Rok. Zaledwie tyle wystarczyło, żeby 19-latek z Sao Paulo momentalnie stał się najlepszym obrońcą świata młodego pokolenia i był przedmiotem rywalizacji na linii Manchester – Barcelona – Madryt – Paryż. Dwanaście miesięcy temu AS Roma ściągała z Corinthians Marquiniosa z opcją pierwokupu, jak się wtedy niektórym wydawało, wziętą z kosmosu: sześć milionów euro. Dziś Marco Aoas Correa przechodzi do PSG za kwotę prawie sześciokrotnie wyższą.
To niewątpliwie jeden z największych wygranych minionego sezonu. Przyjeżdżając na negocjacje do Rzymu, po raz pierwszy w życiu znajdował się w Europie. Wcześniej znany był jedynie jako jeden z talentów Corinthians i kapitan brazylijskiej kadry do lat 17. Drużyny, którą wtedy tworzył m.in. z Lucasem Piazonem i Wallacem (obaj Chelsea). Zaraz potem na mistrzostwach świata w Meksyku, kierując linią obronną, zapisał się w notesach wielu skautów.
– Ja jestem w tym chłopaku zakochany. Powiedziałem to zresztą Walterowi Sabatiniemu, gratulując mu transferu. On ma niesamowitą osobowość jak na kogoś, kto urodził się w 1994 roku. Przypomina mi Pietro Vierchowoda – przekonywał w październiku minionego roku Salvatore Bagni, były reprezentant Włoch. Już wtedy Marquinhos coraz częściej gościł na ustach kibiców. Niedługo później jego nazwisko zaczęło padać w gabinecie prezesa Romy, w zupełnie nowym kontekście. 20 milionów euro od Realu? Nie, dziękujemy. On nie jest na sprzedaż. No chyba, że… ktoś zaproponuje znacznie więcej.
Tylko ile można zapłacić za 19-latka, który w Europie – w klubie solidnym, ale nie z samego topu – rozegrał jeden sezon?
Jak się okazuje, dużo. Bardzo dużo. Początkowo padały hasła, że Marco Aoas Correa jest nie na sprzedaż, że przecież ma jeszcze czteroletni kontrakt i kolejna przeprowadzka nie wchodzi w rachubę. Potem w Rzymie, widząc wielkie zainteresowanie chłopakiem, odpowiadali, że mogą rozważyć tylko i wyłącznie oferty z najwyższej półki, aż na transfer zaczął naciskać piłkarz wraz z menedżerem. Dla bogaczy z Paryża 35 milionów euro (32 opłaty + 3 bonusu) nie stanowiło większego problemu. Licytację po drodze odpuścił Manchester United, odpuściła też Barcelona (według niektórych źródeł, Katalończykom odmówił piłkarz).
W walce Barcelony o Marquinhosa ma być też drugie dno, tak twierdzą w Hiszpanii. Skoro Brazylijczyk przechodzi właśnie za wielkie pieniądze do PSG, to i łatwiej ze stolicy Francji będzie wyrwać jego rodaka – Thiago Silvę. On na liście życzeń Blaugrany jest już od dłuższego czasu, ale wszelkie próby negocjacji kończą się fiaskiem. PSG nie chce go sprzedać. Tym bardziej, że Silva miałby teraz dodatkowo służyć za nauczyciela dla Marquinhosa.
– Moim idolem jest Thiago Silva. On dla większości stanowi punkt odniesienia, wzór do naśladowania – przyznawał jeszcze rok temu, na konferencji powitalnej w Rzymie, Marquinhos. Za chwilę u boku idola zacznie występować w klubie, a w najbliższej przyszłości – jak twierdzi większość – również w reprezentacji. Na razie czeka na debiut.
Sabatini już szuka następcy Brazylijczyka i podobno będzie to Rami z Valencii, który z trenerem Garcią zna się z czasów Lille i ma tego samego agenta, co on. Natomiast PSG kontynuuje transferową batalię z Monaco. Do Paryża tego lata zawitali już Edinson Cavani, Lucas Digne i właśnie Marquinhos. Za ponad 100 milionów euro…

