Ten transfer był kwestią czasu. A kiedy Pep Guardiola zapowiedział, że interesuje go Thiago Alcantara albo nikt, stało się jasne, że władze Bayernu muszą stanąć na rzęsach, by sięgnąć po kreatywnego pomocnika Barcelony. Dziś transakcja w końcu została dopięta, a za kilka dni Thiago oficjalnie podpisze kontrakt z niemieckim klubem. Cena? Po negocjacjach 25 milionów euro. Przy kwocie, jaką Real Madryt zapłacił za Asiera Illarramendiego (32 lub 39 baniek), wydaje się naprawdę śmieszna. Guardiola zrobił więc interes za wyjątkowo rozsądne pieniądze.
Ostatnie tygodnie – nie licząc triumfu w młodzieżowych Mistrzostwach Europy – były dla Alcantary chyba najtrudniejszymi w karierze. Chłopak zmagał się z olbrzymim dylematem – łudzić się, że jakimś cudem wywalczy plac w Barcelonie albo po ośmiu latach emigrować do klubu, w którym z miejsca stałby się gwiazdą. Ostatecznie wybrał drugą opcję, bo miał już dość oglądania z ławki pleców bardziej doświadczonych kolegów. Dalsze przesiadywanie na niej w wieku 21 lat oznaczałoby dłuższą stagnację. Barca natomiast w pewnym sensie znalazła się w sytuacji bez wyjścia – albo dawać więcej szans młodemu kosztem np. Xaviego lub Busquetsa, albo wciąż trzymać go na ławie, co oznaczałoby drastyczne obniżenie klauzuli odstępnego. Postawiono na drugi wariant, który skrzętnie wykorzystał Guardiola.
Alcantara nie rozegrał bowiem w poprzednim sezonie 60% meczów, co oznaczało, że cena, jaką trzeba było za niego zapłacić zjechała z… 90 do 18 milionów (ostatecznie poszedł za 25). Hiszpan zdał sobie sprawę, że moment na wyjazd jest idealny, bo skoro dziś płaci się między 30 a 40 bańkami za „Illarrę”, to kto nie wyłoży dwudziestu za jednego z najzdolniejszych wychowanków Barcelony? A chętnych było wielu – od Manchesteru United przez Real, aż po Bawarię, gdzie Thiago znów spotkałby się z trenerem, który go odkrył i dał zadebiutować w Primera Division, a teraz ma wokół niego budować „nowy” Bayern.
Co ciekawe, transfer Alcantary do Niemiec pilotowałâ€¦ Pere Guardiola, czyli – jak się łatwo domyślić – brat Pepa i jeden z najpotężniejszych menedżerów w Katalonii. I tak się zastanawiamy, co by się działo w Polsce, gdyby podobne układy panowały – strzelamy – między Janem Urbanem a jego bratem. Kto zostałby bardziej zjedzony przez opinię publiczną? Trener czy agent?