„Dziękuję Bogu, że żyję”. Rok niepewności Lukasa Klemenza

redakcja

Autor:redakcja

14 czerwca 2013, 18:10 • 6 min czytania

Jego matka jest Polką. Po ojcu Amerykaninie odziedziczył ciemny kolor skóry. On sam z kolei urodził się w Niemczech, ale podkreśla, że nie wyobraża sobie, że mógłby grać dla innej reprezentacji niż polska. Miał niespełna 17 lat, kiedy zdiagnozowano mu wadę serca, która mogła definitywnie zamknąć jego nadzieje na piłkarską karierę. Po jedenastu miesiącach walki wrócił do gry w klubie. Otrzymał powołanie do kadry U-19, a przed kilkoma dniami podpisał kontrakt z francuskim Valenciennes. Poznajcie Lukasa Klemenza.

„Dziękuję Bogu, że żyję”. Rok niepewności Lukasa Klemenza
Reklama

Parę tygodni temu grałeś w Odrze Opole przeciwko LKS-owi Czaniec i Polonii Głubczyce. Dziś w reprezentacji U-19, mając na stole podpisany kontrakt z francuskim Valenciennes. To jest ten moment, kiedy otwierają się drzwi do poważnej piłki. Masz tego świadomość.
– Oczywiście. Wszystko się dobrze ułożyło, bo w Odrze forma zwyżkowała, a i po ostatnich meczach kadry zebrałem sporo pozytywnych ocen. Pojawiły się różne oferty. Valenciennes interesowało się mną od dłuższego czasu, ale to po meczach u trenera Sasala dostałem zaproszenie na testy. Porozmawiałem z dyrektorem sportowym, prezesi też wypowiedzieli się o mnie pozytywnie. Minął dosłownie tydzień i wszystko było załatwione. Na tym etapie mojej kariery nie było się nad czym zastanawiał.

Osobą, która jako pierwsza wypatrzyła cię i powołała do kadry byłâ€¦
– Marcin Dorna. W pierwszej klasie gimnazjum dostałem powołanie na konsultację rocznika 1995.

Reklama

W jednym z wywiadów stwierdziłeś, że póki co jesteś w reprezentacjach młodzieżowych kolekcjonerem żółtych kartek, ale chyba nie ma takiego dramatu, bo Marcin Sasal powiedział o tobie w wywiadzie dla Weszło, że ostatnio prezentowałeś się najlepiej ze środkowych obrońców.
– Cieszę się, że tak się o mnie wypowiedział, chociaż wyniki mieliśmy takie, że ciężko być zadowolonym. U mnie zazwyczaj było tak, że zbierałem najwięcej żółtych kartek i głównie tym się wyróżniałem (śmiech). Teraz trochę się to zmienia. Im jestem starszy, tym częściej myślę, żeby nie łapać ich niepotrzebnie.

Zawirowania z w reprezentacji U-19 sprawiły, ze musiałeś występować nie tylko jako stoper, ale zostałeś też przesunięty na defensywną pomoc. Odnajdujesz się w takiej grze bez problemu?
– Ł»aden problem. U trenera Dorny wiele razy już tak grałem.

Teraz będzie bardziej gorzko, bo Marcin Sasal przyznał, że jak patrzył na waszą grę w ostatnich meczach, to czuł się jak leszcz. Podobno zresztą to samo wam powiedział w szatni.
– No, dokładnie. My też jak patrzyliśmy na swoją grę w powtórkach, to widzieliśmy wyraźnie, że coś nam przeszkadza, że na tle innych zespołów wyglądamy bardzo słabo. Napisaliście, że jesteśmy zbieraniną trenera Sasala, która nie umie grać w piłkę. Ok, trochę ostro, ale co ja mogę powiedzieć? Może potrzebujemy czasu jako zespół. Chociaż jak wychodzisz na mecz z Hiszpanią, to choćbyś grał pięćdziesiąty mecz w kadrze, to pojawia się trema. U nich wszystko jest na wyższym poziomie, niektórzy zawodnicy są w kadrach drużyn z Primera Division. Na boisku widać, że dzieli nas jednak przepaść.

Odchodząc na moment od ostatnich wyników – sam masz dość skomplikowaną historię. Mama – Polka. Ojciec – Amerykanin. Urodziłeś się w Niemczech, ale czujesz się Polakiem.
– Urodziłem się w Niemczech, ale mieszkałem tam tylko przez trzy miesiące, po czym wróciłem do Polski i żyłem w niej aż do teraz. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym grać dla jakiejkolwiek innej reprezentacji.

Po ojcu odziedziczyłeś kolor skóry. Musiałeś mieć przez to niejeden problem. Wiadomo jak to bywa – nie tyle nawet w szkole, co czasem podczas meczów w niższych ligach.
– Czasem ktoś coś krzyknął, rzucił jakimś głupim żartem, ale czym tu się przejmować? Robię swoje. Wolę skupiać się na tych, którzy są czy byli ze mną wtedy, kiedy ich potrzebowałem. Szczególnie, że kiedy odezwę się po polsku, to już chyba nikt nie ma wątpliwości kim jestem.

Piłkarsko ciągle jesteś na samym początku tej przygody. Twoje mecze w seniorskich rozgrywkach można by policzyć na placach dwóch rąk. Może trzech.
– W Odrze zagrałem dosłownie kilka meczów. Później pojawiły się problemy z sercem, przez rok nie wychodziłem na boisko, a jak wróciłem, to wystąpiłem może siedem osiem razy. Na tym koniec.

W międzyczasie byłeś na testach w Sochaux i Widzewie. Miałeś inne opcje z Ekstraklasy. Dlaczego żadna z nich nie wypaliła? Wszystkie zbiegły się z problemami zdrowotnymi?
– W Sochaux byłem bardziej na stażu niż na testach. Miałem 15 lat, chciałem po prostu zobaczyć jak wygląda piłka w innym kraju. Nie jechałem z myślą, ze podpiszę kontrakt. Pewnie nawet bałbym się w takim wieku zostawić całą rodzinę, mamę i zostać tam samemu. Zapytania z Ekstraklasy pojawiły się dopiero później.

A także informacja, która brzmiała jak wyrok. Właśnie przy okazji testów w Widzewie.
– Byłem w świetnym momencie, żeby w młodym wieku zadebiutować w Ekstraklasie. To mogło być przełomowe pół roku. Miałem szansę związać się z Widzewem, pograć w kadrze U-17 na mistrzostwach Europy, ale niestety jedne badania wszystko pogrzebały. Dzisiaj po prostu dziękuję Bogu, że żyję.

Lekarze, którzy cię badali, powiedzieli, że to cud, że żyjesz. Przy takich piłkarskich obciążeniach.
– Grałem w trzeciej lidze, tam nie bada się zawodników tak często i szczegółowo. Ł»yłem ze świadomością, że wszystko jest ok, aż do czasu tych kardiologicznych badań w Widzewie. Okazało się, że mam dziurę między przedsionkami, krew przepływa nie w tym miejscu co powinna. Przyszedł lekarz i zapytał: czy wiem, że nie mogę dłużej uprawiać sportu? To było dla mnie jak wyrok, bo żyję piłką, robię to od zawsze i nagle słyszę, że będę musiał przestać. Przez jedenaście miesięcy nie wiedziałem, co będzie dalej. Najpierw badało mnie dwóch lekarzy. Przez cały dzień analizowali moje wyniki, wieczorem przyszli i powiedzieli, że jeśli operacja się uda i wytrzymam pół roku bez gry, to wszystko może być w porządku. Pół roku później znowu coś było nie tak – testy wydolnościowe wypadły tragicznie. Nadzieje miałem coraz mniejsze, ale w końcu po jedenastu miesiącach niepewności okazało się, że mogę wrócić.

To prawda, że nie potrafiłeś wytrzymać i amatorsko grałeś nawet wtedy, gdy ci zabroniono?
– Tak, ale przecież zupełnie inaczej wychodzi się na podwórko, gdzie nie ma takiego tempa ani żadnej presji, a inaczej na mecz ligowy czy w reprezentacji. Chciałem tylko pokopać, żeby nie zapomnieć…

Kiedy wróciłeś po roku, czułeś, że coś ci uciekło, że straciłeś dwanaście miesięcy rozwoju?
– Rok miałem w plecy, ale o dziwo nie było tego widać. Na pierwszych testach wyszedł mi jeden z lepszych wyników. Trenerzy się dziwili, co się dzieje, chociaż lekarze powiedzieli, że po operacji moja wydolność może być nawet lepsza niż wcześniej. Na pewno straciłem piłkarsko, ale wierzę, że to da się nadrobić.

Wracając do Valenciennes – założenie jest takie, że trafisz najpierw do drużyny młodzieżowej.
– Tak. Do pierwszego zespołu jeszcze dość daleko. Grając na mojej pozycji wypadałoby dobrze mówić po francusku. Trzeba dużo krzyczeć, ustawiać zawodników z przodu, umieć się porozumiewać. Od tego tygodnia zaczynam naukę. Umiejętności piłkarskie też trzeba będzie jeszcze trochę doszlifować, ale moim celem zdecydowanie jest awans do pierwszej drużyny.

Kiedy wyjazd?
– Piętnastego lipca lecę na trzy dni z mamą, żeby zobaczyła jak to wszystko wygląda, gdzie będę mieszkał i trenował. Od osiemnastego lipca zaczynam normalne zajęcia.

Czyli pora na pełną samodzielność.
– Klub wynajmuje mieszkania – pięć pokoi po dwie osoby w każdym. Są ludzie, którzy przygotowują śniadania, obiady, mają na to oko. A wszystko jest dosłownie sto metrów od siedziby klubu. Widać, że to przepaść w porównaniu z Polską, bo u nas od wielu lat się mówi, że trzeba poprawić wiele rzeczy, a ciągle z tym nie dojeżdżamy. Dlatego uważam, że podjąłem najlepszą decyzję jaką mogłem.

Rozmawiał PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama