Thomas Phibel: – Żal mi tych, którzy mi zazdroszczą

redakcja

Autor:redakcja

09 czerwca 2013, 11:35 • 12 min czytania

– W Internecie możesz przeczytać o wszystkim, często o rzeczach nieprawdziwych. Ludzie usłyszeli, że zabiłem człowieka, to zaczęli opowiadać gówniane historie na mój temat. Ubliżali mi, wyzywali mnie. Cała ta historia to był jednak stek bzdur, a wszyscy wciąż gadali, chyba przez zazdrość. Ł»al mi ich było. Czy ty naprawdę myślisz, że kogoś zabiłem po alkoholu, a jak sprawą zajęła się policja i sąd, to powiedzieli mi: „jest pan wolny, może dalej grać w piłkę”? Dla mnie to już nie jest śmieszne, to jest chore. A moje nazwisko bardzo na tej sprawie ucierpiało – mówi w wywiadzie dla Weszło Thomas Phibel.
Zacznę nietypowo: z kim i gdzie obecnie mieszkasz?
Sam, w mieszkaniu na Bałutach.

Thomas Phibel: – Żal mi tych, którzy mi zazdroszczą
Reklama

Przeczytałem, że po tym, jak zostałeś wyrzucony z mieszkania, za które Widzew nie płacił, mieszkałeś z Okachim.
Z Okachim? Nie, nie, ale na kilka dni zatrzymałem się u Abbesa, a i przez dwa tygodnie mieszkałem w hotelu. Dałem sobie trochę czasu na ochłonięcie i znalezienie czegoś nowego.

Jak ty reagujesz na takie wydarzenia?
Co chcesz, żebym powiedział? Po raz pierwszy znalazłem się w takim położeniu i to nie jest normalne. W tym sezonie było już kilka szalonych sytuacji, ale co ja mogę poradzić? Siedzę cicho, nie chodzę z płaczem do gazet i nie błagam na kolanach prezesa, żeby mi pomógł. Taki już mam charakter, że nie narzekam na głos. Zresztą, to nie są problemy, które mogłyby mnie zniszczyć.

Reklama

Nie boisz się, że z obecnego mieszkania też cię wyrzucą?
Nie, coś takiego już się nie wydarzy. Śpię spokojnie.

Ciekawych historii doświadczasz w Polsce…
Bywa różnie, ale z pobytu jestem naprawdę zadowolony. Początki w waszym kraju miałem ciężkie, adaptacja nie była łatwa. Nie wszyscy dookoła mówili po angielsku, ja nie mówiłem po polsku. Podszkoliłem jednak trochę angielski, nauczyłem się waszego języka, bo wiem, że to podstawa każdego piłkarza w obcym kraju.

I dziś w naszym języku tweetujesz. Dla obcokrajowców z Widzewa Twitter to rzecz powszechna, dla polskich zawodników – obca sprawa.
Niestety, po polsku to sam jeszcze nie piszę, raczej proszę znajomych, żeby coś mi przetłumaczyli. Dla mnie Twitter to w ogóle świetna sprawa. Dzięki temu jestem w kontakcie ze znajomymi i z kibicami, piszę też opinie po meczach i, przyznaję, najczęściej kiedy jestem zły. Czasem trzeba wytłumaczyć niezadowolonym fanom, dlaczego przegraliśmy, przypomnieć, że w tym trudnym sezonie mamy młodą drużynę bez doświadczenia. Nam, piłkarzom nie jest łatwo zaakceptować porażkę i ważne, żeby ludzie o tym nie zapominali.

Nie ciągnie cię do takich tweetow jak Veljko Batrovicia?
(śmiech) Nie, wolę pisać o piłce.

Po meczu z Lechem Poznań napisałeś o braku charakteru i nieodpowiedniej mentalności u niektórych zawodników.
Możesz nazwać mnie głupkiem i szaleńcem, ale ja naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć, jak drużyna, która do przerwy remisuje 0:0, chwilę później traci cztery gole. Lech to dobry zespół, ale na pewno do zatrzymania. Schodzę z boiska w Poznaniu i się zastanawiam „jak to mogło aż tak się schrzanić?”. W tym sezonie straciliśmy naprawdę mnóstwo głupich bramek, które nie miały prawa paść. Weźmy ten ostatni mecz, z Podbeskidziem – gość daleko wyrzuca piłkę z autu, idzie szybkie dośrodkowanie, strzał i koniec. To nie jest normalne. Trener powie w szatni jednemu zawodnikowi, że ma kryć tego rywala, a on potem na boisku zapomina. No, ale teraz wchodzimy już w detale.

Każdy detal ma znaczenie.
To prawda. Przed meczem z Legią trener mówił, że rywal jest groźny po stałych fragmentach gry, umie wykorzystywać takie sytuacje, więc trzeba uważać z faulami już na tym 40. metrze. Ktoś zapomniał, sfaulował, poszło dośrodkowanie i zaraz gol. Gdybym wtedy nie pauzował, to może bym pomógł i wygrał główkę pod naszą bramką. Ja w powietrzu gram nieźle, Abbes trochę gorzej, ale dlatego, że to inny typ piłkarza. Razem dobrze się uzupełniamy.

Dostrzegasz faktycznie problem z mentalnością wśród kolegów?
Myślę, że niektórzy czasem zapominają, że mecz trwa nie 45, tylko 90 minut. Ł»e zamiast jednej połowy, są dwie… Słyszę od innych, że na boisku zachowuje się jak wariat, reaguję impulsywnie. Ale ja tak mam, że te półtorej godziny to dla mnie prawdziwa walka. Daję z siebie maksimum, to mój charakter.

Innym go brakuje?
„Mały” [Maciej Mielcarz – przyp.PT], Abbes, Okachi. Oni mają charakter, u młodych piłkarzy niekiedy mi go brakowało. Rozumiem, że dla wielu to coś nowego, że w Ekstraklasie stawiają pierwsze kroki, ale nie możesz myśleć „zagrałem dwa niezłe mecze i jest super”. Nie jest super, bo musisz pracować dalej, mieć ciągłe parcie na swój rozwój. Z każdym meczem powinieneś czuć, że jesteś lepszy, że jeśli w jednym spotkaniu popełniłeś kilka błędów, to w kolejnym tych samych nie powtórzysz. U młodszych chłopaków czasem brakowało mi tego podejścia, tej ambicji, by ciągle się szkolić.

Trzymasz kciuki za któregoś z młodych piłkarzy, by zrobił karierę? Ktoś, o kim dziś jesteś przekonany, że poradzi sobie na wyższym poziomie?
Pawłowski ma jakość. Myślę, że za chwilę mógłby być w topowym polskim klubie i spokojnie by sobie poradził. Ma umiejętności, dynamikę, wiele potrafi. Zbyt często jednak myśli, że skoro już dostał piłkę, to może zrobić z nią wszystko. Potrafi dryblować, zagrać jeden na jednego, ale nie zawsze trzeba próbować minąć trzech rywali, skoro można rozegrać z kolegą. Widzę jednak, że sam dostrzega swoje błędy, naprawia je, z każdym treningiem jest lepszy. Jeśli trochę popracuje i będzie miał w zespole kogoś, od kogo może się uczyć, to może coś osiągnąć.

A Mariusz Stępiński? Raz jak zostałeś o niego zapytany, to odpowiedziałeś: „jest młody i może się wiele nauczyć”. Niezbyt dobra reklama.
Mario ma potencjał, dobrze wygląda fizycznie, ale ma trochę problemów z techniką i dryblingiem. Jak dostanie piłkę dalej od bramki i ma przed sobą obrońcę, zbyt rzadko wygrywa pojedynek. Myślę, że z wyjazdem z Polski mógł jeszcze poczekać, bo robi gigantyczny krok. Romelu Lukaku, mój dobry kolega, dwa lata temu poszedł z Anderlechtu do Chelsea i w ogóle tam nie grał. Było dla niego za wcześnie na taki ruch. Nie możesz od razu rzucać się na głęboką wodę, musisz się przygotować. A on byłby lepiej przygotowany, gdyby tutaj grał co tydzień i nabierał wprawy. Ale nie skreślam Stępińskiego, bo może i Mario ma pewne braki, ale jest niesamowitym fighterem.

W ostatnim meczu grałeś przeciwko Demjanowi, najlepszemu piłkarzowi i najlepszemu strzelcowi ligi.
Sam widzisz…

Widzę, że masz inne zdanie.
Nie chcę mówić o nim nic złego, ale ja przed tym spotkaniem nie wiedziałem, że on ma najwięcej goli w Polsce. I, sorry, na boisku tego też nie było widać. Nie, to nie ten poziom… Znacznie lepszy był Ljuboja, bo jak masz go naprzeciwko siebie, to nie wiesz czego się spodziewać – potrafi zaskoczyć obrońcę. Trudno się gra przeciwko Korzymowi, fajnie wygląda Kosecki, podoba mi się Lovrencsics i nie rozumiem, dlaczego on nie był nominowany na galę.

Wiadomo już, że chcesz odejść z Widzewa. Głównie przez problemy finansowe?
O wszystkim mówić nie mogę. Ale nie ukrywam, że jestem trochę zmęczony niektórymi sytuacjami i nie podoba mi się, że o pewne rzeczy cały czas muszę walczyć i się upominać. W tym sezonie w Widzewie było trochę problemów, mieliśmy nieco utrudnioną robotę, ale i tak myślę, że daliśmy radę. Zdaję sobie sprawę, że Widzew to nie Standard Liege, ale ciężko po takim klubie, kiedy o nic nie musisz się martwić, przerzucić się na zupełnie inną sytuację. Bo to naprawdę zupełnie inny świat.

Coś jeszcze tobą kieruje?
Potrzebuję nowych wyzwań, chcę wskoczyć na wyższy poziom. Mam 27 lat i to dobry moment, żeby zrobić kolejny krok. Po to gram w piłkę. Mam nadzieję, że Widzew nie ma z tym problemu. Zapewniam jednak, że w klubie nie są zaskoczeni, nikomu nie wbijam noża w plecy. Jestem szczerym gościem, powiedziałem wprost, jakie mam plany.

Próbowałeś odejść już zima, wtedy miałeś ofertę z Alanii Władykaukaz.
Widzew nie chciał mnie puścić, zażądał naprawdę sporych pieniędzy. Ja po rozmowie z trenerem też odpuściłem, nie naciskałem na transfer. Po jego namowach zdecydowałem, że lepiej będzie, jeśli dokończę sezon. Nie chciałem stawiać trenera w trudnej sytuacji, wolałem być wobec niego fair. Teraz jednak chcę odejść, w Widzewie o tym wiedzą.

Dla ciebie sam przyjazd do Polski to było jak rozpoczęcie nowego życia? Pobytu w Belgii, zwłaszcza jego końcówki, nie możesz dobrze wspominać.
To nie tak, że Belgia była dla mnie zła. Niektórzy czasem zapominali, że w Standardzie zdobyliśmy mistrzostwo, że byłem w drużynie z Fellainim, Dante czy Witselem, moim najlepszym przyjacielem. W Liege faktycznie mi nie szło – a to miałem złamaną rękę, a to jakiś inny uraz, łącznie cztery poważne kontuzje. W czwartek przychodził do mnie trener Michel Preud’homme, mówił, że zagram w weekend, a w piątek… już byłem w drodze do lekarza. Straszny pech. Za Michela przyszedł Laszlo Boloni, trener Cristiano Ronaldo w Sportingu, ale powiedział wprost: nie chcę cię, bo ciągle jesteś kontuzjowany. Prezes też był trochę szalony, często nie rozumiałem jego decyzji.

Chodziło mi raczej o to, jak w ostatnich miesiącach traktowany byłeś w Belgii. Miałeś sporo problemów z kibicami, na stadionach nazywali cię mordercą, powiedziałeś o tym w rozmowie z jednym z tamtejszych portali.
Belgia dzieli się na kilka regionów, które się nienawidzą i ze sobą walczą. Atmosfera trochę jak między Widzewem i Legią. Faktycznie, w Antwerpii są różne podziały i słyszałem, że ludzie mówili „some shit” na mój temat. Uznałem, że najlepiej będzie wyjechać.

Image and video hosting by TinyPic

Ludzie mówili o tym wypadku, tak? Wypadku, który spowodowałeś na autostradzie, ze skutkiem śmiertelnym.
Mówili o wypadku, ale to nic specjalnego. W Internecie możesz przeczytać o wszystkim, często o rzeczach nieprawdziwych. Ludzie usłyszeli, że zabiłem człowieka, to zaczęli opowiadać gówniane historie na mój temat. Ubliżali mi, wyzywali mnie. Cała ta historia to był jednak stek bzdur, a wszyscy wciąż gadali, chyba przez zazdrość. Ł»al mi ich było.

Media podały, że ten śmiertelny wypadek spowodowałeś, przekraczając prędkość, w dodatku po alkoholu.
Bzdura. Czy ty naprawdę myślisz, że kogoś zabiłem po alkoholu, a jak sprawą zajęła się policja i sąd, to powiedzieli mi: „jest pan wolny, może dalej grać w piłkę”? Dla mnie to już nie jest śmieszne, to jest chore. A moje nazwisko bardzo na tej sprawie ucierpiało.

To co się wydarzyło tamtej nocy?
Nie gadajmy już o tym, OK? Jednym z powodów, dla których przyjechałem do Polski, byli dziennikarze. Dość już miałem tego, że wszyscy ciągle pytali o tamtą sprawę, wypominali mi to, a tak naprawdę gówno wiedzieli. Raz się wkurzyłem, spytałem gościa, jaki ma problem, to jeszcze potem napisał w domu, co on o tym wszystkim myśli. Mały człowieczek. Ludzie wygadywali na mój temat różne rzeczy, ale to był ich problem. Ja to miałem gdzieś, nie chciałem mieć z nimi nic do czynienia. Wtedy nie mówiłem, co się stało, a przecież minęło już pięć lat i teraz też nie chcę mówić. Możemy o tym pogadać, ale twarzą w twarz, nie do mediów. A jak chcesz poważnie o tym mówić, to zadzwoń do mojego adwokata.

W pewnym momencie, po tamtej aferze, trudniej było ci zostać zaakceptowanym w Belgii. Ostatecznie wyjechałeś, bo miałeś dość tego otoczenia?
Wyjechałem, ponieważ chciałem się spokojnie rozwijać, w Belgii to byłoby utrudnione. Gdybym chciał, to bym tam jednak został, były oferty. Są tam różni ludzie – głupi, którzy mnie o coś oskarżają i inteligentni, którzy znają moją piłkarską wartość. Zdecydowałem, że tak będzie lepiej.

„Super Express” pisał o kolejnej sprawie, w którą byłeś zamieszany – w twoim mieszkaniu, gdzie mieszkał jeden z członków twojej rodziny, prowadzona była… uprawa marihuany. I przez to miałeś sporo problemów.
Widzisz, to kolejny przykład głupot na mój temat. Dla mnie to jest szalone, naprawdę. Ja nic złego nie zrobiłem, ale wszystko jest na mnie.

Nie powiedziałem, że zrobiłeś coś złego.
No tak, wiem. Słuchaj, mnie to już naprawdę nie obchodzi, nie lubię wracać do przeszłości. Ta historia akurat nie ma nic wspólnego ze mną, to nie moja rodzina. W tym budynku, o którym mówimy, mieszkają szaleńcy, a jeden sąsiad jest kompletnie pomylony. Gość jest zazdrosny, że gram w piłkę i dobrze zarabiam, więc zrzuca wszystko na Phibela. To rasista, nienawidzi mnie i wcale się z tym nie kryje. Jak wychodzę z domu, to patrzy przez okno i obserwuje, co robię. Jak ktoś do mnie przychodzi, to on zawsze wie o tym pierwszy. Okropny człowiek, nie szanuję go.

Z rasizmem spotkałeś się już w Łodzi, pewnego wieczora w jednym z lokali z kebabem.
Ech, szkoda słów. Naprawdę żal mi jest niektórych ludzi. Tych, którzy zazdroszczą, że gram w piłkę, zarabiam dobre pieniądze i próbują na mnie odreagować. Odnoszę wrażenie, że w Polsce odbieracie obcokrajowców na zasadzie „przyjechał gość z innego kraju, ma inny kolor skóry, to niech postępuje tak jak ja mu powiem”. Patrzy się tutaj na cudzoziemców z góry. Nie mam złych intencji, a odbiera się mnie tak, jakbym miał. A ja wasz kraj i ludzi bardzo szanuję.

Co się stało tamtego wieczora?
Facet z tej knajpy na mnie naskoczył, zaczął mówić, że skoro jestem piłkarzem i mam kasę, to pozwalam sobie na więcej. Tylko, że ja nic nie zrobiłem! Weszliśmy w dyskusję i zobaczyłem, że jest po prostu zazdrosny. To było słabe, ja do takich ludzi nie mam respektu. Mam nadzieję, że więcej się nie zobaczymy.

W Belgii takich problemów nie miałeś?
Ł»artujesz? Tam jest strasznie, naprawdę. Uwierz mi na słowo, uwierz.

To ty tam byłeś, możesz mówić.
W Antwerpii jest mnóstwo rasistów, nie wyobrażasz sobie! Pojechałem tam, zacząłem mówić po francusku i patrzyli na mnie jak śmiecia. No to się wysilałem i gadałem po angielsku, żeby mnie normalnie traktowali. Oni w tych regionach mają swoje dialekty, mówią w różnych językach i niektórych nie akceptują. Ja i tak tam miałem łatwiej, bo grałem w piłkę, to chociaż trochę szanowali. Ale pozostałych? Nie chcę też tego rozgrzebywać, jeszcze trafi to jakimś cudem do Belgii, kolejny głupi dziennikarz przekręci moje słowa i znowu będę miał problemy. A takich już mi wystarczy.

Mówiłeś w tej rozmowie o swoim charakterze. Z tego, co wiem, to od 14. roku życia radzisz sobie w życiu sam.
Tak, wtedy wyjechałem z Gwadelupy, a moi rodzice zostali na miejscu. Któregoś dnia pojechaliśmy z kadrą jako dzieciaki na turniej do Francji, graliśmy m.in. z Lyonem i zgłosiły się do mnie dwa kluby – Lille i Lens. Wtedy Lille nie miało jeszcze rozwiniętej akademii piłkarskiej, a Lens już tak. I to był dobry wybór. Już w wieku 16-17 lat rozpoczynałem treningi z pierwszym zespołem, a przez tę drużynę naprawdę przewinęło się kilka niezłych nazwisk. Diouf, Utaka, Seidou Keita, Alou Diarra, Coulibaly, Assou-Ekotto. Mógłbym jeszcze wymieniać.

Byłeś przykładem chłopaka, któremu podporządkowane było życie całej rodziny, żeby się wyrwać?
Tak, dokładnie. Znam trzech piłkarzy, którzy przeszli tę samą drogę – Thuram, Gallas i Henry. Wszyscy jesteśmy z Gwadelupy, trafiliśmy do Europy, by grać w piłkę i nasi najbliżsi zostali w domach. Każdy w rodzinie wiedział, że piłka to dla mnie ogromna szansa, żeby coś osiągnąć i trafić do lepszego świata. Rodzice byli dumni, szczęśliwi, że mi się udało. Dlatego przez całe życie starałem się omijać problemy. Wiedziałem, że jeden zły ruch wszystko może zepsuć.

Rozmawiał PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Anglia

Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie

Maciej Piętak
1
Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama