Dymisje odeszły do lamusa. Teraz lepiej oddać się do dyspozycji zarządu

redakcja

Autor:redakcja

12 czerwca 2013, 12:53 • 2 min czytania

Katowicki „Sport” donosi, że Jacek Zieliński po meczu z Pogonią, czyli w momencie kiedy Ruch na finiszu ligi notował serię czterech spotkań bez wygranej, oddał się do dyspozycji zarządu, ale ten liczył jeszcze na jakieś cudowne przebudzenie i zmiany na stanowisku trenera nie dokonał. Tekst sugeruje, że Zieliński honorowo pozostawił swój los w rękach działaczy, choć – jak rozumiemy – nie było to równoznaczne z prośbą o rozwiązanie kontraktu w trybie natychmiastowym. Na zasadzie – jestem bezsilny, nie potrafię odmienić tej drużyny. Dziękuję, odchodzę.
Zieliński oddał się do dyspozycji zarządu, co w gruncie rzeczy nie jest żadną wielką hecą, a raczej pustym gestem. Bo co tak naprawdę oznacza „oddać się do dyspozycji zarządu”? Zieliński do dyspozycji władz klubu jest zawsze. Tak samo po piętnastej kolejce ligi, jak po dwudziestej i dwudziestej piątej. Po serii pięciu zwycięstw i passie ośmiu meczów bez porażki. W każdej chwili, jak przystało na etatowego pracownika.

Dymisje odeszły do lamusa. Teraz lepiej oddać się do dyspozycji zarządu
Reklama

„Sport” informuje jednak, że skoro prezesi z Chorzowa nerwowego ruchu w trakcie sezonu nie wykonali, to teraz Zieliński stwierdził, że jest zdecydowany powalczyć w nowym i „podjąć się gruntownej rekonstrukcji kadry pierwszego zespołu”. Jak i za co, tego już zupełnie nie wiadomo. Póki co wiadomo za to, że w ramach tej rekonstrukcji przedłużono kontrakt z Marcinem Malinowskim – piłkarzem tyle zasłużonym, co ostatnio zupełnie na boisku nieprzydatnym.

W polskiej lidze zwyczaj podawania się do dymisji (takiej prawdziwej dymisji – dziękuję, rezygnuję, nie proście, bo i tak nie zostanę) przez trenerów zupełnie odszedł do lamusa, co z jednej strony specjalnie nie powinno dziwić – nikt sam nie pozbawi się roboty, kiedy trenerów z licencji są na rynku setki, a w miarę atrakcyjnych miejsc pracy tylko kilkanaście. Ł»aden trener nie poda się do dymisji tym bardziej, że tylko szczęśliwcy dostają czas i sposobność, żeby w ogóle się przekonać czy mają koncepcję na swój zespół. Większość zanim pomyśli o tym, że formuła pracy mogła się wyczerpać, już dawno zostaje uprzedzona przez panów działaczy.

Reklama

Sprawa jest więc prosta. Dziś nikt (albo prawie nikt) nie zrezygnuje z własnej woli. No, chyba że tak jak Hajto – już wie, że za moment zostanie zluzowany, a honorowa decyzja o odejściu sprzeda się trochę lepiej.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama