Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski

redakcja

Autor:redakcja

16 lipca 2013, 11:46 • 5 min czytania

Dopiero co otworzyło się okno transferowe, a Dinamo Zagrzeb zarobiło już dziewięć milionów euro. Za pięć baniek puściło 17-letniego Jedvaja do Romy (a my Skorupskiego za 890 tysięcy euro…) i za cztery niewiele starszego Vrsjaljko do Genui. W polskich warunkach byłyby to sumy kosmiczne, natomiast dla Chorwatów – ot, kolejne typowe leniwe lato. Jedvaj – ten za piątkę – rozegrał raptem kilkanaście meczów w lidze chorwackiej i ani jednego w pierwszej reprezentacji kraju, ale wygląda na chłopaka, który wie, o co w piłce chodzi. No i trzeba było się spieszyć, te pięć milionów euro to przecież może być promocja. Dinamo sprzedawało już piłkarzy wielokrotnie drożej.
Jeśli przyjrzymy się transferom Dinama tylko od sezonu 2007/2008, okaże się, że ten klub zarobił w tym czasie grubo ponad… 100 milionów euro! Spójrzmy tylko na te najbardziej spektakularne transakcje:

Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski
Reklama

Modrić – za 21 milionów euro do Tottenhamu
Eduardo – za 13,5 miliona euro do Arsenalu
Corluka – za 13 milionów euro do Manchesteru City
Kovacić – za 11 milionów euro do Interu (kwota transferu może wzrosnąć do 15 milionów)
Lovren – za 8 milionów euro do Lyonu
Mandżukić – za 7 milionów euro do Wolfsburga
Vukojević – za 6 milionów euro do Dynama Kijów
Vida – za 5 milionów euro do Dynama Kijów
Jedvaj – za 5 milionów euro do Romy
Badelj – za 4 miliony euro do HSV
Vrsaljko – za 4 miliony euro do Genui

Przypominam – to tylko wykaz z kilku sezonów, bo przecież można było sięgnąć jeszcze dalej (Biscan do Liverpoolu za 8 milionów, Balaban do Aston Villi też za 8, no i Leko i Olić, którzy kosztowali po piątce). Jednocześnie odpływ zawodników (a przypływ gotówki) w żaden sposób nie zachwiał wynikami sportowymi – wręcz przeciwnie. Odkąd Dinamo zaczęło drogo sprzedawać, zaczęło również kolekcjonować mistrzostwa kraju. Wygrywało kolejno w roku 2006, 2007, 2008, 2009, 2010, 2011, 2012 i 2013, przy czym dwa ostatnie tytuły to już deklasacja całej konkurencji i dwudziestopunktowa przewaga nad wiceliderem.

Reklama

Klub kupuje tanio albo bardzo tanio, zaledwie dwa razy w historii przekroczono sumę dwóch milionów euro, przy czym w ostatnich sezonach raz. Rekord należy wciąż do Roberta Prosineckiego, za którego jeszcze w latach dziewięćdziesiątych Dinamo dało 2,5 miliona euro. Od tamtej pory piłkarze kupowani są taniej, a sprzedawani drożej. Rzadko kiedy klub decyduje się na sprowadzenie zawodników spoza swojego „kręgu kulturowego”, nie szpera po brazylijskich plażach, cypryjskich tawernach czy hiszpańskich zadupiach, zazwyczaj wychwytuje najzdolniejszych zawodników z Bałkanów, których później poddaje delikatnej obróbce, doszywa odpowiednią metkę i puszcza dalej w świat za sumę wielokrotnie większą. Np. Mandżukicia Dinamo kupiło za półtora miliona, ale sprzedało szybko za siedem.

Właśnie – popatrzmy na to. Trzech najdroższych piłkarzy ostatnich lat – Modrić, Eduardo i Corluka – to w komplecie wychowankowie. Kiedy Eduardo udało się opchnąć do Arsenalu za gigantyczne pieniądze, klub z miejsca zainwestował w następcę: Mandżukicia właśnie. Nikt nie bał się wyłożyć ponad miliona euro za młodego napastnika lokalnego rywala, NK Zagrzeb, którego też udało się odpowiednio wypromować i ze znakiem jakości umieścić w Bundeslidze.

Biznes zarządzany przez kontrowersyjnego Zdravko Mamicia (grożą mu trzy lata więzienia za nawołujące do nienawiści na tle narodowościowym komentarze wymierzone w ministra sportu) kręci się nieprzerwanie. Za chwilę za grube siano puszczony w świat może zostać 17-letni Alen Halilović, którym interesuje się między innymi Tottenham i którego wartość zdecydowanie powinna przekroczyć dziesięć milionów euro (niektórzy twierdzą, że przekroczyć może nawet dwadzieścia, najmłodszy debiutant w historii reprezentacji kraju). W miejsce Halilovicia momentalnie wskoczy ktoś inny, bo tak się w Zagrzebiu dzieje od lat.

Dinamo promuje piłkarzy na skalę międzynarodową, mimo że przecież w rozgrywkach międzynarodowych regularnie się oni kompromitują. Dwa razy udało się awansować do Ligi Mistrzów (czyli kolejne blisko 20 milionów euro do klubowego budżetu), lecz na dwanaście spotkań zawodnicy z Zagrzebia przegrali jedenaście, jedno zremisowali i żadnego nie wygrali. Sumując obie edycje, chorwaccy piłkarze w dwunastu meczach Champions League strzelili 4 gole, a stracili 36! To jest bilans hańby, który jednak nie zraża zagranicznych kontrahentów. Dalej, mimo serii upokorzeń w meczach Ligi Mistrzów, wychodzą oni z założenia, że niewiele jest miejsc na świecie, w którym łatwiej byłoby o wartościowego piłkarza. Kupują więc piłkarzy tak naprawdę niezweryfikowanych na poziomie europejskich pucharów, no i nie za bardzo zweryfikowanych na poziomie ligowym, bo cóż za weryfikacją mogą być mecze ze Slovenem Koprivnica?

Po prostu za piłkarzy Dinama się płaci więcej, czasami (często) za dużo. Funkcjonuje w piłce powiedzonko, że jesteś warty tyle, ile ktoś jest w stanie na ciebie wydać, ale przecież to duże uproszczenie. W salonie Louis Vuitton można kupić torebkę za ponad 80 tysięcy złotych i nikt mi nie wmówi, że ona faktycznie jest tyle warta. Ma jednak odpowiednią metkę, takie też ekskluzywne metki doszywa swoim piłkarzom mistrz Chorwacji.

Prezesi polskich klubów ciągle szukają wzorców, w poszukiwaniach odlatują coraz dalej. Tymczasem inspirację mają całkiem niedaleko, w Zagrzebiu. Uczyć się futbolu od Niemców, Holendrów albo Brazylijczyków – można, tylko co z tego wyniknie? Nie te realia, nie ten świat. Chorwacja jednak wydaje się bliska pod wieloma względami. Nawet pod względem kłopotów dyscyplinarnych, które sprawiają zawodnicy. Mamić jest dla nich bezlitosny – Vida musiał zapłacić 100 tysięcy euro kary za otwarcie piwa w autokarze, Sammir stracił rekordowe 270 tysięcy euro, czyli dwie trzecie rocznych zarobków, za balowanie na trzy dni przed meczem (skąd my to znamy?), a z kolei pojawienie się na mieście Nikoli Pokrivaca w złym miejscu i w złym czasie wyceniono na 20 tysięcy euro.

Panowie działacze – w lipcu można pojechać do Chorwacji nie tylko na wakacje, ale także po naukę. W piłkarskiej fabryce „Dinamo Zagrzeb” robota furczy bardziej niż we wszystkich klubach naszej ekstraklasy razem wziętych. Wiele osób powinno sobie zadać pytanie, jak to jest, że klub, na którego mecze przychodzi po… trzy tysiące widzów (tak, tak), w kilka lat sprzedał piłkarzy za ponad 100 milionów euro, podczas gdy nasza liga nie wypuściła zawodników za tę sumę przez całą historię swojego istnienia.

* * *

W branży reklamowej popularne są tzw. kick-backi. Oznacza to, że ktoś kupi u ciebie reklamę, czyli wyda pieniądze firmy X, o ile po cichu odpalisz odpowiedni procent w ramach wdzięczności. Jest to praktyka bardzo powszechna. Kiedy patrzę na kwoty przelewane na konto Dinama, trudno mi się oprzeć wrażeniu, że tam po prostu poznali odpowiednie mechanizmy i potrafią się pieniędzmi dzielić z odpowiednimi ludźmi. Bo czy w czasie negocjacji po drugiej stronie stołu siedzi Anglik, Niemiec czy Włoch – nieważne, tak czy siak jest to zwykły człowiek, który też chciałby zarobić na boku.

* * *

Dinamo zawsze będzie mi się kojarzyło z najlepszą kibicowską piosenką. Fantastyczna.

Najnowsze

Polecane

Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza

Wojciech Piela
0
Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama