję „Saganowi”.
Najlepszy przyjaciel z boiska?
Paweł Golański i Rafał Grzelak.
Młody piłkarz, na którego najmocniej liczysz?
Ci z Legii – Furman i Łukasik. Widziałem ich na grudniowym wyjeździe kadry. Pełen szacun dla nich. Jeśli tak będą pracowali dalej, tym większa szansa na sukces.
Ulubiony trener?
Jednego to nie wymienię. Trener Dawidowski, który mnie wychował, Pietrzak, Ferreira i Pacheco, którzy dali mi szansę w Portugalii. Z Lenczykiem odnieśliśmy sukcesy, a dziś robimy postępy z Levym. No i jeszcze Baniak. Ciężko wybrać tego jednego, bo na swojej drodze poznałem wielu fantastycznych ludzi.
Trener, z którym nie było chemii?
Chyba nie było jej między mną a Nigelem Cloughem. Początek mieliśmy dobry, potem było gorzej i znów lepiej.
Najsurowszy trener?
Ci z Portugalii – Pacheco i Ferreira. Ale wybieram Pacheco.
Największa sportowa porażka?
Niedawne mecze z Hannoverem i Helsingborgiem, który był w naszym zasięgu, ale przy tylu popełnionych błędach… Ciężko było się odkręcić po tych pucharach, strasznie średnio wtedy wyglądaliśmy. Po tamtych spotkaniach przez miesiąc dochodziliśmy do siebie.
Największy sukces?
Mistrzostwo w Porto, wiadomo, fajnie. Do tego sukcesy w młodzieżówce, ale ważne są ostatnie trzy lata we Wrocławiu. Śląsk cały czas trzyma się czołówki.
Mistrzostwo ze Śląskiem czy mistrzostwo z Porto?
Ze Śląskiem. Triumf z Porto był pierwszy, ale we Wrocławiu miałem większy wkład.
Największa impreza po zwycięstwie?
Droga do mistrzostwa i… drogi powrotne przed zdobyciem tytułu. Ale takie okazje też coraz rzadziej, bo człowiek coraz starszy, bardziej mu się pilnować. Niestety, organizm dłużej się regeneruje (śmiech). Po kilku fajnych meczach były fajne imprezy, chociaż melanżem do upadłego bym tego nie nazwał.
Fioletowa ambrozja czy miodowy Ciechan?
Ostatnio mniej twardego alkoholu, to i niech będzie Ciechan.
Ulubiona bramka?
W barwach Boavisty z Benfiką, kiedy wygraliśmy trzy zero. A w Śląsku z Lechią, kiedy Tadzio Socha zaliczył asystę wyrzutem z autu, albo niedawno z Ruchem. Kilka lat temu ładnie weszło też z Legią. Nie mam tej jedynej, najważniejszej, ale kilka ciekawych się znajdzie. Jak już coś sobie włączę, to kilka od razu.
Mecz po którym chciałeś zapaść się pod ziemię?
Jeden z meczów w Porto, człowiek chciał się pokazać. Dostałem szansę w rozgrywkach pucharowych, z drugoligową Fatimą, ale przegraliśmy. Cóż, bez rytmu meczowego nie jest łatwo, a wtedy faktycznie wyszło słabo.
Najwieksza krytyka jaką usłyszałeś?
Niesmaczne były słowa Franciszka Smudy, kiedy nazwał mnie drewniakiem. Byłem już wtedy doświadczony, patrzyłem z dystansem, ale… niesmak pozostał.
Szydera w piłce – potrzebna czy drażniąca?
Jak najbardziej potrzebna.
Ilu dziennikarzy masz na czarnej liście?
Rzadko udzielam wywiadów, więc lista nie powstała. Nie mam żadnego gościa, z którym w ogóle bym nie gadał.
Najgłupsze pytanie od dziennikarza?
Irytują mnie, a pojawią się często, pytania w stylu: „Dlaczego tak dzisiaj zagraliście?”, „Dlaczego nie możecie wygrać meczu?” i „Dlaczego pierwsza połowa była słaba?”. Norma po meczach.
Ulubiony ekspert piłkarski?
Ekipa polsatowska jest profesjonalna i nie chodzi o żadne powiązania Śląska z Polsatem. Lubię komentarz Mateusza Borka, a fajnie wypowiada się też Tomek Wieszczycki z Canal Plus.
Największy twardziel w lidze?
„Sobol”.
Najbardziej niedoceniany piłkarz?
Nie docenia się naszego zawodnika, Dalibora. Mam z nim styczność codziennie i myślę, że ta krytyka w ostatnim czasie wobec niego jest na wyrost. Nie zasługuje na aż tak ostre słowa.
Marian Kelemen czy Rafał Gikiewicz?
Rafał, jak zaczął grać, zrobił postępy. Brakuje mu jednak doświadczenia i chyba też pokory, żeby poszedł w kierunku Mariana.
W szatni z Mrazem czy z Gikiewiczem?
Z Mrazem, wiadomo.
Największy pantoflarz w szatni?
Jak w Śląsku trzeba wyjść, to każdy wychodzi. Jak coś organizujemy, wszyscy są zwarci i gotowi.
Największy jajcarz?
W Śląsku to „Cetnar”.
Ostatnia książka jaką przeczytałeś?
„Biuro tajnych spraw”, a ostatnio zacząłem „Prawdziwego gangstera”. Ciekawe, polecam.
Ekstraklasa w telewizji czy spacer z psem?
Pół na pół, bo meczów zbyt wielu nie oglądam. Jak mam wybierać, to wolę spacer z dzieckiem.
Inwestycje – tak czy nie?
Tak. Nieruchomości, biznes… Nie można uderzać w jeden kierunek, trzeba lokować środki w kilku miejscach.
Sędzia, z którym poszedłbyś na piwo?
Musiał. Wydaje się w porządku.