Nie ma to jak mieć obrotnego ojca. Jeśli w piłce istnieje coś takiego jak nepotyzm, to właśnie zobaczyliśmy najbardziej bezczelną odmianę tego zjawiska. Dariusz Kubicki, trener Sibiru Nowosybirsk, wreszcie ściągnął do siebie polskiego piłkarza. Dziwnym trafem, patrzcie no, zawodnikiem o idealnych dla „Kuby” parametrach okazał się jego syn, Patryk.
Wszystko jak w dowcipie… Przychodzi piłkarz do trenera…
– Jak ci szło w ŁKS-ie Łódź? – pyta trener.
– Słabo.
– A w Zniczu Pruszków?
– Też słabo?
– To dlaczego sądzisz, że dasz radę w naszym klubie? W Rosji?
– Oj tato, przestań…
Ale gdybyśmy chcieli być śmiertelnie poważni, musielibyśmy zauważyć, że wiosną w drugoligowym Zniczu Patryk Kubicki zdołał rozegrać tylko 291 minut, ale żadnego meczu w pełnym wymiarze czasowym. Chyba nie ma nikogo, kto chciałby chociaż próbować udowadniać, że Dariusz Kubicki nie urządził sobie dość zuchwałej prywaty.
Kubicki senior próbował synka ściągnąć już do Podbeskidzia, ale tam ktoś w porę kazał mu się puknąć w czoło. Facet najwyraźniej z mentalnością typowego działacza PSL.
Cóż, jak się okazuje, jest tylko jeden trener na świecie, który chciałby mieć 20-letniego Patryka u siebie i – co przykre dla zawodnika – jest to jego tata. Na miejscu tego chłopaka, byłoby nam po prostu wstyd.