Mariusz Rumak został pierwszym w Polsce trenerem, który założył oficjalny fanpage na Facebooku. W jeden dzień „polubiło” go ponad 8500 osób, czym pobił chociażby wynik Krzysztofa Stanowskiego. Trener Lecha świadomie lub nie wszedł na grząski teren i jakkolwiek by się tego wypierał, jest na prostej drodze, by zostać trenerem – celebry tą, co już nawet brzmi paskudnie.
Rumakowi prawdopodobnie przyświecały szlachetne idee. W powitalnym wpisie pisze:
„Komunikacja to podstawa dobrej pracy zespołowej. Ponieważ pracuję z ludźmi i dla ludzi, postanowiłem uruchomić oficjalną stronę na Facebooku, na której będziecie mogli znaleźć informacje na temat mojej pracy. Chciałbym przekazywać Wam sposób pojmowania piłki nożnej nie tylko przeze mnie, ale również przez moich współpracowników.”
Wieczorem było już bardziej patetycznie:
„Bądźcie z nami zawsze, bo jestem przekonany, że przez ten rok będą też trudne chwile. Bądźcie z nami zawsze, bo na końcu wspólnie możemy dojść do celu. Może być trudno i wtedy pamiętajcie, że po nocy nadchodzi dzień, a po burzy spokój. A my zawsze zostawimy serce i zdrowie po to, żebyście mogli być z nas dumni!”.
Piszę te słowa z żalem, bo szanuję i lubię Mariusza Rumaka. Niestety, tylko kwestią czasu jest, gdy ktoś czytający te wpisy urządzi sobie z nich porządną szyderę. Co gorsza, szkoleniowiec wicemistrzów Polski może zapomnieć o tym, że jego internetowi obserwatorzy będą z nim zawsze i będą o czymkolwiek pamiętać. Nastroje kibiców Kolejorza względem jego osoby są bardzo niestabilne. Jedna porażka i komentarze, na które tak liczy będą mało merytoryczne i raczej obraźliwe. Jedna poważna wpadka (np. odpadnięcie w eliminacjach Ligi Europejskiej) i zostanie na niego wylane całe wiadro pomyj.
Tak jak zdrowiej jest nie oglądać meczów rywali (w co przyznaję, akurat nie wierzę), tak zdrowiej jest nie śledzić internetowych komentarzy. Tego wątku nie ma sensu rozwijać, skoro nawet na Weszło zdecydowano się na ukrócenie zalewu chamstwa i internetowych śmieci. Mariusz Rumak nie ma jednak co liczyć, że brak anonimowości użytkowników facebooka pozwoli mu prowadzić interesujące dyskusje. Wkurwiony kibic po przegranym meczu z wielką chęcią odpali jego profil i wyleje swoje żale prosto na niego, co dotąd czynił to na różnych forach poświęconych klubowi.
Od pewnego czasu nie dawała mi spokoju myśl, że Rumak niebezpiecznie zbliża się do drogi, którą musiał przejść Czesław Michniewicz. I wraz z powstaniem feralnego profilu na fejsie grzmotnęła mnie prosto w czoło. Obecny trener Lecha jest człowiekiem bardzo otwartym. Ufnym. Irytująco pewnym siebie. Nie ucieka od kontrowersyjnych komentarzy, które nie zawsze podobają się jego przełożonym. Ulubieniec poznańskich dziennikarzy, którym poświęca dużo czasu. Stara się wyczerpująco odpowiadać na pytania. Nawet z humorem, który jedni łapią, inni nie. Trenerski intelektualista. Wypisz, wymaluj „młody” Michniewicz, którego taka postawa na zakręcie kariery kosztowała kilka chudych lat, które wbrew pozorom wciąż nie dobiegły końca (praca w Podbeskidziu nie jest szczytem jego ambicji i możliwości). Mam obraz Czesława Michniewicza, który dziś w wywiadach przyznaje, że wiele wniosków musiał wyciągnąć, zmądrzeć i zejść na ziemię. Wciąż ma w sobie tę iskrę, za którą kochano go w Lechu, ale jest bardziej ostrożny.
Facebookowy profil Mariusza Rumaka uważam za błąd. Trenerzy w Polsce nie mają oficjalnych profili, bo los niepewny, robota krucha, nie ta piłkarska kultura, co choćby w Anglii. Dziś świętujesz mistrzostwo Polski, w dziesiątej kolejce pakujesz manatki, jeśli punkty w tabeli się nie zgadzają. Osobiście chciałbym, by trener pracował przy Bułgarskiej dłużej. Nie jestem jednak przekonany, czy jest na właściwej drodze, by ten cel osiągnąć.
To prawdopodobnie błąd, z którego trudno się teraz wycofać, bo skoro profil powstał, to znaczy że władze klubu wyraziły na to zgodę. 36-letni trener musi zatem na własnej skórze poczuć jak zdradliwym miejscem jest Internet i z czym muszą użerać się dziennikarze w nim publikujący. To, że ktoś nazwie Cię „chujem”, czy „kurwą” już nawet nie robi na nikim wrażenia. Taki nasz słowniczek. Najgorsze są podłe oskarżenia, insynuacje, które układane przez zacietrzewionych maniaków w logiczną całość zaczynają żyć własnym życiem, choć z prawdą nie mają nic wspólnego.
Dlatego jedyna rada, którą teraz można dać: Panie Trenerze, skoro już Pan otworzył ten profil, niech dział marketingu przydzieli Panu kogoś do pomocy przy nim. Radzę się za bardzo nie otwierać i nie włączać tego po przegranych meczach.
Witamy w internetowym bagnie.
Zorro