Stosunek zawodników do pieniędzy to temat rzeka. Mamy gości, którzy pieczołowicie inwestują każdą zarobioną złotówkę, mamy takich, którzy przetracają każdy tysiąc na kasyna i szybkie samochody, takich, którzy szybko bankrutują i wkopują się w wieloletnie kredyty oraz takich, którzy wykłócają się o każdego funta, dolara czy euro na kontrakcie. Niewielu jest chyba jednak takich, którzy o stan konta dbają nie podczas targów przy podpisywaniu kolejnych umów, czy grając na giełdzie, ale… rozliczając się z fiskusem. Do zawodników, którzy zapragnęli utulić do piersi kolejny milion euro, zamiast pakować go w rodzimy system podatkowy dość nieoczekiwanie należy Leo Messi.
Pewnie nie dowiedzielibyśmy się o tym, gdyby nie dzisiejsza wpadka, w wyniku której z pewnością polecą głowy w biurze rachunkowym rozliczającym kontrakty zawodnika, ale kto wie, czy razem z nimi z konta zawodnika nie wypłyną grube miliony euro. Konkretnie – od ośmiu do dwudziestu czterech milionów euro, bo właśnie na takich stawkach musimy operować w tym wypadku. Uporządkujmy fakty. W 2007 roku, zawodnik jest zbyt młody, by samodzielnie decydować o swoich finansach, więc powierza formalności i papierkową robotę swojemu ojcu, Jorge. Messi senior zaś, tak jak jego syn na boisku, lubi i potrafi kiwać. Postanowił więc zaoszczędzić nieco pieniędzy poprzez rozliczanie wpływów ze sprzedaży praw do wizerunku Leo w rajach podatkowych pokroju Urugwaju. System nowopowstających i upadających firm działał znakomicie, a rokrocznie ten manewr przynosił od miliona do półtora miliona euro dochodu.
W sumie w latach 2007-2009 Messi stał się w ten sposób bogatszy o ponad cztery miliony euro. Teraz, gdy sprawa wyszła na jaw, może stracić nieco więcej – według hiszpańskiego prawa adekwatną karą jest ściągnięcie nawet sześciokrotnie wyższej kwoty (dokładne widełki to między dwukrotnością, a sześciokrotnością wyprowadzonych pieniędzy). Pewnie cios nie byłby tak mocny, wszak gdyby Messi tylko chciał, w tej chwili mógłby zdemontować budżet dowolnego klubu zarządzanego przez szejków i wyciągnąć od nich całą karę razem z nawiązką. Pewnym problemem jest jednak fakt, że poza karą finansową, obu panom M. grozi kara od dwóch do sześciu lat więzienia.
Oczywiście Messi natychmiast wydał oświadczenie, w którym wyraża zadziwienie zaistniałą sytuacją i zapewnia, że nie robił niczego wbrew zaleceniom obsługujących go księgowych. Pytanie tylko na kogo spadnie przyjęcie kary za gigantyczny przekręt… Fiskus to nie obrona Deportivo la Coruna. Nie da się go aż tak swobodnie wykiwać…
