Górnik Zabrze to – przypomnienie dla niezorientowanych – taka drużyna, która wiosną na piętnaście meczów przegrała aż dziesięć i która dodatkowo dopiero co sprzedała podstawowego bramkarza. Skąd taki wstęp? Ano stąd, że ta drużyna, która przegrała dziesięć meczów na piętnaście, czyli niepoważna, przyjechała do Krakowa, by zmierzyć się z Wisłą. Była bliższa zwycięstwa, ostatecznie zremisowała 0:0, ale komentator do znudzenia powtarzał: – Więcej się spodziewaliśmy, zwłaszcza po zabrzanach! Jesteśmy rozczarowani, zwłaszcza grą zabrzan! Nie jest to dobry mecz, ale przede wszystkich możemy mieć pretensje do zabrzan!
Wniosek oczywisty: wiślacy są aktualnie odbierani z taką troską, z jaką nauczyciele obserwują ułomne dzieci. Jak im się uda przejść przez jezdnię bez asysty dorosłych, to już sukces. Zespół Franciszka Smudy grał u siebie (z zespołem, który przegrał dziesięć meczów na piętnaście), zremisował, oddał ledwie dwa celne strzał. I – jeśli się dobrze wsłuchać – nie rozczarował! Sam Franio stwierdził: – To dobry wynik!
Jak to się ładnie mówi: znak czasów.
Gdyby dwa lata temu Wisła oddawała u siebie dwa celne strzały na mecz, to na treningu zjawiłaby się pewnie gruba (dosłownie i w przenośni) delegacja. Dziś bezbramkowy remis wystarczy. Wynik jest OK. Bez szału, ale nie można narzekać. Grunt, że postawiono mały kroczek w kierunku utrzymania. Grunt, że nie było kolejnej kompromitacji. Można rano spokojnie iść po bułki do sklepu, dziennikarze nie będą się natrząsać, nikt też nie naostrzy maczet.
Pierwszy dzień ekstraklasy to był dzień – hmm – dla pierdolniętych koneserów. Piłki w piłce było tyle, co mięsa w parówkach. Na pewno nie sto procent, i nie dziewięćdziesiąt, nie osiemdziesiąt. Sprawozdawcy odkurzyli niesłyszane od dwóch miesięcy sformułowania: pomysł dobry, ale wykonanie gorsze. Nasi ligowcy to bardzo pomysłowi ludzie, imponują horyzontami myślowymi, mają głowy pełne świetnych idei, ale niestety rozbijają się o kwestię tak przyziemną jak słynne „wykonanie”. Wykonanie gorsze niż pomysł (nigdy na odwrót) to znak rozpoznawczy tej ligi, w związku z czym przez 180 minut młócki nie obejrzeliśmy żadnej akcji, którą odpalimy sobie za dwa lata dni i cmokniemy z zachwytu. Wiślacy się starali, ale nie potrafili, zabrzan nie możemy rozgryźć (może i się nawet starali, to kwestia do dyskusji, ale na pewno nie potrafili), Zagłębie odstawiło tradycyjną inauguracyjną fuszerkę, tylko Pogoń zrobiła swoje, chociaż na kolana też nie rzuciła. Padły dwa gole, niezbyt ładne, nie zanotowano spektakularnych uderzeń z dystansu lub wykręcających gałki oczne dryblingów. Garguła – jak zawsze – odniósł kontuzję. Gliwa – jak zawsze – zawalił gola. Jeż – jak zawsze – myślał, że umie i jak zawsze ilekroć kopnął piłkę okazywało się, że jednak nie. Nakoulma – jak zawsze – robił wiatr, ale akcje finalizował, jakby sam był zawiany. W zasadzie: bez zaskoczeń. No, może Sobolewski był trochę zaskoczony tym, że gra przeciwko Wiśle, chociaż akurat słowo „przeciwko” w jego przypadku nie oddawało dzisiaj jego (kiepskiej) postawy. Jedyny Sobolewski, który dobrze się prezentował, to był jednak ten namalowany przez kibiców.
* * *
W zespole Górnika dobry mecz zagrał Rafał Kosznik. Jego transfer do Górnika Zabrze z GKS-u Bełchatów to oczywista kpina z zakazu nałożonego przez komisję licencyjną PZPN. Polska specjalność: omijanie przepisów, stosowanie sztuczek i wybiegów. Działacze z Zabrza postanowili być „sprytni”, serdecznie gratulujemy, ale powinni się jednak zastanowić, jakie konsekwencje może mieć naigrywanie się z komisji licencyjnej. Bo naszym zdaniem może mieć konsekwencje oczywiste: jeśli klub nie chce licencji warunkowej, to łaski bez, brać jej nie musi. Nie dostanie żadnej. Jeśli więc Górnik nie ma zamiaru stosować się do nałożonych kar, to może tych kar w ogóle nie otrzymywać i skończyć jak Polonia Warszawa.
Wersja dla naiwniaków: w Bełchatowie po to walczyli o Kosznika, po to kazali mu wracać do klubu w trybie pilnym i po to opowiadali, że ma ważny kontrakt, by na sam koniec stwierdzić – rozwiąż z nami kontrakt, Rafałku, jesteś wolny jak ptak! A Rafałek – jak na skrzydłach – do Zabrza, gdzie prezes zapytał: – A czy aby na pewno jesteś wolnym zawodnikiem i czy aby na pewno nie musimy za ciebie płacić ani złotówki?
* * *
Jeden tylko piłkarz Wisły w poprzednim sezonie grał naprawdę na tyle, na ile potrafił. Cezary Wilk. Nie jest to żaden wirtuoz, ale chłopak, który w każdym meczu zapieprza. I dzisiaj on, w tej fatalnej Wiśle, ląduje na ławce rezerwowych, a jego kosztem gra jakiś pacjent z Macedonii oraz chłopak, który dopiero co grał w Niecieczy i wcale nie w pomocy, tylko na obronie. Wilk może mieć u Smudy pod górę. Wystarczy obu przez chwilę posłuchać, by zrozumieć, że raczej się nie dogadają.
* * *
Pavel Hapal dziwił się w rozmowie z reporterem C+, że tak niewiele pisało się o jego klubie w okresie ogórkowym, a przecież powinien być za to wdzięczny. Bo gdyby Zagłębie było odrobinę bardziej medialne, nazwisko Czecha wymieniano by już kilkanaście razy w kontekście zwolnienia. My oczywiście do tego namawiać nie będziemy, niech sobie gość pracuje, ale fakty są takie, że Hapalowi póki co nie wychodzi NIC. To jednak spora sztuka przegrać u siebie z Pogonią po ściągnięciu Kwieka, Piątka i Przybeckiego. Bo tym, którzy w ostatnich dniach nie mieli dostępu do internetu, przypominamy, iż w ataku szczecinian dalej występuje Djousse, a nie Ljuboja.
W Zagłębiu nie zawiedli tylko Gliwa i Jeż (zagrali swoje), cała reszta w formie wakacyjnej. Z kolei Pogoń zaprezentowała się tak jak jesienią 2012 roku. Znów błyszczał Akahoshi (piłkarz meczu), nieźle wyglądały boki obrony, a środkowi pomocnicy wymieniali piłkę z taką łatwością, jakby grali sparing z Orłem Mrzeżyno. Do tego kilka niezłych zagrań dorzucili skrzydłowi Bąk i Murayama, czego brakowało Pogoni podczas rundy wiosennej. Ogólnie jednak szczecinianie nie musieli forsować tempa. Wygrali 2:0, oszczędzając siły na kolejnego przeciwnika. Poważniejszego.
Jako że jesteśmy specjalistami od wkurzania ludzi, to na koniec wkurzymy fanów Pogoni: pamiętajcie, że poprzedni sezon zaczął się do mocnego 4:0, też z Zagłębiem. A co było dalej, tego już lepiej sobie nie przypominajcie…
***
I truskawka na torcie. Dla wyjaśnienia: Rafał Misztal to bramkarz Chojniczanki Chojnice, Piotr Misztal to golkiper GKS-u Tychy, a Wojciech Małecki to rezerwowy bramkarz Korony (4 mecze w Ekstraklasie).
Zagłębie Lubin – Pogoń Szczecin 0:2
(Dąbrowski 5, Akahoshi 29)
Asysty: Akahoshi, Murayama
Kluczowe podania*: –
Zagłębie: Gliwa 4 – Rymaniak 3, Banaś 3, Guldan 3, Oleksy 3 – Jeż 2, Bilek 2 (80. Rakowski), Piątek 2 (46. Woźniak 4), Kwiek 2, Przybecki 1 (61. Abwo 4) – Papadopulos 1.
Pogoń: Janukiewicz 5 – Frączczak 6, Golla 6, Dąbrowski 7, Lewandowski 6 (78. Pietruszka) – Bąk 5 (74. Wiśniewski 4), Rogalski 6, Ława 6, Akahoshi 7, Murayama 6 – Chałas 3 (46. Djousse 4).
Wisła Kraków – Górnik Zabrze 0:0
Wisła: Miśkiewicz 5 – Stolarski 6, Głowacki 6, Jovanović 5, Bunoza 5 – Sarki 4, Nalepa 5, Stjepanović 4 (89. Burliga), Chrapek 5 (76. Wilk), Małecki 4 – Garguła 3 (86. Kamiński).
Górnik: Witkowski 5 – Olkowski 5, Danch 5, Gancarczyk 5, Kosznik 7 – Nakoulma 4, Mączyński 4, Sobolewski 5 (77. Nowak), Przybylski 5, Małkowski 4 (66. Mosnikov 4) – Zachara 2 (73. Madej 4).
* Kluczowe podania to element, który na stałe wprowadzamy do naszych relacji. W skrócie – chodzi o podanie przed asystą, które mogło „ustawić” całą akcję. Przykładowo – jeśli bramkarz wybije do skrzydłowego, a ten momentalnie odegra do napastnika, to znaczy, że kluczowe podanie zapisujemy golkiperowi. Jeśli jednak ktoś zagra do pomocnika, ten minie ośmiu przeciwników i dopiero wystawi napastnikowi, ten pierwszy kluczowego podania nie ma. Najkrócej jak się da: kluczowe podanie to asysta asysty. Dość klarowne, ale woleliśmy wyjaśnić.
