Gdy wybierano Waldemara Fornalika na selekcjonera reprezentacji PZPN, pisaliśmy, że pod jednym względem jest to trener idealny: może niczego wielkiego nie wymyśli, ale też niczego spektakularnie nie spieprzy, co oznacza, że wreszcie odpowiedzialność za wyniki spadnie na piłkarzy. Dzisiaj będziemy się tego trzymać – jeśli ktoś naprawdę przegrał kolejną imprezę – tym razem mistrzostwa świata 2014, już w fazie eliminacji – to byli to przede wszystkim nieudolni, ale niezmiennie zagłaskiwani w Polsce zawodnicy, na czele z wartym pierdyliard euro kandydatem do Złotej Piłki, Robertem Lewandowskim.
Łatwo strzelać do Fornalika, my też do niego za chwilę postrzelamy. Trudniej strzelać w bramkę, czego doświadczają nasi gwiazdorzy od siedmiu boleści. Po sześciu eliminacyjnych meczach, Lewandowski ma na swoim koncie dwa gole, niestety oba z karnych, jeszcze bardziej niestety – oba w meczu z San Marino. Nie potrafił pokonać ani bramkarza Czarnogóry, ani Mołdawii, ani Anglii, ani Ukrainy. Minął rok od jego ostatniego poważnego gola, z Grecją na otwarcie ME 2012. Gorzej, że był to jego jedyny poważny gol w całej reprezentacyjnej karierze. „Lewy” rozegrał 18 meczów o punkty i strzelił w nich bramki tylko dwóm drużynom – właśnie Grecji oraz San Marino.
W porządku, dyskutujmy o trenerze, ale też właśnie o takich piłkarzach. Wymagajmy od nich. Niech wezmą tę odpowiedzialność na barki. W Czarnogórze Lewandowski miał dobrą okazję do strzelenia gola – nie strzelił. Z Mołdawią zamiast w słupek mógł trafić w bramkę – nie trafił. Fornalik nie łapał go za nogę w kluczowym momencie i nie popychał przy skakaniu do główki. Wszystko zależało od zawodnika. Dał radę czy nie? Nie. A przecież: dwa mecze, cztery punkty więcej i dzisiaj PZPN jest na pierwszym miejscu w grupie – tak czy nie? Futbol to kopanie piłki, w bramkę. I to nie Fornalik kopie, tylko kto inny.
Zaraz się zacznie, że Lewandowski sam nie wygra, że drużyna mu nie pomaga, że w pojedynkę nie idzie coś zrobić. Bla, bla, bla… W każdym normalnym kraju wymagania stawia się w pierwszej kolejności gwiazdom. My natomiast a to wbijemy szpilkę Komorowskiemu, a to stwierdzimy, że Salamon nie taki, bardzo chętnie przejedziemy się po Wawrzyniaku… O, teraz rzucimy się na Koseckiego, który faktycznie dał taką zmianę, że przestraszył bardziej Polaków niż Mołdawian. Ale to tylko Kosecki, młody chłopaczek, rezerwowy… Atakowani są najsłabsi, zamiast najmocniejszych. Bo co? Bo Lewandowski, Błaszczykowski czy Piszczek nie udzielą wywiadu? To nie udzielą, wielkie co. „Lewy” nie powie, czy idzie do Bayernu? Katastrofa. Mawia się, że drużyna dzieli się na tych, którzy niosą fortepian i na tych, którzy mają na nim grać. Niestety, nasze asy rzępolą niemiłosiernie i właśnie przeganiają kolejnego selekcjonera. Czy „Lewy” znowu udzieli wywiadu, że wszystko było źle, że taktyka nie taka, że odprawy złe i że gdyby nie to, to klękajcie narody?
W ostatnich ponad pięciu latach ta drużyna rozegrała 21 meczów o stawkę, z których wygrała cztery: z Czechami, z San Marino (dwa razy) i z Mołdawią. Na dziesięć meczów na wyjeździe bądź na neutralnym terenie, wygrała jeden – oczywiście z San Marino. W ciągu tych pięciu lat było trzech selekcjonerów (Beenhakker, Smuda, Fornalik) i zawsze koniec był identyczny. Tak, ci trenerzy robili błędy, ale jeden robił większe, inny mniejsze. Ale finalnie na boisko wychodzili piłkarze, którzy potrafili ograć TYLKO San Marino.
Fornalik prędzej czy później poleci, do spotkania z Czarnogórą pewnie jeszcze popracuje, bo Zbigniew Boniek na pewno go nie zwolni, dopóki nie znajdzie innego trenera, do którego będzie mieć stuprocentowe przekonanie. My sami mamy do WF pretensje, że powtórzył licznie wady Smudy, że z PZPN-u urządził sobie biuro turystyczne i zamiast oglądać na żywo polskich piłkarzy, to wolał oglądać mecze Bayernu Monachium z Barceloną. Niestety, próżno go było wypatrywać na stadionach w Turcji (Mierzejewski, Grosicki), Włoch (Zieliński, Glik, Salamon – kiedy jeszcze grał w Brescii), Rosji (Rybus, Komorowski, Makuszewski), Francji (Krychowiak). Facet brał – tzn. ciągle bierze – 150 tysięcy złotych miesięcznie, ale jakoś trudno odnieść wrażenie, że solidnie na tę pensję pracuje. W siedzibie związku też się go spotkać nie da, a przecież mógłby aktywnie uczestniczyć w życiu federacji, dyskutować z trenerami innych roczników, podpowiadać. Spotkania ze szkoleniowcami klubów ligowych? Nic z tych rzeczy. Raczej przycinanie żywopłotu na Śląsku i regularne sprawdzanie cateringu w Dortmundzie…
Dochodziło więc do absurdów – że Zielińskiego Fornalik zobaczył pierwszy raz w akcji dopiero wtedy, gdy go wystawił (wcześniej nie chciało mu się podjechać nawet do Siedlec, na mecz młodzieżówki) i że Salamon stał się piłkarzem reprezentacyjnym dopiero w momencie, gdy przestał grać w piłkę. Gdy regularnie pojawiał się na boisku jako zawodnik Brescii, trener ani razu go nie odwiedził. Gdy przeszedł do Milanu i przepadł jak kamień w wodę – w nagrodę awansował do pierwszej jedenastki kadry. I to w ogóle typowe dla tej drużyny – trener reprezentacji na żywo widzi piłkarzy reprezentacji tylko we własnych meczach!
Tak, łatwo się znęcać nad Fornalikiem, dzisiaj łatwo jest postawić tezę, że to tylko i wyłącznie trener klubowy. Ale w takim razie postawmy też inną tezę: że Lewandowski to tylko i wyłącznie piłkarz klubowy. I Błaszczykowski, i Piszczek, i wszyscy inni. Jedno i drugie jest tak samo uprawnione.
Fakty są takie: do eliminacji MŚ 2014 byliśmy losowani z czwartego koszyka i na czwartym miejscu skończymy grupę. Czyli – wszystko logiczne. Na czwarty koszyk nie pracował Fornalik, tylko zawodnicy, przez kolejne sezony. Tak, na tę biedę pracowano latami. My teraz – zmieniając selekcjonera – chcemy wyjść z nędzy dzięki wygraniu w totka. Bo jeśli ktoś sądzi, że przyjdzie nowy trener i nagle wszystko odmieni, niech sobie odpowie na pytanie: szuka trenera czy Davida Copperfielda?