Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy, w której znajdujemy m.in. kolejne rozmówki z Franiem Smudą, ligowy komentarz Andrzeja Iwana, kilka pytań i odpowiedzi Jana Urbana, a także wywiad z Piotrem Świerczewskim.
FAKT
Smuda o Burdenskim: Będziemy się mu przyglądać.
Dokładnie za miesiąc ruszy nowy sezon ektraklasy i jest pewne, że kadra Wisły nie będzie do tego dnia zamknięta. – Dopóki nie wyjdziemy na finansową prostą to nie będzie wielkich zakupów – przyznał trener Franciszek Smuda (65 l.). Takie zamieszanie na pewno nie wpłynie korzystnie na grę drużyny, która póki co tylko się osłabia. Smuda i prezes Jacek Bednarz (46 l.) zarządzili wietrzenie szatni po katastrofalnym sezonie pozbywając się najdroższych piłkarzy. Kłopoty finansowe i ogromne oszczędności sprawiają, że Wisła będzie oglądać każdą złotówkę nie z dwóch, a z czterech stron. W takich warunkach nie ma co marzyć o stworzeniu zespołu na miarę czołówki ekstraklasy. – Bazujemy na zawodnikach, którzych cena jest w zasięgu Wisły – powiedział nam Smuda. – Dopóki nie wyjdziemy na finansową prostą to nie będzie wielkich zakupów. Zapłacimy tylko, jeśli będzie taka konieczność. Koniecznością jest w tym momencie lewy obrońca i napastnik, a najlepiej nie jeden. Z napastników w klubie został tylko Rafał Boguski (29 l.), który w poprzednim sezonie strzelił tylko trzy gole w lidze. Liczba transferów i nazwiska wciąż są zagadką. – Sprowadzimy tylu piłkarzy na ilu będzie nas stać, zobaczymy ilu się uda – dodaje Smuda. „Uda” jest tu kluczowym słowem, bo Wisła po kilku słabszych sezonach nie jest już tak atrakcyjna, a przez pustki w kasie musi czekać na piłkarzy, którzy nie dostaną lepszych ofert. Pierwszym transferem jest Fabian Burdenski (22 l.), ale ciężko nazwać go wzmocnieniem, bo ostatnio grał w IV lidze niemieckiej. – Zostaje z nami na rok, będziemy się mu przyglądać. Ta sytuacja dobrze obrazuje politykę Wisły. Burdenski przyjdzie za darmo i dostanie mizerną pensję. – To przykład transferu właśnie na nasze możliwości – przyznał bezradnie Smuda. – Jeśli się nie sprawdzi to i tak wiele nie stracimy.
Komentarz Andrzeja Iwana.
Zastanawiam się, jaką drogą powinna pójść Legia, walcząc o Ligę Mistrzów. Na razie widzę, że w Warszawie stawiają jednak bardziej na ruchy marketingowe niż czysto sportowe. To takie chwyty, które mają przyciągnąć widzów na stadion, tyle że przy Łazienkowskiej nie ma z tym problemów. Ściąganie doświadczonych zawodników, takich trochę ogranych, ale też trochę zgranych, to zawsze ryzyko. Trzeba ich umiejętnie wprowadzić do zespołu, żeby w ważnym momencie nie podzielili szatni. Ja poszedłbym jednak inną drogą – poszukałbym piłkarzy jeszcze głodnych sukcesu, ale takich, których można formować. Rozumiem oczywiście plan Legii – to doraźne działania przed Ligą Mistrzów. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że wypalą. Tryb doraźny próbowano kiedyś stosować w Krakowie i wszyscy wiemy, co z tego wyszło. Wisła powinna być dla Legii przestrogą, choć w stolicy mają lepsza bazę do takich ruchów. Moim zdaniem Legia potrzebuje wzmocnień na trzech pozycjach. Przydałby się porządny stoper, taki który podniesie poziom rywalizacji i będzie gotów od razu wskoczyć do składu. Do tego klasyczna „dziesiątka”, ktoś na poziomie Radovicia oraz napastnik. Rynek transferowy w Polsce zmienia się mocno, ale wciąż szukamy tam, gdzie tanio. Jak Lech – w Szkocji. Kiedy ściągasz stamtąd piłkarzy to musisz się liczyć z tym, że nie będa wirtuozami, ale pewnie potrafią zapieprzać i to się może przydać naszym piłkarzom, niech patrzą, jak się pracuje. Trawa będzie pewnie częściej zmieniana. W takich zespołach, jak Lech czy Legia jest kilku dobrych piłkarzy, ale czasem brakuje właśnie takiego „nosiwody”.
Jak oni uciekali – czyli trochę historii futbolu.
Niektórych namówiły kobiety. Innych skusiły pieniądze albo chęć poznania świata, który znali tylko z opowieści lub widzieli przez chwilę. Wabiła ich chęć posiadania i ambicja, ale też zwykła, ludzka ciekawość. Jechali na mecz za granicę i nagle znikali. Gubili się na zgrupowaniach i nikt ich nawet nie szukał. W czasach PRL polscy piłkarze masowo uciekali z kraju, chcąc polepszyć swoje życie. Zazwyczaj były to ucieczki w jedną stronę. Nie było planu awaryjnego. Nie było powrotu. Najbardziej spektakularnie zwiał Andrzej Rudy (48 l.), ale nie wyszedł na tym wcale tak dobrze. Były piłkarz Ajaxu wiedzie teraz życie dalekie od sławy, którą mógłby zyskać dokonując innych wyborów. W 1988 roku pojechał z reprezentacją ligi polskiej do Włoch, ale w meczu na San Siro nie wystąpił. Zjadł z kolegami śniadanie w hotelu i przepadł bez śladu. Jego rzeczy też. Uciekł do modelki, z którą się ostatecznie ożenił. Nie było warto. Dziś nie są razem, a Rudy jako piłkarz jest zapomniany. Nie pamięta się jego gry, tylko ucieczkę. Niezły numer wywinął też Zygfryd Szołtysik (71 l.). Jego syn zwiał do Niemiec, a jemu przez to zabrano paszport. Zwrot? Pod jednym warunkiem: przywieziesz dzieciaka z powrotem. Pojechał, ale również nie wrócił. Ł»yje do dziś na emigracji, a jedyny kontakt z piłką w poważnym wydaniu ma przy okazji organizacji meczu oldbojów w Hamm.
RZECZPOSPOLITA
Komentarz do sytuacji Polonii Warszawa – możliwa siódma liga.
Najbliższa przyszłość warszawskiej Polonii jest czarna jak jej koszulki. Klub nie ma zawodników i stadionu. Na Konwiktorskiej nikt nic nie wie. Ostatnie informacje na stronie internetowej pochodzą z maja. Właściciel Polonii Ireneusz Król nie odzywa się i nie odpowiada na pisma. – Od pięciu miesięcy pracujemy za darmo. Właściciel nie zgłosił upadłości, więc nie mamy podstaw do roszczeń. Czekamy na jakąś decyzję, która da nam możliwość działania. Tyle że tę decyzję musi podjąć pan Król, a on się nie odzywa – mówi „Rz” Igor Gołaszewski, który został na Konwiktorskiej w roli szefa skautów i kierownika stadionu. Stadion też zresztą nie należy do Polonii. Jest własnością miasta. Klub wynajmował go od Warszawskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji za 55 tys. złotych za mecz. Ale zalega z opłatami od początku roku. Z odsetkami uzbierało się już około 800 tysięcy. WOSiR wypowiedział więc umowę. Król zgłosił drużynę do rozgrywek I ligi, ale nie otrzyma licencji z powodu zadłużenia. Kryteria w I lidze są równie wysokie jak w ekstraklasie. Gdzie może więc zagrać Polonia? Grupa kibiców i działaczy założyła nowy klub MKS Polonia i zgłosiła go do rozgrywek III ligi, prowadzonych przez Mazowiecki Związek Piłki Nożnej. Jego prezes Zdzisław Łazarczyk stanął w związku z tym przed problemem.
Rozmówka z Janem Urbanem.
Prezes Bogusław Leśnodorski wymaga od Legii awansu do Ligi Mistrzów?
– Prezes jest bezpośredni w wyrażaniu opinii, szybko podejmuje decyzje, ale też zdaje sobie sprawę, że nasza liga nie jest najmocniejsza i zweryfikuje nas dopiero Europa. Chciałby utrzymać swoją dobrą passę, w pół roku wywalczył dublet, teraz dobrze byłoby pójść za ciosem. Już moja głowa w tym, żeby zespół był odpowiednio przygotowany. Okres wakacyjny był bardzo krótki, na zgrupowania też mamy tylko miesiąc. Kilku zawodników odeszło, więc niezbędne są wzmocnienia. Nikt nie może nam odebrać marzeń, zasłużenie zostaliśmy mistrzami Polski, więc musimy patrzeć w przyszłość z optymizmem. Chociaż to, że przez lata żadna polska drużyna nie dostała się do Ligi Mistrzów, jest dla nas przestrogą.
Na razie do Legii dołączył tylko Henrik Ojamaa.
– On już podpisał kontrakt, zobaczymy, jak będzie z innymi zawodnikami. Wiadomo, że rozmawiamy z Łukaszem Broziem, a od wtorku trenuje z nami Raul Bravo. Znalazł się w trudnej sytuacji, wie, że nie może stawiać warunków i bardzo chciał przyjechać, żebyśmy zobaczyli go w treningu. Pojedzie z nami na obóz do Austrii i postara się wykorzystać swoją szansę. Musi udowodnić, że jest tym samym zawodnikiem, który grał w Realu ery Galacticos. Rekomendował go Michał Ł»ewłakow, który występował z Raulem w Olympiakosie. A jak Michał kogoś poleca, to znaczy, że ten ktoś umie grać.
GAZETA WYBORCZA
Widzew testuje Gruzina polecanego przez Dzalamidze.
Apakidze to też reprezentant gruzińskiej młodzieżówki. Grał w eliminacjach do młodzieżowych mistrzostw Europy, które właśnie wygrali Hiszpanie. Młodzi Gruzini byli z nimi w grupie eliminacyjnej i zajęli w niej trzecie miejsce przed Chorwacją, ale za Hiszpanią właśnie i Szwajcarią. Apakidze zagrał w czterech meczach, m.in. w tym z Hiszpanami przegranym przez jego drużynę aż 2:7. Jego kolegą z kadry jest były widzewiak Nika Dzalamidze. – Nika zresztą dzwonił do klubu i bardzo chwalił swojego rodaka – opowiadają w Widzewie. Minusem Gruzina mogą być nie najlepsze warunki fizyczne, co w przypadku stopera jest ważne. Apakidze ma 182 cm wzrostu i raczej nie wygląda na atletę. Sylwetką przypomina byłego widzewiaka Bruno Pinheiro. Na dziesięciu testowanych piłkarzach na pewno się nie skończy. – W czwartek powinno dojechać czterech kolejnych – zapowiada trener Radosław Mroczkowski. Nie będą to jednak gracze o znanych nazwiskach. Tacy mają pojawić się dopiero w przyszłym tygodniu. Kadra Widzewa powiększa się nie tylko o kandydatów na piłkarzy łódzkiej drużyny. Wczoraj po raz pierwszy po urlopie z kolegami ćwiczył Bartłomiej Kasprzak, odkrycie rundy wiosennej. Pomocnik miał więcej wolnego, ponieważ po sezonie ligowym grał jeszcze w kadrze młodzieżowej.
Rozmowa z Frankiem Smudą.
Co zaskoczyło pana po powrocie do Wisły?
– Nowy stadion, szatnia i warunki do treningów. Gdy wcześniej prowadziłem drużynę, to trenowaliśmy na poletku o wymiarach 20 x 40 m i zdobyliśmy mistrzostwo. Teraz warunki są inne, a od stycznia prawdopodobnie będą jeszcze lepsze.
Mówi pan o przeniesieniu bazy treningowej do Myślenic?
– Tak, to wyśmienity pomysł, szkoda, że ktoś nie wpadł na to wcześniej. Wiele zagranicznych klubów ma bazy poza miastem.
A co pana zaskoczyło negatywnie?
– W sporcie są wzloty i upadki. Nie chcę krytykować ludzi, którzy wcześniej byli w Wiśle. Przypuszczam, że chcieli jak najlepiej, ale się nie udało i teraz trzeba wszystko prostować finansowo. W takich warunkach muszę zbudować zespół, który przyciągnie ludzi na stadion.
Trener, który ma pieniądze na transfery…
– Być takim trenerem to bardzo łatwa sprawa. Najlepsza, jaka może być!
SPORT
Postęp w negocjacjach w sprawie Zbozienia.
Piast Gliwice pozyskuje nowych zawodników, ale też przedłuża umowy ze swoimi graczami. Po powrocie z Wisły, kontrakty mają podpisać Ruben Jurado i Adrian Klepczyński. Podobnie uczyni Damian Zbozień. Umowy z Piastem podpisali już Kamil Wilczek i Csaba Horvath, w Gliwicach ma też grać Łukasz Hanzel. Kontrakt ma już Patryk Dytko, jednak w jego przypadku brakuje pewnego dokumentu, który ma dostarczyć jego menedżer. Jest to jednak formalność, która zostanie rozwiązana w najbliższym czasie. Z kolei do Mateja Izvolta i Jana Polaka, którzy przedłużyli umowy, mają dołączyć Ruben Jurado i Adrian Klepczyński. W klubie czekać będą trzy umowy – dla Jurado i Klepczyńskiego, a także dla Damiana Zbozienia, który – jeśli nie stanie się nic nieprzewidywalnego – w przyszłym sezonie również będzie grał dla Piasta. Przypomnijmy, obrońca do tej pory był tylko wypożyczony z Legii Warszawa.
DZIENNIK POLSKI
Patryk Małecki: Trener mówi, ja słucham
Patryk Małecki o ostatnich miesiącach najchętniej by zapomniał. Gra jemu i drużynie w minionym sezonie się nie układała. Pod koniec rozgrywek piłkarza dotknęła w dodatku rodzinna tragedia. Zmarł mu dziadek, z którym „Mały” był bardzo mocno związany. Teraz jednak Małecki stara się już myśleć o przyszłości i mocno wierzy, że będzie się ona rysowała w jaśniejszych barwach. – To dla mnie rzeczywiście był trudny czas – mówi Patryk Małecki. – Nie spodziewałem się, że dziadek odejdzie tak szybko. Tak jednak widocznie musiało być. Pozbierałem się już trochę i mogę zapewnić, że jestem w pełni skoncentrowany na treningach. „Mały” do treningów przystąpił z wyjątkowym zapałem. Podkreśla, że chce przekonać do siebie nowego trenera Wisły, Franciszka Smudę. – To już tak jest, że jak przychodzi nowy trener, każdy zaczyna od zera – tłumaczy piłkarz. – Każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony. Myślę, że każdy z nas będzie miał teraz czystą kartę i będzie starał się przekonać do siebie szkoleniowca. Ł»eby to zrobić, trzeba ciężko pracować. Małecki już na wstępie ucina spekulacje o konflikcie z trenerem Smudą. Takie informacje pojawiały się jeszcze gdy ten ostatni był selekcjonerem reprezentacji Polski.
POLSKA THE TIMES
Świerczewski: W reprezentacji jest za dużo zmian i młodych zawodników.
Co u Pana słychać? Jest szansa na to, że wkrótce znów zobaczymy Pana na ławce któregoś z klubów ekstraklasy?
– Na razie nie mam licencji na trenowanie klubów ekstraklasy. Więc trenerem być nie mogę, ewentualnie menedżerem, tak jak to było w ŁKS.
Ale trzyma się Pan trenerki?
– Tak, tylko najpierw muszę dostać stosowne uprawnienia. Obecnie kluby nie chcą kombinować z zatrudnianiem trenerów bez licencji, ale podejrzewam, że jak po kilku kolejkach ligowych zacznie się palić, będą szukać innych rozwiązań.
Kiedy spodziewa się Pan otrzymania licencji?
– Pisałem do PZPN w sprawie wyznaczenia terminu. Muszę dokończyć kilka kursów, na których nie byłem. Na razie nie dostałem odpowiedzi, co mnie trochę dziwi. Nie wiem, czy to opieszałość związku, czy te dokumenty gdzieś im umknęły. Ale to nie mój problem, tylko ich. Mieszkam w Warszawie, mogę podejść i poprosić, żeby mnie dopisali. Wcześniej, kiedy pracowałem w Motorze Lublin, nie miałem na to czasu. Ale teraz jestem wolny, pojadę na wakacje, spokojnie skończę licencję i będę czekał na propozycje. Nigdzie się nie grzeję, nie muszę.
SUPER EXPRESS
Ojrzyński skorzystał z przerwy i poszedł… na pielgrzymkę.
Kiedy inni trenerzy piłkarskiej Ekstraklasy wyjechali na urlopy w ciepłe kraje, szkoleniowiec Korony Kielce Leszek Ojrzyński (42 l.) odbył pielgrzymkę do grobu apostoła świętego Jakuba w hiszpańskim mieście Santiago de Compostela. – Choć wiara zajmuje w moim życiu bardzo ważne miejsce, jakoś nigdy nie było czasu, by wybrać się na pielgrzymkę. Tego lata wreszcie nadrobiłem zaległości – opowiada. Ojrzyński to człowiek głębokiej wiary. Podczas meczów Korony zawsze ma przy sobie różaniec poświęcony przez Ojca Świętego Jana Pawła II.
Rajskie wakacje Artura Sobiecha – fotostory.
Artur Sobiech (23 l.) z narzeczoną Bogną Dybul (23 l.), piłkarką ręczną SVG Celle spędzają wakacje w gorącym Dubaju. Temperatura w dzień przekracza tu 35 stopni Celsjusza, nie trzeba wychodzić z hotelowego kompleksu, żeby w basenie popluskać się z delfinami. – Odbywa się to oczywiście pod okiem instruktora, ale wrażenie jest niesamowite – opowiada. Sportowa para próbowała swoich sił także w jeździe quadem po piaszczystym terenie. Był też czas na bardziej romantyczne chwile i kolacje w ekskluzywnej restauracji. Obojgu przyda się taki odpoczynek po nerwowej końcówce minionego sezonu. Artur zakończył go mało chlubnym remisem reprezentacji w meczu z Mołdawią, a drużynie Bogny zabrakło tylko 2 punktów do awansu do 1. Bundesligi.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Pogoń może utonąć w długach
Pogoń Szczecin jest winna swoim zawodnikom ponad 1,5 miliona złotych. Portowcy do dziś nie otrzymali premii za awans do ekstraklasy. A to tylko część zobowiązań. Kolejny obiecany przez działaczy termin wypłaty zaległości upływa 30 czerwca. Wiosną było głośno o problemach w Polonii Warszawa. Na temat zaległości szczecińskiego klubu wobec piłkarzy nikt nie wspominał. Tymczasem długi Pogoni są niewiele mniejsze niż było to w stołecznym klubie. Sądzę, że w sumie wynoszą około dwóch milionów złotych – twierdzi jeden z piłkarzy portowego klubu. Według naszych informacji, na konto piłkarzy wpływają jedynie comiesięczne wynagrodzenia. Pogoń wstrzymała wypłatę tak zwanych wyjściówek, a także premii za zdobyte punkty. Wiosną Portowcy zdobyli ich wprawdzie zaledwie 14, ale zaległości dotyczą także całej rundy jesiennej. Regulamin przewidywał zamrożenie połowy ustalonej regulaminem należności za punkty. Wypłata miała nastąpić na koniec sezonu pod warunkiem utrzymania w ekstraklasie. Premie zostały jednak zamrożone w całości i to tak skutecznie, że do dziś piłkarze nie mogą się ich doczekać. Zaległości dotyczą także ubiegłego sezonu. Za awans do ekstraklasy zespół otrzymał tylko połowę ustalonej premii. Zamiast 1,5 miliona złotych, Portowcy dostali 750 tysięcy.
Cracovia wchodzi do walki o Zbozienia.
– Nie udzielam żadnych informacji – mówi nam menedżer Pasów Piotr Burlikowski, odsyłając do rzecznika, ale nieoficjalnie wiemy, że trzy dni temu Cracovia podjęła rozmowy z Legią. Zbozień jest wyceniony na nieco ponad 700 tysięcy złotych. Piast nie chce tyle zapłacić. Proponuje Legii układ wiązany. Gliwiczanie chcą wyłożyć 200 tysięcy i dorzucić duży procent od ewentualnego transferu Damiana do następnego klubu. Generalnie Piast oferuje transakcje wiązaną, bo dodatkowo chce wziąć z Legii Jakuba Szumskiego i Wojciecha Lisowskiego. Negocjacje trwają już jednak jakiś czas i nic z nich nie wynika. Beniaminek ma więc szansę odbić piłkarza. Musi jednak przekonać nie tylko Legię, ale i samego Zbozienia. W takich sytuacjach jedynym argumentem są oczywiście pieniądze. Piast gwarantuje Damianowi pensję nie większą niż 20 tysięcy złotych brutto miesięcznie plus wysokie premie. Wiemy, że jeśli Pasy przebiją propozycję o 50 procent, to gracz może wyjechać ze zgrupowania gliwiczan w Wiśle i przenieść się do Krakowa. Na pewno nie zmieni klubu, jeśli Cracovia zaproponuje mu o 2- 3 tysiące więcej niż Piast.
Jan Urban: Zaczyna brakować czasu.
Nie widać po panu euforii…
– Raz, że wakacje były bardzo krótkie, nie miałem czasu pojechać do Hiszpanii. Wyskoczyłem na dwa dni na ryby i tyle. Dwa, że nie ma transferów do klubu. Rozmawiamy, szukamy, ale nie wygląda to na razie tak, jak bym chciał. Szkoda, że wiosną nie mieliśmy zbyt wielu ludzi do dyspozycji, którzy mogliby jeździć po Europie i oglądać zawodników. Może byłoby łatwiej.
Kogo pan potrzebuje?
– Na razie nie uzupełniliśmy pozycji, na których mamy straty. Nikt nie przyszedł za Artura Jędrzejczyka, Danijela Ljuboję i Michała Ł»ewłakowa. Ktoś powie, że ten ostatni na wiosnę mało grał. Tak, ale jesienią był naszym podstawowym zawodnikiem. Przydałby się nam też kreatywny zawodnik w środku pola. Szukamy również napastnika, ale szczególnie jesteśmy skoncentrowani na uzupełnieniu braków w linii obronnej, bo tutaj mamy największe ubytki.
A taka typowa dziesiątka? Czy widzi pan tam Henrika Ojamę?
– Mówiąc o tym kreatywnym zawodniku, miałem na myśli piłkarza na pozycję numer dziesięć. Najlepiej by był to ktoś taki, kto potrafi zagrać także w systemie 4-4-2 obok napastnika. Osoba, która zorganizuje nam grę ofensywną.