O inwestorze w kieleckiej Koronie mówi się mniej więcej od końca ery Kolportera. Miasto już kilkakrotnie próbowało opędzlować klub różnym drobnym i drobniejszym biznesmenom, ale ostatecznie dalej pcha wózek niemal wyłącznie na swój koszt. Wkrótce ma to ulec zmianie. – Mam nadzieję, że proszę miasto o pomoc już ostatni raz – ogłosił na specjalnej konferencji prezes Tomasz Chojnowski. Dlaczego? Ano z powodu tego jegomościa…

Kim jest ten dżentelmen w dżinsie? – Zostałem jakoby wywołany do tablicy… i dlatego jestem. Występuję na razie bezimiennie, reprezentuję grupę koordynującą – przedstawił się pokrótce anonimowy gość prezesa Chojnowskiego. Ten zresztą również zaznaczył, że życzyłby sobie, by dżinsowy przybysz pozostał jak na razie jedynie bliżej nieznanym reprezentantem „potencjalnego inwestora”. Według słów prezesa Korony, inwestora z dalekiej zagranicy. Chojnowski, zanim przeszedł do zapewnień o tym, jak poważne są rozmowy z podmiotem stojącym za „dżinsikiem”, obrazowo opowiadał bowiem, jak szeroko zakrojone było przeczesywanie świata w poszukiwaniu dostarczyciela złotówek. Azja, Bliski Wschód, Holandia… Obieżyświat z Korony znalazł ponoć swoją zgubę właśnie w kraju tulipanów i konopi. – Do Holandii pojechaliśmy, bo tam było chłodniej, niż w Polsce. Tu były upały niezmierne. Mogliśmy się spotkać w dowolnym miejscu w Europie, ale tam było nam akurat po drodze – skomentował tajemniczy Don Pedro, ujawniając szczegóły spotkania z Chojnowskim.
Oprócz chwalenia się mobilnością i możliwością swobodnego podróżowania po Europie, nie było na konferencji konkretów. „Sprawa jest zaawansowana”, „rozmowy w toku”, „niedługo dopniemy szczegóły”, „daliśmy sobie kilka tygodni” i cała reszta frazesów powtarzanych od Szczecina po Rzeszów przez prezesów klubów starających się przekonać cały świat, że już wkrótce w polskiej lidze pojawi się nowy Manchester City. Równocześnie z „dżinsową” konferencją, Korona wypuściła informacje o potencjalnym nowym sponsorze na koszulkach i możliwości sprzedaży praw do nazwy stadionu. Przez kilka godzin wydawało się, że kielczanie jutro wykupią połowę Legii, pojutrze dosztukują sobie piłkarzami Lecha, a nim skończy się weekend, przyjmą u siebie Javiera Saviolę taszczącego pod pachą Fernando Llorente. Niestety, życie szybko depcze wyobraźnię.
„Wniesienie kapitału w formie gotówki pozwoli Spółce na zgromadzenie środków, niezbędnych do prowadzenia działalności, zapewniając utrzymanie płynności finansowej oraz realizację celów związanych z promocją Miasta i prowadzenie działań z zakresu kultury fizycznej”.
Takie uzasadnienie znalazło się pod wnioskiem klubu złożonym w Urzędzie Miasta o dofinansowanie kwotą 3,2 mln złotych. Czyli Araby, nie Araby, ale jednak hajs z miasta najbliższy i najłatwiejszy? Więcej. W Kielcach mówi się o tym, że cała konferencja i wszystkie newsy o nadchodzących potężnych włodarzach z Holandii i Anglii to tylko fiku-miku, mające na celu przekonać miasto, że owe 3,2 miliona to „już naprawdę ostatni raz, jak Boga kocham”. Ile jest prawdy w tym, że człowiek w dżinsowym wdzianku przyprowadzi do klubu potężnych biznesmenów? Dowiemy się pewnie za kilka tygodni. Prawdopodobnie już po udzieleniu przez miasto zgody na dofinansowanie spółki publicznymi pieniędzmi…