Bronowicki od czterech lat procesuje się z Crveną Zvezdą o ponad dwa miliony złotych

redakcja

Autor:redakcja

10 czerwca 2013, 15:23 • 2 min czytania

Grzegorz Bronowicki rozstał się z serbskim klubem ponad cztery lata temu, ale do dziś walczy o zwrot pieniędzy z tytułu zaległych pensji oraz premii. Kwota, o której odzyskanie się stara, wraz z odsetkami przekroczyła już pół miliona euro (w Serbii podają, że chodzi o dokładnie 600 tysięcy). – Niestety w FIFA wiecznie jest to samo. Jak nie lunch, to przygotowania do jednych mistrzostw, potem drugich i tak te sprawy ciągle są odraczane. Moja też już się trochę ciągnie. Kiedy zaległości Zvezdy sięgały ośmiu miesięcy, nie widziałem sensu dłużej czekać, tylko od razu złożyłem papiery o rozwiązanie kontraktu i wypłacenie zaległości. W klubie nie było z kim rozmawiać, więc wszystkie dokumenty poszły do FIFA – mówi nam sam Bronowicki.
Crvena Zvezda jest w fatalnej sytuacji finansowej. Od lat ciągną się za nią nieuregulowane rachunki, a dziś grozi nieprzyznanie licencji na grę w serbskiej ekstraklasie. – Mamy pętlę na szyi, a sprawa Bronowickiego najlepiej pokazuje nasze problemy – przyznaje wiceprezes klubu Nebojsa Cović. Jeszcze większy dług niż wobec Polaka, Zvezda ma w stosunku do agenta Milan Calasana, któremu do dziś nie wypłaciła należnej prowizji za transfer Nikoli Zigicia (odszedł za 6 milionów euro do Racingu Santander). – Wiem o problemach finansowych, ale nie mogę odpuścić tej sprawy tylko dlatego, że klub ma swoje problemy. Jeśli chce dostać licencję i dalej funkcjonować, musi wywiązywać się z kontraktów, które podpisywał. To nie jest mała kwota, chodzi o ponad pół miliona euro i nie wyobrażam sobie, że mógłbym to odpuścić – przyznaje Bronowicki. – Z tego co się orientuję, lista dłużników jest długa, ale do tej pory wszystko było w miarę możliwości regulowane. Wiem, że moja sprawa też już powoli dobiega końca – dodaje.

Bronowicki od czterech lat procesuje się z Crveną Zvezdą o ponad dwa miliony złotych
Reklama

Bronowicki po półtorarocznej przerwie w grze, wiosną wrócił do drugoligowego Motoru Lublin (który swoją drogą też pieniędzmi nie śmierdzi) i twierdzi, że nie zamierza jeszcze kończyć przygody z piłką. – Prezesi klubów oczywiście patrzą w CV, ale okres spędzony w Motorze udowodnił mi, że znów jest całkiem nieźle. Swoje lata mam, jednak ze zdrowiem wszystko jest w porządku. Rozegrałem sporo meczów w wymiarze dziewięćdziesięciominutowym, piłkarsko w tej lidze radzę sobie bez problemu – mówi. – Miałem kilka wzlotów i upadków, ale udowodniłem sobie, że dalej mogę grać w piłkę. Nie wiem gdzie i w której lidze, najbliższe tygodnie pewnie to wyjaśnią, ale na pewno widzę siebie jeszcze jako aktywnego zawodnika.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama