Wynik idzie w świat, ale pierwsza połowa…

redakcja

Autor:redakcja

17 lipca 2013, 22:43 • 2 min czytania

Całe szczęście, że mecz zawsze ma dwie połowy (no, prawie zawsze, bo jak Legia dostawała kiedyś łomot od Vetry to się skończyło na jednej). Dzisiaj po pierwszych 45 minutach wszyscy piłkarze mistrza Polski powinni się poddać eutanazji, bo takiego antyfutbolu nie widziano od czasów, kiedy karierę zakończył Janusz Kaczówka. Jak można prezentować się aż tak żenująco? – to pytanie zadawali sobie nie tylko przypadkowi telewidzowie, nie tylko takie tuzy jak Stevanović czy Kelemen, ale nawet piłkarze, którzy dostawali lata wcześniej baty od Levadii czy Karabachu. Niewykluczone, a wręcz całkiem możliwe, że oglądaliśmy najgorszą połówkę w historii polskich popisów na arenie międzynarodowej.
Amatorzy z The New Saints – jak twierdził Michał Listkiewicz, najbardziej fatalna drużyna, jaką kiedykolwiek widział na żywo (a widział więcej ogórków niż przeciętny działkowiec z Grójca) – w pierwszej połowie byli lepsi, pewniejsi i tylko dzięki odrobinie szczęścia legioniści nie przegrywali wyżej. Oczy bolały od patrzenia na snujących się po boisku podopiecznych Urbana, nie potrafiących w ogóle zagrozić bramce. Oczy bolały od patrzenia na Helio Pinto, Radovicia, Dwaliszwilego czy Kuciaka. No i od patrzenia na wszystkich innych też.

Wynik idzie w świat, ale pierwsza połowa…
Reklama

Później jednak przyszła druga i jak to się ładnie mówi – wynik poszedł w świat.

Wypadałoby pochwalić Legię za tę drugą połowę, ale ciągle nas mdli po pierwszej. W sumie piłkarze zrobili to, co jeszcze mogli zrobić: uratowali twarz. Tego szczerze gratulujemy, bo – jakby to delikatnie ująć – nie zapowiadało się. Jak zwykle tyłek uratował kolegom Jakub Kosecki – bez którego, tu będziemy uparci, nie byłoby mowy o mistrzostwie dla Legii – a wydatnie pomógł mu, co już jednak niezwykłe, Michał Kucharczyk. Sporo ożywienia wniósł Dominik Furman, który na tle Helio Pinto wyglądał jak gość z innej planety, chociaż przecież miało być na odwrót. Nie będziemy oceniać Portugalczyka po pierwszych 45 minutach w barwach nowego klubu, bo to byłoby niedorzeczne, ale z wrodzonej złośliwości napiszemy: skoro nie może znaleźć mieszkania w Warszawie, to niech może się wstrzyma z szukaniem. Niewykluczone, że hotel do końca sierpnia w zupełności wystarczy.

Reklama

Awans do kolejnej rundy miał być i w sumie teraz już jest formalnością, Ale zaleciało pesymizmem, a przynajmniej – to już na pewno – nie ma euforii. Obyśmy tylko nie usłyszeli, że „styl się nie liczy, ważny jest wynik”, bo to piramidalna bzdura. Legia mecz wygrała, ale dobrze to on wyglądał tylko dla tych, którzy oglądali go na telegazecie. Przed kolejnymi rundami: strach.

Najnowsze

Anglia

Morgan Rogers, czyli specjalista od pięknych goli

Braian Wilma
0
Morgan Rogers, czyli specjalista od pięknych goli
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama