Zapraszamy na wtorkowy przegląd prasy, w której znajdujemy między innymi wywiad z Radosławem Osuchem, Antoniego Piechniczka, który broni selekcjonera Fornalika, teksty o powrocie Franka Smudy do Wisły czy rozmowę z Ryszardem Tarasiewiczem. Zachęcamy.
FAKT
Frankowski pisze dla Faktu: W Polsce nie ma rynku transferowego
W ekstraklasie dokonywane są pierwsze transfery. Moim zdaniem w Polsce nie ma czegoś takiego jak rynek transferowy. U nas wygląda to trochę prowizorycznie, raczej jest to łatanie dziur. Większość klubów ma problemy finansowe i tak naprawdę górą jest ten, kto popełni najmniej błędów przy ściąganiu nowych graczy. Dobrym przykładem takiej polityki był w poprzednim sezonie Piast Gliwice. Zupełnie inną kwestią jest nasza młodzież. Zdarza się tak, że nasi juniorzy nie są po prostu przygotowani do poziomu ekstraklasy, choć czasami pierwsze wrażenie może być mylne. W końcówce rozgrywek do składu Jagiellonii wskoczył młody lewy obrońca, Jonatan Straus. Na treningach nie wyróżniał się niczym szczególnym i były duże obawy o jego formę, ale w spotkaniach ligowych grał dobrze. Większość młodych zawodników potrzebuje jednak kilkunastu meczów, żeby przestawić się na piłkę seniorską, a wielu trenerów bądź prezesów tyle czekać nie chce i stąd ściąganie różnych piłkarzy z Bałkanów, którzy potem okazują się piłkarskim szrotem.
Abbott: Zesłanie do rezerw mi pomogło
Dzięki jego bramkom awansowali do ekstraklasy! Paweł Abbott (31 l.) swoimi piętnastoma bramkami przyczynił się do awansu Zawiszy do elity. Okazuje się, że piłkarza zmotywowało przesunięcie do rezerw. Można powiedzieć, że w ostatnim czasie szczęście sprzyja Abbottowi. Latem ubiegłego roku, napastnikowi wygasł kontrakt z Ruchem Chorzów. Piłkarz przez dłuższy okres szukał klubu, aż w końcu trafił do Zawiszy. – Faktycznie, nie mogłem znaleźć zespołu, aż wybrałem Zawisze, gdyż wywodzę się z okolic Bydgoszczy. Jak widać opłacało się, bo teraz mogę świętować awans do ekstraklasy – mówi Faktowi napastnik. Runda jesienne była dla zawodnika trudna z powodu tego, że w listopadzie został odsunięty od pierwszej drużyny i wylądował w rezerwach. – Nie ma co ukrywać, że nie grałem wtedy najlepiej, nie byłem z siebie zadowolony. Nie przepracowałem okresu przygotowawczego i złapałem zadyszkę. Mimo, że wypadłem na dwa mecze to jednak to zdarzenie dało mi kopa i wiosną grałem już lepiej. – opowiada strzelec 15 goli dla Zawiszy.
RZECZPOSPOLITA
Tekst pod tytułem: Pan na Zawiszy: Polska usłyszy
Miał swoje złote lata i złote strzały. Sprzedał Artura Boruca do Celticu Glasgow, Rafała Murawskiego do Rubina Kazań, Dariusza Dudkę do Auxerre, zajmował się też interesami Pawła Brożka. Kiedy w 2011 roku za pół miliona złotych kupował Zawiszę, tłumaczył, że musi się znać na futbolu, skoro 16 jego piłkarzy zostało reprezentantami Polski, a 60 grało w ekstraklasie. Zjednywał ludzi swoją naturalnością, zgrzyty pojawiały się potem. Boruc zrezygnował z jego usług, podobno wypraszając Osucha z negocjacji z Celtikiem w dość bezpośredni sposób. Oficjalnie łączenie funkcji menedżera i prezesa klubu jest zabronione. Osuch twierdzi, że zawiesił licencję menedżerską, ale piłkarski świat wie, jak obchodzić przepisy. Prezesem klubu jest więc jego żona – Anita. Interesy zawodników mogą prowadzić zresztą inni zaprzyjaźnieni agenci, można też podstawiać rodzinę, a w rzeczywistości samemu pociągać za sznurki. Sam Osuch twierdzi, że kiedy zaczynał, rynek menedżerski był na tyle słaby, iż dzięki swoim umiejętnościom bardzo szybko zapracował na pozycję, a teraz postanowił sprawdzić się w innej roli. W Bydgoszczy założył się z miastem. Po awansie do pierwszej ligi kupił 95 procent akcji klubu w promocyjnej cenie: 100 złotych za akcję. Jeżeli przez cztery lata Zawisza nie awansowałby do ekstraklasy, miasto mogłoby odkupić klub od Osucha za taką samą stawkę. Gdyby Zawisza spadł do drugiej ligi, jedna akcja kosztowałaby tylko złotówkę. Przed przejęciem klubu zrobił prywatny audyt. Ocenił, że ze składu, który awansował, do pierwszej ligi nadaje się tylko kilku piłkarzy, sam wyselekcjonował grupę 18 zawodników, którzy mieli przyjść do Bydgoszczy. Chciał stawiać na młodość i szybkość. Sam możliwość awansu oceniał na 2014 rok, udało mu się wyprzedzić marzenia.
GAZETA WYBORCZA
Franciszek Smuda zaczyna dziś pracę w Wiśle.
Smuda porozumiał się z Bogusławem Cupiałem, właścicielem Wisły, jeszcze przed zakończeniem sezonu. Zawarli dżentelmeńską umowę i już dwa dni po ostatnim meczu szkoleniowiec był na Reymonta i przygotowywał koncepcję budowy zespołu. Oficjalnie nie był jednak zatrudniony, bo kontrakt analizowali prawnicy, ale dziś w południe zostanie przedstawiony na konferencji prasowej. Smuda z zespołem spotka się w poniedziałek, ale do tego czasu nie będzie się nudził. Drużyna potrzebuje wzmocnień, a przy Reymonta słychać, że latem powinna pozyskać nawet sześciu zawodników. Priorytetami są napastnik i rozgrywający. Pierwsza koncepcja zakładała budowę zespołu głównie z Polakami, ale Smuda nie chce ograniczać się do krajowego rynku i prawdopodobnie przeforsuje pomysł ściągania graczy z zagranicy. Tyle że o transferach nie będzie decydował sam, bo na straży budżetu stoi Jacek Bednarz. Dla prezesa Wisły priorytetem jest wyjście na finansową prostą. W tej sytuacji Smuda i Bednarz pewnie będą próbowali przeciągnąć linę na stronę droższych transferów lub wersji oszczędnościowej. Możliwe jest też inne rozwiązanie, bo przy Reymonta mają nadzieję, że właśnie Smuda może namówić Cupiała do głębszego sięgnięcia do kieszeni. – Właściciel mu ufa i jeśli komuś miałby dać pieniądze na transfery, to właśnie jemu – mówi osoba blisko związana z klubem.
Dylematy po awansie – czy Wojciech Stawowy poprowadzi Cracovię?
Tajemnicą poliszynela jest, że działacze klubu z ul. Kałuży zaczęli tracić zaufanie do Stawowego. W kwietniu zatrudnili Piotra Burlikowskiego na stanowisku dyrektora sportowego, choć obaj panowie nie darzą się sympatią. Pod koniec rundy wiosennej zaczęli poszukiwania następcy. Na rynku brakuje jednak solidnego kandydata. Mateusz Borek, komentator Polsatu Sport, napisał na Twitterze, że z Cracovią „flirtuje” Piotr Stokowiec. Szkoleniowiec Polonii Warszawa oglądał mecz reprezentacji Polski na stadionie przy ul. Kałuży. Mimo wszystko wydaje się, że przyszłość Stawowego jest… w jego rękach. W najbliższych dniach ma przedstawić koncepcję wzmocnień i pracy w ekstraklasie. Trener nie jest zwolennikiem rewolucji w drużynie i przekonuje, że potrzebuje kilku piłkarzy. Wariant oszczędnościowy z pewnością ucieszyłby władze klubu. – Prezes jeszcze nie dzwonił, ale jest przecież zajętym człowiekiem. Nie stresuję się. Zwykle rozmawiamy konkretnie i zależy nam obu na dobru zespołu – uciął wczoraj Stawowy.
SPORT
Górnik chce króla strzelców II ligi i kolejnego piłkarza spadkowicza
Wydłuża się lista życzeń Górnika Zabrze. „Trójkolorowi” myślą o… kolejnym zawodniku GKS-u Bełchatów, Macieju Wiliuszu, a także o napastniku Szymonie Skrzypczaku, który strzelił w trwającym sezonie 21 goli. Przypomnijmy, że z Górnikiem praktycznie związani są już Łukasz Madej (przeszedł testy medyczne, a kontrakt w jego imieniu podpisał menedżer) i Rafał Kosznik. Ten pierwszy będzie mógł w Zabrzu zastąpić Prejuce’a Nakoulmę, który w każdej chwili może odejść. Ten drugi może pomóc na lewej stronie obrony. Mariusz Magiera leczy kontuzje, a Seweryn Gancarczyk wciąż nie może się porozumieć z klubem w sprawie nowej umowy. Kolejnym graczem, którym interesują się zabrzanie jest Maciej Wilusz. Piłkarz, który ostatnio grał w Bełchatowie, był obiektem zainteresowań Górnika już wcześniej, gdy grał w MKS-ie Kluczbork. Przy Roosevelta mógłby walczyć o miejsce w składzie z Adamem Danchem i Oleksandrem Szeweluchinem, bo na wypożyczenie ma iść Bartosz Kopacz. Działacze i trenerzy myślą też o Kamilu Wacławczyku, jednak tym zawodnikiem interesuje się wiele klubów i ciężko będzie go sprowadzić do Zabrza.
Polonia Bytom nie chce… spaść z I ligi
Polonia Bytom teoretycznie powinna się już szykować do zmagań na drugoligowym froncie. W klubie tli się jednak jeszcze nadzieja, że Polonia pozostanie na zapleczu ekstraklasy. Szansą dla Polonii (17. drużyny I ligi) jest brak licencji dla Okocimskiego Brzesko i Warty Poznań oraz nieprzystąpienie do pierwszoligowych rozgrywek Polonii Warszawa. – Chcemy dostać licencję na I ligę, bo… nigdy nic nie wiadomo. Przypomnijmy sobie, co było rok wcześniej. Poza tym, jeśli ją dostaniemy, to nie powinno być problemu z grą o szczebel niżej.
DZIENNIK POLSKI
Strach przed Smudą? Uryga: Raczej ciekawość
Pierwsze pół roku 2013 piłkarz Wisły Kraków Alan Uryga zapamięta do końca życia. Był to niezwykle ważny okres dla tego zawodnika. Nie tylko wreszcie mocniej zaistniał na boiskach ekstraklasy, ale również zdał maturę. Teraz Uryga wierzy, że ostatnimi akordami pierwszego półrocza będą nowy kontrakt z „Białą Gwiazdą” oraz indeks studenta krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego. – Rzeczywiście, ostatnie miesiące były dla mnie bardzo ważne – mówi Alan Uryga. – Gdy zaczynał się rok, miałem duże nadzieje. Później pojawiły się chwile zwątpienia, gdy przychodziły mecze, w których nie mieściłem się nawet na ławce rezerwowych. Końcówka sezonu była już jednak dla mnie lepsza, bo wreszcie zacząłem grać regularnie. To była dla mnie przede wszystkim bardzo cenna nauka. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że miałem w tych meczach lepsze i gorsze momenty. Staram się jednak podchodzić do tego w ten sposób, że nawet jeśli popełniałem błędy, to mogłem się na nich nauczyć, zdobyć doświadczenie, które powinno zaprocentować w przyszłości. Do tego doszła jeszcze matura. Na razie czekam na wyniki pisemnej części, ale jestem dobrej myśli. Ustne egzaminy poszły mi dobrze, więc wszystko wskazuje na to, że cała matura zakończy się dla mnie pomyślnie.
Uryga nie kryje, że teraz chciałby przede wszystkim podpisać nowy kontrakt z Wisłą. Stary wygasa z końcem czerwca. Rozmowy w sprawie przedłużenia umowy toczą się już od dłuższego czasu, a zawodnik liczy na to, że finał całej sprawy nastąpi w przyszłym tygodniu.
SUPER EXPRESS
Ryszard Tarasiewicz: Wszystko zawdzięczam Bogu.
Najpierw wprowadził pan do Ekstraklasy Śląsk Wrocław, rok temu Pogoń Szczecin, a teraz Zawiszę. Trzeci garnitur jest do wyrzucenia. Plamy po szampanie strasznie ciężko sprać.
– Jeśli każdy awans do Ekstraklasy ma się wiązać z wyrzuceniem ubrania do kosza, to wchodzę w to! Uważam, że trener musi na ławce rezerwowych wyglądać elegancko, pokazać, że mecz to wydarzenie wielkiej rangi. Stąd krawat, garnitur. A że po wielkiej radości i prysznicu z szampana zafundowanym przez zawodników ubiór ląduje w koszu, to naprawdę żaden problem.
Po awansie właściciel Zawiszy Radosław Osuch na antenie Orange Sport powiedział, że jest pan jak Kaszpirowski, bo uzdrowił pan przechodzącą ciężki kryzys drużynę.
– Jaki tam ze mnie Kaszpirowski?! Trener bez zawodników nic nie zrobi. Podobnie to działa w drugą stronę. Najważniejsze, że szybko powstała między nami „chemia” i to było widać na boisku.
Zostanie pan w Zawiszy czy też po wywalczeniu awansu odejdzie pan, podobnie jak przed rokiem z Pogoni?
– Chciałbym zostać. Jeżeli zespół zostanie wzmocniony trzema, czterema zawodnikami, na pewno nie przyniesiemy wstydu. Tym bardziej że między Ekstraklasą a I ligą wielkiej przepaści nie ma. A w Szczecinie chciałem kontynuować pracę. Niestety, nie osiągnąłem porozumienia z szefami klubu. Ale wszystko odbyło się w kulturalnej atmosferze. Na koniec podaliśmy sobie ręce i życzyliśmy powodzenia.
Lukas Klemenz po podpisaniu kontraktu z Valenciennes
Wiemy, że w meczach reprezentacji Polski U19 oglądało cię wielu skautów, między innymi z Chievo Werona…
– (śmiech). Miło to słyszeć, ale będą musieli obejść się smakiem, bo właśnie podpisałem dwuletni kontrakt z Valenciennes. Na razie zagram w zespole młodzieżowym, ale liczę na to, że szybko przebiję się do pierwszej drużyny.
Z wyglądu przypominasz kibicom Olisadebe… Ale twoje pochodzenie jest bardziej skomplikowane niż Olego.
– (śmiech) Tak. Mój tata jest Amerykaninem, mama Polką, a urodziłem się w Niemczech. Ale odkąd skończyłem trzy miesiące, mieszkam w Polsce. Jestem więc Polakiem pełną gębą i nigdy nie miałem dylematu, jaki kraj reprezentować. Tylko swój – Polskę.
Twoja kariera nabiera rozpędu, a jeszcze w zeszłym roku uległa gwałtownemu zahamowaniu…
– To było 4 stycznia 2012 roku. Tej daty nie zapomnę do końca życia. Byłem wtedy na testach w Widzewie i robiono nam badania kardiologiczne. Nagle usłyszałem, że nie mogę uprawiać sportu, lekarze nie widzieli szansy na jakąkolwiek zmianę tego stanu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Osuch: Jak „Czarodziej” nie pójdzie do PSG, będzie w Zawiszy
Jaki był dla Pana przełomowy moment sezonu?
– To był jeden wielki rollercoaster. Mieliśmy serię zwycięstw ale i porażek. Październik i kwiecień to wielkie dramaty. W tych miesiącach zdobyliśmy po dwa punkty. To, że po tym ostatnim kwietniowym dołku się podnieśliśmy i awansowaliśmy, jest czymś nieprawdopodobnym. Momentem zwrotnym było zatrudnienie Tarasiewicza po porażce z Dolcanem.
Wejście trener miał niesamowite. Zawisza w ostatnich 9 kolejkach zanotował 7 zwycięstw i 2 remisy.
– Trener Tarasiewicz uspokoił sytuację, dał zawodnikom wiarę w zwycięstwa i umiejętności. Szybko poukładał wszystkie klocki w szatni i na boisku. Zawodnicy dokładnie wiedzieli, co mają robić. Dla nas wszystkich trener to czarodziej. Doprowadził do cudu. To Ryszard Kaszpirowski. Tak go ochrzciliśmy, bo ma takie radzieckie rysy.
Jaka będzie przyszłość tego czarodzieja?
– W tej chwili trener Tarasiewicz negocjuje z PSG. Umowę mamy jednak taką, że jak się nie dogada we Francji do jutra do północy, to w środę w ciągu dnia podpiszemy z nim nową umowę. Podobno rozbieżności są dość duże, bo chodzi o 1,5 mln euro. Jestem więc dobrej myśli. (śmiech)
Widzewiak chce do Legii lub Lecha
Thomas Phibel chciałby grać w innym klubie. Ma to być Legia Warszawa lub Lech Poznań. Widzew nie będzie robił problemów, bo na transferze może nieźle zarobić. Środkowy obrońca odegrał ważną rolę w walce o utrzymanie Widzewa w ekstraklasie. Teraz chce rywalizować o wyższe cele i planuje zmienić klub. – Mój menedżer rozgląda się za innym klubem. W Polsce mógłbym grać jedynie w Legii lub Lechu. To zespoły z najwyższej półki i dlatego chętnie bym się tam przeniósł – zadeklarował czarnoskóry defensor. Miniony sezon był dla zawodnika z Gwadelupy wyjątkowo udany. Mimo że jego klub nie należał do zespołów wiodących prym w lidze, on sam zbierał za swoją postawę bardzo pochlebne recenzje. Imponował walecznością i skuteczną grą w obronie, ale także często włączał się do akcji ofensywnych, w czym sekundował mu Hachem Abbes. Wygląda na to, że dobrze rozumiejący się duet środkowych obrońców Widzewa może przestać istnieć. Choć przedstawiciele klubu z alei Piłsudskiego przy każdej okazji deklarują, że sprzedaż Phibela nie jest koniecznością, być może latem zmieni on barwy klubowe. Zanosi się na to, że Widzew znów będzie grać o utrzymanie, a to nie jest cel dla Phibela. – Jeśli nie dwa czołowe polskie kluby, to są jeszcze opcje zagraniczne. Mam takie oferty – podkreślił zawodnik.
Piechniczek broni Fornalika.
Przyznaje pan, że również zatrudnienie Waldemara Fornalika trzeba potraktować w kategoriach błędu?
– Tego nie powiedziałem, choć przecież wszyscy widzą, jak teraz wygląda sytuacja. Zbyszek Boniek powiedział w telewizji, że po tej serii spotkań odrobiliśmy do lidera grupy jeden punkt. Wszyscy wiemy, ze Zbyszkiem na czele, że to był tylko wyjątkowo gorzki żart.
Fornalik miał nam dać awans do finałów mistrzostw świata, ale już wiemy, że temu zadaniu nie podoła.
– No to wiecie coś, czego ja nie wiem. Nadzieje na awans nadal są. Zdaję sobie sprawę, że mamy już tylko matematyczne szanse, ale nawet takich nie można lekceważyć.
Co dalej z selekcjonerem Fornalikiem?
– Jestem za tym, żeby został przynajmniej do końca eliminacji. A czy zostanie? To tylko jeden Boniek wie.