Cracovia w Ekstraklasie, ale raczej nie czas wracać do ambitnego planu pt. „za moment puchary”

redakcja

Autor:redakcja

08 czerwca 2013, 22:29 • 4 min czytania

„Wiem, że znajdą się tacy, którzy się będą z tego śmiać, ale powiedziałem kiedyś chłopakom, że czuję, że pierwszą polską drużyna, która po przerwie zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów, będzie Cracovia” – tak w styczniu na łamach Dziennika Polskiego dumnie obwieścił Wojciech Stawowy, co większość jego podopiecznych musiała przyjąć z bólem brzucha. Rzecz jasna zwijając się ze śmiechu. Trenerowi na łamach Rzeczpospolitej szybko odpowiedział właściciel – Janusz Filipiak, mówiąc: „Są różne modele sponsorowania i różne motywy. Większość osób sponsoruje, bo chce mieć sukces, wygrywać, wejść do Ligi Mistrzów, ale to nie jest nasz model”. Jak brzmi dzisiaj jego wersja, trudno wyczuć, bo wciąż mamy jednak w głowie inną rozmowę, w czasie której Filipiak przekonywał: „Za dwa, najpóźniej trzy lata będziemy grali w europejskich pucharach. To gwarantuję!”. Kto wie, może jak to przy budowaniu czegokolwiek w Polsce bywa, miał tylko lekką czasową obsuwę… Ale teraz już bez żartów.
Sami próbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie: co wiemy o ekipie, która przed kilkunastoma miesiącami spektakularnie spierdzieliła się z Ekstraklasy, a dziś wraca do niej frontowymi drzwiami.

Cracovia w Ekstraklasie, ale raczej nie czas wracać do ambitnego planu pt. „za moment puchary”
Reklama

Klub jest niezmiennie przyzwoicie poukładany finansowo. Ma bazę treningową, stadion godny Ekstraklasy. Obejdzie się bez problemów licencyjnych, obejdzie się też bez obaw, że zespół nie dokończy ligi, bo prezesowi nie doszedł jakiś przelew z Wiednia. W polskich warunkach trzeba chyba napisać całkiem serio: TO JUŁ» COŚ. Istnieje jakaś podstawa funkcjonowania. Z drugiej strony – Cracovia miała ją już wtedy, kiedy z Ekstraklasy spadała. Wtedy spokój organizacyjny wyniku jej nie zagwarantował. Wręcz odwrotnie – sezon po sezonie wszystko rozjeżdżało się coraz bardziej aż pieprznęło całkiem.

Stawowy w ostatnich miesiącach wiele razy wystawiał się na ostrzał, opowiadając o tym rzekomo wyjątkowym stylu, który w Krakowie wypracował. Wypada jednak wreszcie ochłonąć i ocenić realnie – Cracovia nie prezentowała w zakończonym sezonie pierwszej ligi niczego, czym należałoby się zachwycać w perspektywie zbliżających się występów o klasę wyżej. W pełni podpisalibyśmy się pod słowami jej byłego kapitana, który niedawno w wywiadzie dla nas mówił: „Dla mnie ta cała tiki-taka nie ma sensu. Można sobie podawać do tyłu i wszerz boiska sto razy, ale ja wolę zagrać jedną piłkę do przodu i minąć dwóch rywali. Byłem niedawno na dwóch meczach Cracovii i nie wyszedłem zachwycony”. Mówią, że zwycięzców się nie sądzi – awans to awans, cel został osiągnięty, ale faktem jest, że Stawowy nawet w ostatnich tygodniach przed wywalczeniem promocji do Ekstraklasy nie miał w klubie supermodnej pozycji, a jego przełożeni odbyli kilka mniej lub bardziej luźnych rozmów z innymi szkoleniowcami.

Reklama

Sam potencjał kadrowy Cracovii jest dla nas największą zagadką.

Analizując pozycja po pozycji… W Krakowie mają względny spokój z obsadą bramki. Duet Pilarz – Perdijić, czyli powtórka z Ruchu Chorzów, to z jednej strony żadna rewelacja, z drugiej jednak znak, że z pewnością nie jest to pozycja, która aż się prosi o wzmocnienie. Generalnie, „Pasy” są dziś zupełnie innym zespołem aniżeli ten, który z Ekstraklasy spadał. Innym, ale czy zespołem wyraźnie lepszym? Nie mówimy „nie”, ale chyba nie znalazłoby się wielu takich, którzy poręczyliby za to głową. No, może Stawowy.

W obronie – solidny Struna, coraz bardziej przeciętny Nykiel czy przeciętny od zawsze Ł»ytko. Sprawdzony w Ekstraklasie Marciniak, dalej Kosanović i Lacić, który wirtuozem nigdy nie był. Każdy się chyba zgodzi, że niezwykle trudno wyrokować, co taki zestaw jest w stanie ugrać w Ekstraklasie. W pomocy przebłyski miewa Bernhardt. Muchy w nosie niezmiennie ma Ntibazonkiza, który tyle co wrócił po blisko rocznej kontuzji, a już buntuje się, że trener nie wystawia go w wyjściowym składzie. Dopiero w pierwszej lidze murawę powąchał Straus. Regularnie grali młodzi Dąbrowski i Danielewicz, ale prawdziwy sprawdzian też dopiero przed nimi. Mieliśmy już ostatnio takich, którzy w pierwszej lidze radzili sobie bez zarzutu (no, przynajmniej bardzo przyzwoicie) a później w Ekstraklasie zęby bolały na sam widok. Najlepszy przykład – Djousse. Albo Trochim, który przez całą minioną rundę w Zagłębiu Lubin zagrał dwie minuty.

Największy problem, naszym zdaniem, Cracovia ma dzisiaj w ataku. Michał Zieliński nie zaliczył nawet 250 minut w rundzie. Zresztą mówimy o piłkarzu, który w Ekstraklasy do tej pory strzelał z regularnością jednej bramki na dziesięć spotkań, w których zagrał. Piętnaście trafień w tym pięć z karnych ma Boljević i zostaje jeszcze Dudzic – jeśli można traktować go jako pełnoprawnego napastnika – na którego widok przed oczami stają nam najgorsze demony. Kolejny, który w blisko stu meczach uzbierał siedem goli.

Póki co największym plusem obecności Cracovii w Ekstraklasie zdaje się być to, że na najwyższy szczebel rozgrywek trafia zespół, który nie przyniesie wstydu organizacyjnie i nie będziemy całymi miesiącami słyszeć płaczu, że awans z pierwszej ligi przerósł beniaminka. Przynajmniej finansowo. Piłkarsko – wiele zależy od tego, co Cracovia zrobi w oknie transferowym. Póki co widzimy ją w dolnej części tabeli. W sezonie 2013/14 – zdecydowanie w grupie spadkowej.

Najnowsze

Anglia

Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie

Maciej Piętak
1
Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama