Jak co sobotę… bajeczki Franka Smudy

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2013, 13:18 • 5 min czytania

Rzuciliśmy okiem na może nieco przeterminowany, ale jednak wciąż interesujący wywiad z Franciszkiem Smudą dla „Rzeczpospolitej” (interesujące ze względu na poziom absurdu, jaki jest w stanie zapewnić tylko FS). Wywiady z Franiem to zawsze wyzwanie dla dziennikarza. Wyzwanie pod tytułem: znajdź najwięcej bzdur wypowiedzianych przez byłego selekcjonera. Jak już wiadomo, „Franz” w Niemczech zanotował całkiem udaną przygodę z Regensburgiem – jak sam twierdzi, zostawił drużynę dokładnie na tym miejscu w tabeli, na którym ją objął. Pal licho, że na ostatnim. Ważne, że się nie obsunął – szczere gratulacje!
No i nie ma się co przejmować, że na wiosnę zdobył tylko sześć punktów, podczas gdy jego poprzednik jesienią uciułał trzynaście… Franek zrobił dokładnie tyle, ile miał zrobić. Nic więcej po prostu się jego zdaniem nie dało. My mimo wszystko sprawdziliśmy, czy kiedykolwiek w 2. Bundeslidze trafił się bardziej nieudolny trener niż nasz prawdziwek i okazało się, że owszem. Poprzednim takim byłâ€¦ Franz. Horst Franz. W sezonie 2001/2002 prowadził Babelsberg i wiosną zdobył tylko trzy punkty. Różnica między Franzem i „Franzem” jest taka, że ten pierwszy ze wstydu musiał zakończyć karierę, a drugi objął potężny polski klub.

Jak co sobotę… bajeczki Franka Smudy
Reklama

Smuda we wspomnianym wywiadzie mówi tak: – Z budżetem 3,5 mln euro, najmniejszym w lidze, nie miał dużych szans. Miałem w drużynie tylko dwóch prawdziwych zawodowców – bramkarza z TSV Monachium i kanadyjskiego pomocnika Juliana de Guzmana. Pozostali to młodzi chłopcy, wyciągani z czwartej ligi. Wśród nich był rezerwowy w rezerwach, Polak z pochodzenia, Markus Smarzoch. Grał na lewej obronie za 800 euro miesięcznie. Takie to było zawodowstwo.

Teraz pozostaje pozostawić dwie ewentualności:

Reklama

1. Franciszek Smuda świadomie kłamie, licząc, że wszyscy tę jego bajeczkę kupią bez weryfikacji.
2. Franciszek Smuda sam nie wie, kogo miał w drużynie.

Obie opcje uznajemy za równie prawdopodobne.

Oczywiście, Regensburg to nie był żaden dream-team, gdyby to był dream-team to przecież nie dzwoniliby po Frania, tylko skontaktowaliby się z jakimś lepszym trenerem. Ale nie był to też zespół – jak twierdzi Smuda – klecony z czwartoligowców i mający ledwie dwóch zawodowych piłkarzy.

Trenerze nasz najukochańszy, miałeś też w składzie takich zawodników jak…

Christian Rahn
– 55 meczów dla HSV, 27 dla 1.FC Koeln, 69 dla Hansy, 82 dla Sankt Pauli, były reprezentant Niemiec do lat 21.
Julian Wiessmeier – 10 meczów w 1. Bundeslidze dla Norymbergi, reprezentant Niemiec niższych kategorii wiekowych.
Carlinhos – wypożyczony z Leverkusen, zagrał 3 mecze dla Bayeru w Lidze Europejskiej.
Marco Djuricin – były piłkarz Herthy Berlin (na poziomie 1. Bundesligi i 2. Bundesligi).
Koke – były piłkarz Olympique Marsylia, Malagi i Arisu Saoloniki, 43 mecze w lidze francuskiej, 130 w greckiej, 6 w hiszpańskiej.
Wilson Kamavuaka – 5 meczów w 1. Bundeslidze dla Norymbergi.

Nie są to oczywiście gwiazdy światowego futbolu, ale też nie są to zawodnicy z czwartej ligi niemieckiej, którzy nigdy nie grali na wyższym poziomie. Gdybyśmy mieli doliczyć zawodników ściągniętych do Regensburga z innych klubów 2. Bundesligi, lista byłaby jeszcze dłuższa. Wracamy do zagadki: Smuda wiedział kogo ma w zespole i teraz kłamie, czy nie wiedział, kim gra i dlatego szło, jak szło?

Oczywiście to nie koniec idiotyzmów, które z ust „Franza” spił Stefan Szczepłek. Dalej jest jeszcze lepiej. O odejściu z kadry mówi tak: – Dlatego, powodowany honorem, podałem się do dymisji. Z żalem, bo doświadczenia, które zdobyłem, przydałyby się w dalszej pracy. Niestety, u nas trener pracuje od eliminacji do eliminacji. W Niemczech Joachim Loew pozostaje na stanowisku nawet kiedy przegrywa. Tam jest dobrze funkcjonujący system, więc o losie trenera kadry nie decydują jednorazowe porażki.

Chyba nie trzeba nikomu przypominać, że Franciszek Smuda nie podał się do dymisji, tylko skończył mu się kontrakt i nie było najmniejszych szans na jego przedłużenie. „Powodowany honorem, podałem się do dymisji”? Toż to kretynizm nawet jak na frankowe standardy. Taka honorowa dymisja nazywa się „kop w dupę”.

Ale zwracamy też uwagę na to, co dalej – o Joachimie Loewie. „Joachim Loew pozostaje na stanowisku nawet kiedy przegrywa”. Wypada w tym momencie zaznaczyć, że Loew jako trener reprezentacji Niemiec przegrał tylko jeden meczu w eliminacjach mistrzostw świata bądź w eliminacjach mistrzostw Europy (bilans: 32 zwycięstwa, 6 remisów, 1 porażka). W wielkich imprezach zaliczał kolejno: finał, półfinał, półfinał. Tomasz Hajto powiedziałby: nie porównujmy gówna z czekoladą.

No i jeszcze cytat z tego wywiadu:

– Ale kiedy latem, po zakończonym Euro był pan kandydatem na trenera Wisły, część kibiców protestowała.

– Dobrze pan powiedział – część. Kraków jest specyficznym miastem, w którym miłość do dwóch rywalizujących klubów czasami zaślepia. Jako trener pracuję w różnych miejscach, ale dom mam jeden, właśnie w Krakowie. Czy mam się stąd wyprowadzić dlatego, że po pracy w Wiśle trenowałem Legię? Orest Lenczyk też się ma stąd wynieść, bo pracował także w Cracovii? Na szczęście to się trochę zmienia i teraz mogę chodzić po Krakowie z podniesioną głową. Ale bywało niemiło.

Gdyby Orest Lenczyk wyprowadzał się z Krakowa, ponieważ trenował Cracovię, byłoby to lekko niedorzeczne. W każdym razie Franek chyba nie rozumie, że kibice nie protestowali, ponieważ „zaślepiała ich miłość do dwóch rywalizujących klubów” (bo niby co Smuda miał wspólnego z lokalnym rywalem?), tylko protestowali, ponieważ uważają go za absolutnie beznadziejnego trenera.

Na koniec perełka z tego wywiadu, czyli przygotowany dziennikarz i przygotowany trener…

– Przez pięć miesięcy pracy w Ratyzbonie pańska drużyna nie wygrała żadnego meczu.

– Pewnie, że to niemiłe.

Franiu, aż tak źle nie było. Przypominamy ci, że jeden mecz jednak jakimś cudem wygrałeś.

* * *

A teraz hit z „Piłki Nożnej”, czyli medium, gdzie nie chcą zauważyć, że Smuda to trener skompromitowany. Uwaga: – Kiedy ustalałem już szczegóły ponownej współpracy z Wisłą, zgłosiło się Dynamo Drezno. Byłem nawet skłonny mocno zastanowić się nad tą propozycją, ale Bogusław Cupiał uparł się, żebym zrobił porządki w Krakowie. Przekonał mnie, więc teraz nie ma już nawet o czym gadać

Zgłosiło się Dynamo Drezno.

Dynamo Drezno to klub, który z frankowym Regensburgiem rywalizował o utrzymanie. Po rundzie jesiennej miał 16 punktów, natomiast Regensburg 13. W rundzie wiosennej Dynamo zdobyło 21 punktów, natomiast Regensburg 6. Smudzie właśnie się wydaje, że ten jego spektakularny bilans (powiększenie straty z 3 puntów do 18) zwrócił uwagę konkurencji.

W sumie to smutne – facet ewidentnie nie czuje się najlepiej.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama