W Bełchatowie trwają jakieś dziwne przekształcenia własnościowe, ale jedno się nie zmienia: dalej wydawane są tam pieniądze w sposób dość bezmyślny, a polityka finansowa nie ma wiele wspólnego z prawami rynku.
GKS spadł do pierwszej ligi i otrzymał atrakcyjną ofertę za swojego środkowego obrońcę, Seweryna Michalskiego. Belgijskie Mechelen oferuje milion złotych za tego 19-latka. Wszystko jest gotowe, transfer można klepnąć w pięć minut, brakuje tylko jednego – zgody. Milion złotych za 19-latka, który w polskiej ekstraklasie grał tylko pół roku i który za moment będzie występował na boiskach pierwszej ligi. To z pewnością nie jest niska kwota. Jednak Bełchatów mówi: nie.
Michalski jest wkurzony. W Bełchatowie zarabia cztery tysiące złotych miesięcznie, w Belgii dostałby dziesięć razy tyle. Chce jechać, jak najszybciej. Ale Bełchatów go nie puszcza.
Chłopakowi kontrakt kończy się już za półtora roku. Czy uda się go sprzedać za wyższą sumę zimą, po półrocznej grze w pierwszej lidze? Bardzo wątpliwe. Z kolei latem będzie mógł już się związać z nowym pracodawcą i GKS nie zarobi nic. Gdyby klub miał prywatnego właściciela, zawodnik już jechałby na lotnisko.
Najlepiej ciągle doić sponsorów, najlepiej spółki skarbu państwa. Ale żeby samemu wygenerować jakiś przychód – co to, to nie. Michalski pogra przeciwko Puszczy i Dolcanowi, później odejdzie za darmo, Bełchatów straci pieniądze, a zawodnik rok kariery.