Niektórzy lubią trywialny humor pokroju głupawych komedyjek z USA. Inni delektują się tym importowanym z Wielkiej Brytanii, Jasiem Fasolą oraz Monty Pythonem. Jest tragifarsa, są krótkie skecze, są piosenki kabaretowe i monologi w stylu Halamy. No i jest reprezentacja PZPN-u. Jednocząca cały naród w nerwowym oczekiwaniu przed telewizorami. Czym nas zaskoczą? Czy będzie to parodystyczne zachowanie w meczu z Liechtensteinem? Może na murawie pojawi się golfista? Albo akrobata, lud chce akrobaty, dajcie nam akrobatę! Reprezentacja oczywiście wie, jak wysokie są oczekiwania ludzi w kraju, więc za każdym razem stara się skomponować nowy program.
I tak po zaciętym boju z Liechtensteinem z uroczystym zakończeniem kariery reprezentacyjnej Jerzego Dudka, otrzymaliśmy świeżutkie show, tym razem z udziałem sympatycznych chłopaków z mołdawskich pastwisk. Oczywiście przesadzamy, wyolbrzymiamy i krzywdzimy pezetpeenowskich reprezentantów, bo Mołdawia to nie słabeusz, w ogóle w futbolu nie ma już słabeuszy, ostatni jaki się ostał to kadra z kraju nad Wisłą. Taka niestety jest smutna prawda, nam nie jest dane patrzeć w stronę Ukraińców, czy Czarnogórców, ale zerkać za plecy, bo idą Mołdawie, gonią Estonie, jedynie Łotysze łeb w łeb, bark w bark z naszą husarią. Coraz gorzej i coraz zabawniej. Naprawdę, ten mecz zaczął się znakomicie, pięć czy sześć okazji, fenomenalne podanie Lewandowskiego do Kuby, napór, fantazja – pomyśleliśmy sobie: „jest dobrze”. Pomyśleliśmy sobie: „klepiemy mołdawskich chłopaków jak pierwszych lepszych pasterzy z łapanki”. Ale na tych refleksjach, niczym bramkarza na wykroku, złapał nas jeden z chłopaków w niebieskich strojach, który z techniką strzału godną Kolejarza Stróże wyrównał na 1:1. No i się zaczęło…
Druga połowa to kompletna masakra, rzeźnia i rozsmarowywanie jelit po ścianach szatni. Fornalik zaryzykował – zostawił na ławce Bereszyńskiego i Zielińskiego, postawił na drużynę, której fundamenty, podobnie jak szatnię w Ratyzbonie, wybudował Franz Smuda. Nie, zwracamy honor, włożył Salamona, który akurat wypadł chyba najlepiej z całej tej bandy. Poza tym standard – gramy z Mołdawią, oni mają groźny środek, groźny napad, w ogóle – tak jak wszyscy – są dla nas groźni, więc trzeba grać na dwóch defensywnych pomocników. Dalej, tak jak Smuda, zmiany są dla ludzi omylnych, którzy popełniają błędy – trenerzy światowej klasy jak Franz, czy Fornalik robią je w ostateczności, gdy już wszystko inne wali się i pali. Zresztą, krytyka za zmiany też chyba nie ma sensu, bo Kosecki pokazał swój stały reprezentacyjny repertuar – blady tyłek zamiast jakiejkolwiek gry. Chcielibyśmy kogoś tutaj pochwalić, chcielibyśmy szukać pozytywów, ale wtedy przypominamy sobie – Chryste, to była MOŁDAWIA.
Mołdawia.
Przejdźmy więc do podsumowań i wniosków na przyszłość. Raz: czas budować kadrę na Mistrzostwa Europy 2016 i zadać pytanie prezesowi – czy człowiekiem, który ma to zrobić jest Waldemar Fornalik (odpowiedź raczej będzie negatywna). Dwa: w tych eliminacjach potrafiliśmy ogolić zdecydowanie tylko San Marino, z Mołdawią w dwumeczu mamy bardzo skromne 3:1. To mniej więcej tak, jak przez całą noc w Enklawie wyrwać jedynie szklankę wody z baru, w dodatku rozlewając połowę na blat. Trzy: Krychowiak za karnego powinien wylecieć z boiska. Cztery: awans i tak przegraliśmy z Ukrainą. Czekamy na jakieś zdecydowane decyzje. Może jakimś tropem jest droga rozpoczęta powołaniem Dudka. Świrek w turbokozaku pokazał, że jeszcze pamięta to i owo, prezes Boniek też ostatnio grał w jakichś amatorskich rozgrywkach, a i Mirosław Okoński pewnie wyglądałby efektowniej od niektórych asów z obecnej kadry. Dziękujemy, dobranoc. Okładkę „Faktu” przywoływaną zawsze w takich momentach dorzucimy jak znajdziemy.
***
Noty Weszło:
Boruc 4 – Jędrzejczyk 4, Salamon 5, Komorowski 2, Wawrzyniak 3 – Błaszczykowski 6, Polanski 4 (Sobiech), Krychowiak 4, Mierzejewski 3 (Zieliński 6), Rybus 3 (Kosecki 1) – Lewandowski 5