O możliwość stoczenia licencyjnego boju i utrzymanie. Ostatnia kolejka I ligi

redakcja

Autor:redakcja

08 czerwca 2013, 09:00 • 4 min czytania

To było z pewnością jedno z najbardziej interesujących wyzwań mijającego właśnie sezonu. Orange Sport rzuciło rękawicę – macie, oto I liga, zobaczcie z czym to się je i jak dużo tej pozornie swojskiej (choć momentami także wyjątkowo egzotycznej!) potrawy jesteście w stanie unieść. Na początku z legendarną „pewną taką nieśmiałością”, potem coraz śmielej i śmielej oglądaliśmy więc wyczyny pierwszoligowców, którzy momentami byli naprawdę nieporadni, momentami byli straszliwie fajtłapowaci, ale zawsze byli… ciekawi. Ciekawi i mocni nie tylko kolejnymi kiksami, ale i przebłyskami naprawdę przyzwoitej gry.
A gdy nie było przyzwoitej gry, to zawsze trafił się albo jakiś pies na boisku, albo odpalone race zasłaniały cały obraz, albo uwagę przyciągały jakieś sympatyczne wypowiedzi trenerów („Można przeklinać? Bo był kurwa słaby!”). Nie nudziliśmy się, chociaż rozrywka fundowana przez pierwszoligowców momentami z futbolem miała wspólną jedynie arenę zmagań, którą była brunatno-zielona mieszanka trawy i różnych glin oraz piasków. Apogeum, czy może raczej esencję udało się osiągnąć w 33. serii spotkań, gdy na przestrzeni ostatniego kwadransa gry, rozstaw tabeli zmieniał się chyba cztery razy. Gol za gol w Bydgoszczy, fenomenalny bohater ostatniej akcji, bramkarz Michał Wróbel, który w 94. minucie meczu zdobył wyrównującą bramkę, zresztą już drugą w tym sezonie. Do tego dreszczowiec Warty, który rozstrzygał sytuację w dole tabeli… Niektórzy zarzucali ustawianki, inni jakieś bukmacherskie machinacje, zwolennicy teorii spiskowych wyliczali powody, dla których Nieciecza puściła mecz z Olimpią. Wtedy mogliśmy jedynie spekulować, dziś otrzymamy fakty.

O możliwość stoczenia licencyjnego boju i utrzymanie. Ostatnia kolejka I ligi
Reklama

Dziś przekonamy się, komu faktycznie „nie zależało na awansie”, a kto był po prostu słaby. Czy niemoc Floty wynikała z tragicznej formy, czy świnoujścianom było nie po drodze do Ekstraklasy? Czy pogubione punkty niecieczan to gapiostwo, po którym trzeba sobie pluć w brodę, czy delikatna sugestia w kierunku działaczy, że dla Termaliki jest jeszcze za wcześnie na promocję? W co gra Cracovia, nie potrafiąc utrzymać formy i wtapiając w jednym z najważniejszych spotkań sezonu na własnej murawie z GKS-em Tychy? Dowiemy się tuż przed dziewiętnastą, gdy zakończą się wszystkie spotkania rozgrywanej o jednej porze kolejki.

Co mamy na rozkładzie? Przede wszystkim Polonia Bytom – Zawisza Bydgoszcz, czyli w teorii (według zasad logiki, według potencjałów obu zespołów, według sytuacji finansowej, według wszystkich innych mierzalnych parametrów) formalność dla gości, którzy efektownym zwycięstwem mają przypieczętować awans do Ekstraklasy. Jak wiadomo, na zapleczu Ekstraklasy teoria bardzo rzadko idzie w parze z praktyką, tak więc pierwszy z meczów w kategorii „pierwszoligowe must watch”.

Reklama

Drugie spotkanie o awans – Flota z Termaliką na stadionie w Świnoujściu. Znów teoria – obie ekipy mają szansę na ugranie pozycji w top 2, obie wobec tego walczą na całego o możliwość gry w Ekstraklasie. W praktyce już wiadomo, że i tak ciężko byłoby o licencję dla każdego z tych klubów, a i czysto piłkarsko nie wyglądają one na szczególnie wyrywające się w kierunku elity. Czy faktycznie któryś z klubów odpuszcza – przekonamy się za parę godzin.

Ostatni z dużych meczów – Miedź – Cracovia. I od razu jedno z najważniejszych pytań dnia – czy Miedź, która już pakuje walizki na urlopy (podczas gdy ich krakowscy rywale szykują zbroje na bój licencyjny) zagra typowo wakacyjny, radosny futbol? Cokolwiek stanie się w tych wszystkich trzech spotkaniach – będzie i tak dopiero wstępem do boju ostatecznego – tego toczonego w Komisji Licencyjnej, która po dzisiejszym odsiewie słabszych ogniw sama ustali, kto jest godny gry w elicie.

Aha, ciekawie jest również na dole. Warta jedzie do Brzeska, na teren Okocimskiego. Po walkowerze z meczu z Miedzią, poznaniacy tracą do bezpośredniego rywala jeden punkt – złożyli jednakże odwołanie i na koniec sezonu to jedno „oczko” może wrócić na ich konto. Walka nie toczy się o nic, ale o piętnaste miejsce, które prawdopodobnie będzie oznaczało utrzymanie. Dla nas wymarzony scenariusz to 1:1 – cieszy się Brzesko, płacze Warta, a na koniec PZPN oddaje jej zabrany punkt, oba kluby mają wobec tego ich równą liczbę i dwa remisy 1:1 w bezpośrednich pojedynkach. Baraż byłby czymś nadzwyczajnym.

Emocji więc nie brakowało całą rundę, nie brakowało właściwie cały sezon, a ostatnia kolejka, przed którą w gruncie rzeczy wciąż niczego nie wiadomo, jedynie to potwierdza. Może i będzie klasyczna rąbanka, może i będzie kopanina, ale jaka ekscytująca! Zresztą, po wczorajszej Mołdawii… Nie możemy się doczekać.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama