Piast Gliwice jeszcze nie rozpoczął przygody z europejskimi pucharami, a już napotkał na pierwsze przeszkody. Nie wiemy, który geniusz ogarniał wizy (na szczęście wszystko zostało załatwione), ale coś nam się wydaje, że jeśli tak nieporadnie gliwiczanie będą stawiać kolejne kroki w Europie, to ich zagraniczne wycieczki skończą się w tym sezonie właśnie na Karabachu. Drużynie, o której Brosz mówi, że nie powinna sprawić problemów, a przecież już nieraz sprawiała. Specjalnie dla niego i jego piłkarzy wynotowaliśmy trzy rzeczy, które przed czwartkowym meczem należy wiedzieć o Azerbejdżanie.
1. Pieniądze
Jacek Zieliński, były trener Lecha Poznań, po porażce z Interem Baku powiedział kiedyś, że w drużynach z Azerbejdżanu jest kultura gry, technika, taktyka, a także wydolność. Nie wnikając, czy miał rację, zapomniał o jednym: są tam też coraz większe pieniądze. To już nie ten sam kraj, w którym drużyna Pawła Janasa albo Widzew wygrywali po 8:0, a trenerski leń z Brazylii Carlos Alberto zamiast budować system szkolenia, przychodził na mecze zalany w trupa.
System zbudował dopiero Berti Vogts. I od tego czasu wszystko zaczęło się kręcić. Azerskie reprezentacje młodzieżowe ogrywały coraz lepszych rywali, w tym oczywiście Polskę, a kluby coraz śmielej poczynały sobie w europejskich pucharach. Karabach Agdam eliminujący Rosenborg Trondheim i fińską Honkę z Ligi Europy, 18-letni Araz Abdullayev podpisujący kontrakt z Evertonem, Vagif Javadov przechodzący z Karabachu do Twente Enschede za 1,3 miliona euro czy dorosła reprezentacja wygrywająca 2:0 z Czechami – to pierwsze symptomy dobrze zainwestowanych pieniędzy.
Dzisiaj Azerbejdżan może pochwalić się, że w Gabali za milion funtów rocznie pracował Tony Adams, a wokół klubu jest sześć pełnowymiarowych boisk. Może pochwalić się, że kilka sezonów temu grali tutaj Emile Mpenza (57 występów w reprezentacji Belgii), Joel Epalle (38 gier w barwach Kamerunu, udział w mistrzostwach świata w Korei i Japonii) czy Julio Cesar (były piłkarz m.in. Realu Madryt i Milanu). Pierwszy z nich w Azerbejdżanie dostawał pół miliona funtów rocznie. I byłoby podobnych piłkarzy więcej, gdyby nie to, że poza Baku w kraju nie dzieje się NIC. Na ten moment najbardziej znane nazwiska w Azerbejdżanie to bramkarz Toni Doblas, który wcześniej grał w Saragossie i Betisie.
2.Upały
Rzecz, która może sprawić Piastowi sporo problemów. O tej porze w Azerbejdżanie temperatura wynosi czasem nawet 40 stopni Celsjusza. Polscy piłkarze już kilka razy przekonali się, jak trudno grać w takich warunkach. Hutnik Kraków szesnaście lat temu potrafił wygrać z Chazri Bukowna Baku na Suchych Stawach 9:0, by w rewanżu ledwo wycisnąć remis 2:2. Wisła Kraków natomiast parę lat temu nie radziła sobie na wyjeździe z Karabachem, dając sobie strzelić trzy gole już w pierwszej połowie meczu. Jarosław Kołodziejczyk, prezes Piasta, który niedawno był w Azerbejdżanie załatwiać sprawy służbowe, uczulał swoich piłkarzy, by wzięli to pod uwagę. Do drużyny dołączył też kucharza, bo jak kiedyś reprezentacja Polski przyleciała na mecz eliminacyjny, to kilku piłkarzy miało gorączkę nie dlatego, że złamała ich pogoda, ale ze względu na… azerską sałatę, która rzekomo nie została domyta.
3. Inna cywilizacja
Oddajmy głos Tomaszowi Stolpie, piłkarskiemu obieżyświatowi, którego los rzucił kiedyś do Azerbejdżanu:
– Ł»ycie w tym kraju jest naprawdę ciężkie. Wszystko, co piękne, pełne przepychu jest w Baku, a na prowincji tragedia. To inny świat. Kilka razy w tygodniu była taka sytuacja, że nie mieliśmy prądu. Dwie, trzy godziny totalne nic. Do tego jest problem ze zdobyciem niektórych materiałów. Coś jak w Polsce za czasów PRL-u. Przez długi czas nie mogliśmy znaleźć mieszkania, a gdy nasza córka przez cztery tygodnie miała problemy z żołądkiem nikt nie potrafił jej pomóc.
Albo inna sytuacja – podjeżdżamy autokarem pod siedzibę klubu, a tam kupa ludzi. Stoją, krzyczą, wymachują maczetami. To było jakieś muzułmańskie święto, gdzie zabijano krowy. Potem wieszano je na drzewach, żeby krew spłynęła na dół. Ponoć wtedy ucieka jakiś duch, a mięso staje się święte. Przyznam szczerze, że niektórych moich kolegów zbierało na wymioty. Okropny widok. Pełno krwi, ciał, jakieś maczety. W końcu zrozumiałem, dlaczego niektórzy ludzie są wegetarianami. W Azerbejdżanie dużo problemów mają też kobiety. Praktycznie nie wychodzą z domu. One są po prostu od gotowania i wychowywania dzieci. Nocą to w ogóle ich nie ma. Nie mówię oczywiście o Baku, ale o prowincji. Jak żona wychodziła z dzieckiem na spacer, to mówiła, że wszyscy się na nią dziwnie patrzyli. Nie jest to więc przyjemna sytuacja.