Zapraszamy na środowy przegląd, w którym w poszukiwaniu ciekawych materiałów zaglądamy do siedmiu tytułów prasowych. Oto co wybraliśmy.
FAKT
Wywiad z Janem Urbanem.
Dość długo zwlekał pan z przedłużeniem umowy. Była oferta z Osasuny?
– W Pampelunie przewijało się moje nazwisko, ale żadnej konkretnej propozycji nie dostałem. Drużyna utrzymała się w lidze, dlatego kontrakt z trenerem Mendilibarem został automatycznie przedłużony.
A gdyby złożyli ofertę?
– Nie miałbym żadnych wątpliwości. Zdobyłem z Legią mistrzostwo Polski i chciałem dalej tutaj pracować, spróbować swoich sił w eliminacjach do Ligi Mistrzów czy w Lidze Europy. To dla mnie zupełnie nowe wyzwanie i nie zamieniłbym tego na pracę w Pampelunie, chociaż tam zawsze znalazłby się dla mnie jakiś etat.
Do Legii dołączyło kilku nowych zawodników. To będą realne wzmocnienia?
– Zdecydowanie. Bardzo liczę na Helio Pinto. To zawodnik bardzo dobrze wyszkolony technicznie, z niezłym przeglądem pola i sporym doświadczeniem. Niewielu jest w naszej lidze piłkarzy potrafiących rozgrywać piłkę w ten sposób. Obawiam się tylko o aklimatyzację Helio w Polsce. Póki co jest fajnie, bo świeci słońce, ale później mogą zacząć się problemy.
Jeśli chłopaki myślą, że trafili do ogórkowej ligi, to będą musieli sobie bardzo szybko zmienić chip. Albo będą walczyć i harować na treningach, albo nie będą grać. Tu nie ma odpuszczania. Ale jak patrzę na takiego Dossę Juniora, to jestem spokojny o jego zaangażowanie. Ten facet potrafi wybić pół stada na treningu (śmiech).
Komitet Oszalałych Rodziców uaktywnił się w Gdańsku.
Wyprowadzenie na mecz z Lechią Lionela Messiego (26 l.) lub innej gwiazdy Barcelony – to marzenie dla wielu polskich dzieciaków. Program dziecięcej eskorty i głosowanie, które zorganizował „Dziennik Bałtycki”, miały to umożliwić. Niestety – doszło do sytuacji, w której rodzice wynajmują hakerów, by ich dziecko wygrało. Wszystko przez brak podstawowych zabezpieczeń.Zdeterminowani rodzice łapią się wszystkich chwytów. Jeden z nich napisał na forum taką wiadomość: „Potrzebuję pomocy w oddawaniu głosów na mojego syna. Widzę, że tylko tym sposobem można wygrać konkurs. Jestem gotów zapłacić za pomoc. Głosuję przez blueconnect ze zmiennym IP, ale nie daję rady siedzieć non stop i klikać”. Podał nawet do siebie maila. Piszemy wiadomość, podając się za hakera. Odpisuje bardzo szybko. I krótko: „Dziękuję, ale w tej chwili nie jestem już zainteresowany”. Inne apele zdesperowanych rodziców możecie znaleźć tutaj. Takich działań jest wiele, a ich efekty są nadzwyczajne. Przykład – jedno dziecko w ciągu 10 minut otrzymało ponad 100 głosów. – Nie mogę pojąć, jak organizator mógł nie zablokować możliwości dodawania kont mailowych z zagranicy. To jest elementarz. Teraz obejście tych przepisów i zapewnienie zwycięstwa dziecku jest dla nas banalnie proste. A ja wcale nie jestem w branżowej ekstraklasie – mówi Faktowi jeden z hakerów, jednocześnie prosząc o anonimowość. Wiele osób twierdzi, że gazeta zrobiła to świadomie, by mieć jak najwięcej wejść na swoją stronę.
Krótki tekst o Avramie Grancie i jednocześnie zapowiedź wywiadu.
Avram Grant (58 l.), były szkoleniowiec m.in. Chelsea Londyn, West Ham United i reprezentacji Izraela, ma zamiar ubiegać się o polski paszport. W taki sposób chce uhonorować swojego zmarłego ojca Meira (†82 l.), który był polskim Ł»ydem. – Zbieramy odpowiednie dokumenty. Mam wielki szacunek i sentyment do Polski. Jestem tu często. Myślę, że mój ojciec chciałby, abym miał polski paszport. Tutaj się urodził i żył. W ten sposób mógłbym oddać mu cześć – powiedział Faktowi Grant. Szkoleniowiec niemal co roku jest w Polsce – ma tu wielu przyjaciół. Kilkakrotnie był na Marszu Ł»ywych w Oświęcimiu, upamiętniającym ofiary Holocaustu. Wiele lat szukał w Mławie śladów swoich przodków. Gdyby w paszporcie miała pojawić się polska pisownia imienia i nazwiska słynnego trenera, to zamiast Avrama Granta na dokumencie widniałby Avraham Granat – rzeczywiste nazwisko jego rodu. Grant przebywał w Polsce od piątku do wtorku. Był m.in. na ślubie swojego kolegi, agenta piłkarskiego, Jerzego Kopca. Jutro w Fakcie wywiad z Avramem Grantem m.in. o tym, dlaczego Robert Lewandowski (25 l.) nie trafił do West Hamu. Będzie też o powrocie Jose Mourinho (50 l.) do Chelsea Londyn i emeryturze Aleksa Fergusona (72 l.).
RZECZPOSPOLITA
Początek marzeń. Felieton Stefana Szczepłka.
Mistrzowie Polski zmierzą się z mistrzem Walii The New Saints FC. Przy szacunku należącym się tej drużynie najlepszej w swoim kraju niemal bez przerwy od roku 2005 dla Legii to powinny być dwa kolejne mecze kontrolne. Liga walijska jest słabsza od polskiej. Dwa najlepsze kluby Cardiff City i Swansea City grają w ligach angielskich. Zawodnicy nawet nie trenują codziennie, ponieważ są amatorami. Jeśli trafia się ktoś tak utalentowany jak Ryan Giggs czy Gareth Bale, nie wspominając już o gwiazdach z przeszłości – Johnie Charlesie, Johnie Toshacku czy Ianie Rushu – natychmiast idzie do klubu angielskiego lub jeszcze dalej. Inaczej mówiąc, nawet w najlepszych klubach walijskich nie spotka się wybitnych piłkarzy i nie ma ich także wśród przeciwników Legii. Ale 30-letni napastnik Mike Wilde został wybrany piłkarzem sezonu zarówno przez piłkarzy, jak i kibiców. Trzeba na niego uważać. The New Saints FC było nam znane pod inną nazwą. Jako Llansantffraid FC lub TNS Llansantffraid trzykrotnie trafiał na polskie kluby. W sezonie 1996/1997 zremisował 1:1 i przegrał 0:5 z Ruchem Chorzów. W roku 2001 przegrał z Polonią Warszawa 0:2 i 0:4, a w 2002 uległ Amice Wronki 0:5 i 2:7.
GAZETA WYBORCZA
Jacek Kosmalski: W moim sercu zawsze była Polonia.
Wraca pan do Polonii po nieudanym sezonie w Pogoni Siedlce, gdzie przez kilka miesięcy nie grał pan w piłkę. Co pan robił w tym czasie?
– Bawiłem się z dziećmi, które też grają w piłkę. Trenują w Markovii, ale skoro jestem teraz w Polonii, to myślę, że będą grać w tym klubie.
Kiedy pojawił się pomysł gry w Polonii?
– Po ostatnim meczu sezonu Polonii z Piastem Gliwice. Rozmawiałem z panem Jerzym Engelem, który to zaproponował. Cieszę się, że wszystko tak się ułożyło, bo w moim sercu zawsze była Polonia.
Jak się pan czuje fizycznie?
– Uważam, że jeszcze poradziłbym sobie w drugiej lidze. Nie chcę, żeby zostało to źle odebrane, ale wiem, jaki jest tam poziom. Ile zostało z mojej szybkości? To pytanie do trenera Piotra Dziewickiego, który widział mnie podczas poniedziałkowej gry wewnętrznej. Do pierwszego meczu ligowego pozostał prawie miesiąc. To dużo czasu na przygotowania. W lidze Polonii nie będzie łatwo. Zwłaszcza na wyjazdach, bo u siebie mamy dobre boisko i wsparcie kibiców. Będzie mniej piłki, a więcej walki.
Co się święci z The New Saints?
– W środę wieczorem na ulicach tańczyć będą The New Saints – powtarza Jeff Stelling, prowadzący piłkarski magazyn „Soccer Saturday” w stacji Sky Sport, kiedy dzisiejszy rywal Legii wygrywa w lidze mecz u siebie. W programie podawane są wyniki wszystkich brytyjskich lig. Walijska jest na końcu, a The New Saints alfabetycznie zamyka jej tabelę. Rozpoznawalne już dziś stwierdzenie Stellinga sięga lat 60. i frazy słynnego radiowego i telewizyjnego komentatora rugby Billa McLarena. Jak to się stało, że drużyna z miasta o populacji trzech średnich bloków na Ursynowie stała się regularnym uczestnikiem eliminacji europejskich pucharów? Przyczyniły się do tego przedziwne zasady brytyjskiego futbolu i zapał pewnej komputerowej firmy z położonego kilka kilometrów dalej, już w Anglii, Oswestry. Od XIX wieku Wielka Brytania ma cztery piłkarskie federacje – angielską, szkocką, północnoirlandzką i walijską, a więc też cztery reprezentacje i cztery ligowe systemy rozgrywek. Najlepsze walijskie zespoły od lat grają jednak w ligach angielskich (w przyszłym sezonie w Premier League zagrają Swansea City i Cardiff City). To kluby z ambicjami wykraczającymi poza kilkutysięczne stadiony, ale też z czasem kilkusettysięcznych miast. Pozostałe ulokowane w kilku- lub kilkunastotysięcznych miasteczkach takich potrzeb nie mają. Grają w walijskiej Premier League.
SPORT
Maciej Jankowski zagra w Zagłębiu Lubin? Ponoć to kwestia godzin.
Jeszcze dzisiaj Maciej Jankowski powinien zostać sprzedany do Zagłębia Lubin. Z Cichą pożegnać się mają też Andrzej Niedzielan i Marcin Kikut. Marcin Malinowski doprecyzował szczegóły nowej umowy. Adrian Mrowiec to piąty zawodnik – nie licząc powrotów z wypożyczeń Bartłomieja Babiarza, który wkrótce ma podpisać nowy, dwuletni kontrakt z Ruchem i Bartosza Solińskiego – pozyskany przez chorzowian tego lata. – Z informacją, że Ruch jest mną zainteresowany, zadzwonił mój menedżer. Miałem już dość rozłąki z rodziną. Ja w Niemczech, oni w Polsce. Rozwiązałem za obopólną zgodą, jeszcze przez rok obowiązujący mnie kontrakt – tłumaczy decyzję piłkarz. Mrowiec wystąpił w sparingu Ruchu z Wisłą Kraków, który zakończył się wygraną „Niebieskich” 2-0. – Nie było najgorzej. Zagraliśmy dwie dobry połowy i zasłużenie pokonaliśmy „Bałą gwiazdę”. Potrzebuję jeszcze około tygodnia – dwóch, by dojść do normalnej dyspozycji, bo jednak miałem długi urlop, a sporo czasu spędziłem ostatnio w aucie – mówi zawodnik, któremu nie przeszkadza to, że większość fachowców widzi w chorzowskiej drużynie kandydata do spadku z ekstraklasy. – Ja bym się na ich miejscu bardziej obawiał o Wisłę – odpowiada.
DZIENNIK POLSKI
Boniek ma mocną opozycję.
Konflikt tak naprawdę rozkręcił się podczas czerwcowego zjazdu PZPN. Boniek chciał zreformować statut związku i sprawić, aby okręgowe związki piłki nożnej dostawały taką samą liczbę mandatów bez względu na liczbę klubów. Tzw. teren niemal do furii doprowadziło także to, że Boniek proponował likwidację podokręgów. Ostatecznie do głosowania nie doszło, bo „Zibi” wyczuł pismo nosem i nie chciał spektakularnie polec. Wybrał świetne rozwiązanie taktyczne, w swoim bardzo dobrym, dawnym stylu. To było coś na zasadzie: „Nie chcecie, to nie, prędzej czy później sami się do mnie zgłosicie”. Tak jak w wyborach na prezesa przed rokiem. Sygnał brzmiał: „Zibi zderzył się z piłkarskim betonem”, ale opinia publiczna nie traktowała go jako przegranego. Wypadało raczej współczuć, choć przecież do wyborów szedł z głównym hasłem, którym była zmiana statutu. Wtedy także padły ostre słowa Bońka na temat Koseckiego, który publicznie powiedział, że się na nim zawiódł. Rozdrażnić nie na żarty tzw. baronów wojewódzkich Boniek naprawdę zdołał. To na kanwie jego pomysłów bardzo nieprzychylny Bońkowi szef Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Ryszard Niemiec powiedział: „Cesarz w piłce to był tylko jeden. I nazywał się Franz Beckenbauer”, a Kosecki użył słów „o władcy, któremu wydaje się…”. Koseckiego, który jest posłem PO, poirytował także pomysł, aby nowy statut nie przewidywał jakichkolwiek istotnych funkcji w PZPN dla czynnych polityków.
SUPER EXPRESS
Bartosz Salamon: Nie żałuję nawet dnia w Milanie.
W Milanie spędziłeś pół sezonu, ale nie zagrałeś ani minuty. Ł»al?
– Nie, nie mam do nikogo żalu. Zabrakło mi szczęścia. Największa szansa na wskoczenie do składu była na początku sezonu, gdy zespół nie miał najlepszej passy, a i formacja obronna nie była jeszcze w najwyższej formie. Miałem jednak pecha, bo do Milanu poszedłem z kontuzją. I w tym kluczowym, pierwszym momencie, zamiast walczyć o miejsce w składzie, sporo czasu spędzałem w gabinetach lekarskich. A potem zespół złapał rytm, nie przegrywał, defensywa nie popełniała błędów. W takiej sytuacji nie dziwiłem się trenerowi, że nie chciał eksperymentować. Do ostatnich minut ostatniego meczu walczyliśmy o Ligę Mistrzów i szkoleniowiec miał prawo zaufać bardziej doświadczonym.
Najfajniejsze momenty w Milanie?
– Wybrałbym dwa. Pierwszy to derby Mediolanu. Być w środku czegoś takiego to coś niesamowitego. Na trybunach 80 tysięcy ludzi, fantastyczne przeżycie. Drugi to euforia po tym, jak w ostatnim meczu zapewniliśmy sobie trzecie miejsce i start w Lidze Mistrzów. Uczestniczyć w radości z kolegami i kibicami po czymś takim to coś bezcennego.
Miałeś wątpliwości: zostać czy odejść?
– Nie, żadnych. Chcę grać, a w Milanie nie byłoby o to łatwo. Miałem kilka możliwości, mogłem wyjechać za granicę, ale wolałem zostać we Włoszech. Sampdoria to dobre miejsce dla mnie. To bardzo szanowany klub w Italii, ze świetnymi kibicami i fajnym stadionem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
I kolejna rozmowa z Salamonem. Również zacytujemy.
Podniósł pan w Mediolanie swoje umiejętności?
– Na pewno. Codziennie stawałem przed wyzwaniem powstrzymania czołowych zawodników Europy. Napędzało mnie to. Miałem wielką ochotę trenować, mierzyć się z nimi. Kilka miesięcy w Milanie dużo mi dały. Po pierwsze – mam świadomość czego mogę spodziewać się w Serie A, jeżeli spotkam na przykład graczy pokroju Balotellego. Wiem także jaki jest poziom w tych największych klubach. Jeżeli w przyszłości będę miał okazję znowu do takiego trafić, to będę wiedział czego się spodziewać. Jestem spokojniejszy i do meczów z wielkimi klubami będę także spokojnie podchodził.
Rozmawiał pan z trenerem, prezesem Milanu przed odejściem do Sampdorii?
– Tak, ale kulisów nie chcę zdradzać,
A jaki był ogólny przekaz? „Idź, ograj się i wracaj”?
– Powiedziano mi, że dalej jestem częścią rodziny Milanu. I mam iść i zademonstrować co potrafię i pokazać się w Serie A.
Na Sampdorię był pan zdecydowany od początku?
– Tak. Uznałem, że to będzie najlepszy krok. Miałem oferty z Włoch i zagranicy, ale nie chcę mówić z jakich drużyn.
Ulatowski o Miedzi: Nasze miejsce jest w ekstraklasie.
Trudno się pracuje z taką ekipą? Miedź to drużyna starych koni. Łobodziński, Nowacki, Mowlik, Zakrzewski, Wołczek, Ptak, Bledzewski… Wszyscy dobrze po trzydziestce i niewiele młodsi od pana.
– Może i młodo wyglądam, ale swoje już przeżyłem. Dla mnie praca z tym zespołem to jest przyjemność.
Czyli miesiąc miodowy trwa.
– Niech trwa jak najdłużej. Mówię to w kontekście zbliżających się meczów o stawkę, w których od razu musimy zdobywać punkty. Nie zawsze było mi po drodze z doświadczonymi zawodnikami, a tutaj szatnia jest wypełniona w większości takimi ludźmi. Ale dogadujemy się, każdy wie, co do niego należy. Nie mam żadnych podstaw, żeby przypuszczać, że ktokolwiek z nich chce ciągnąć wózek w inną stronę i myśleć o czymś innym niż awans.
Czyli w Lechii czy Cracovii było pod górkę ze „starymi”?
– Kiedyś jako młody trener myślałem, że zjadłem wszystkie rozumy i uważałem, że muszę o wszystkim decydować bez brania pod uwagę zdania innych. Z biegiem czasu nauczyłem się słuchać zespołu od środka. To są inteligentni, dojrzali ludzie, którzy też mają swoje przemyślenia.