Przed nami galaktyczny sezon. Na wszystkich frontach…

redakcja

Autor:redakcja

05 czerwca 2013, 13:11 • 10 min czytania

Choć w niektórych zakątkach Europy wciąż trwa sezon 2012/13, choć od ostatecznych rozstrzygnięć w najważniejszych ligach minęło ledwie kilka tygodni, choć okienko transferowe otwiera się niemal za miesiąc – już teraz wiemy, że przed nami sezon niezwykły. Sezon galaktyczny. Taki, który zapamiętają na długo kibice z Anglii, Hiszpanii, Niemiec czy Francji, ale i taki, który na lata wryje się w świadomość pozostałych sympatyków futbolu, także z Polski. Już końcówka tych rozgrywek z dość niespodziewanym, niemieckim finałem Ligi Mistrzów, z rezygnacją Sir Alexa Fergusona, z „transferem” Jose Mourinho do Chelsea, pokazała że idzie nowe. Czy lepsze? Na pewno bardziej efektowne, emocjonujące i… droższe.
Gdybyśmy mieli po myślniku wypisać wszystkie wielkie wydarzenia ostatnich tygodni z największych europejskich lig, powstałaby całkiem spora litania, pełna zaskakujących transferów i roszad na stanowiskach szkoleniowców, o fortunnych losowaniach (Superpuchar Europy: Mourinho kontra Guardiola) nie wspominając. Przyjrzyjmy się, co ciekawego czeka nas w nadchodzącym sezonie.

Przed nami galaktyczny sezon. Na wszystkich frontach…
Reklama

Hiszpania:

Tutaj sprawa jest jasna – zarówno Real, jak i Barcelona potrzebują przebudowy i zmian. 0:7 z Bayernem w wykonaniu Katalończyków oraz sezon właściwie bez trofeum (Superpuchar to jednak bardziej ukoronowanie świetnych rozgrywek 2011/12, niż rozpoczęcie pasma sukcesów w 2012/13) autorstwa ich rywali ze stolicy wymuszają zmiany na ambitnych działaczach obu klubów. Recepty? Póki co znamy tylko tę katalońską. Wizyta u elitarnego doktora była bardzo kosztowna, ale sprowadzono lek, który uważa się za jeden z najlepszych na rynku. I nie robimy tutaj aluzji do doktora Fuentesa – chodzi o ruch bardzo fair – ściągnięcie do siebie brazylijskiego gwiazdora, Neymara. Transfer zaskakujący, transfer spektakularny i transfer wnoszący na nowy poziom rywalizację dwóch odwiecznych wrogów.

Reklama

– Messi to najlepszy zawodnik na świecie, chciałbym mu pomóc w grze, ale Cristiano Ronaldo to też znakomity wzór do naśladowania – stwierdził pokornie Brazylijczyk, który jeszcze przed pierwszym kopnięciem futbolówki na Camp Nou wzbudził dyskusję w całej Europie i Ameryce Południowej. Pierwsze wnioski, refleksje, przemyślenia? Nurtujące pytanie – czy on w ogóle pasuje do Barcelony. Gromada skromnisiów i ultra-profesjonalistów, którzy po wykonanej robocie zajmują się szydełkowaniem i uczęszczaniem na pilates, a po środku gość, który w wynikach wyszukiwania na youtube’ie widnieje zarówno jako „best player in the world”, prezentujący „hot skills”, ale i facet, który radośnie pląsa na scenie u boku Gusttavo Limy podśpiewują „czeczereczecze”.Jego dorobek to kilkadziesiąt goli i tyleż samo fryzur. Ulubiony drybling? Każdy, który ośmiesza rywala. Mile widziane wyluzowane złapanie się za biodra w oczekiwaniu na ruch defensora. Zestawiając go z Messim, który czasami wygląda jakby ostatni zbędny ruch na boisku wykonał wykopując piłkę w trybuny w meczu z Realem, to coś jak Flip i Flap. Albo raczej Tango i Cash. Na ekranie takie duety się sprawdzają, ale w Barcelonie na poszukiwania partnera dla Messiego wydano już 205 milionów euro (Sanchez, Ibrahimović, Villa, Henry i Neymar właśnie), a spodziewanego efektu wciąż nie widać. Promadryccy dziennikarze pisali nawet wprost – Real znakomicie podbił cenę za kapryśnego i przereklamowanego młokosa, a sam może się skupić na prawdziwych graczach, jak Bale, Suarez, czy Cavani.

Kolejny aspekt zwiększający atrakcyjność ligi – praca Tito Vilanovy. Sam Johan Cruyff zachęca go do dymisji, z uwagi na zły stan zdrowia, a niektórzy komentatorzy zastanawiają się, na ile kompromitacja z Bayernem, czy wcześniejsze porażki z Realem w Pucharze Króla i Milanem w pierwszym spotkaniu Ligi Mistrzów wynikały z niedoskonałości duetu Vilanova-Roura. W Kastylii zresztą również nie milkną dyskusje – kto po Mourinho? Co z Cristiano Ronaldo? Czy do łask wróci Iker Casillas? Co z Marquinhosem, Suarezem, Balem i Cavanim, co wniesie Carvajal, już zaklepany przez Madryt. Kto zostanie, kto odejdzie?

Z walki wyłączyła się trzecia siła, Atletico, sprzedając swoje najważniejsze żądło, więc rywalizacja w La Liga będzie tak naprawdę jednym wielkim, trwającym okrągły rok Gran Derbi, z przebudowanym Realem po jednej stronie (z bardzo prawdopodobnym stworzeniem maszyny do masakrowania bocznych obrońców Bale-Ronaldo) i Barceloną z Neymarem po drugiej. Jeśli dało się wnieść tę fenomenalną narrację o walce dwóch najlepszych piłkarzy świata grających w barwach skłóconych hiszpańskich gigantów na wyższy poziom – nie można było tego zrobić lepiej, niż dodając do scenariusza takich aktorów jak Neymar, Bale czy Suarez. A przecież wstęp na własnym podwórku będzie dodatkiem do walki w Lidze Mistrzów, w której w tym sezonie aż roi się od młodych wilków.

Francja:

Przez lata nieco lekceważona. Przez lata mocno zakurzona. Ostatnim reprezentantem w finale Ligi Mistrzów tego targanego wewnętrznymi sporami społecznymi i bezustannymi pytaniami o własną tożsamość kraju było AS Monaco w 2004 roku. W przyszłym roku minie okrągłe dziesięć lat. Dekada, przez którą klub z Monako zdążył spaść z ligi i powrócić do niej silniejszy, niż kiedykolwiek przedtem. Dekada, podczas której dominował Lyon, zdetronizowany w ostatnich pięciu latach przez Bordeaux, Olympique Marsylia, Lille, do tego – w sensacyjny sposób – Montpellier i wreszcie budowany za ogromne pieniądze PSG. Kolejny sezon będzie już chyba nieco inny, mniej wyrównany, a bardziej… hiszpański.

Na arenie pojawił się bowiem nowy gracz – AS Monaco, z fortuną wcale nie skromniejszą od tej pompowanej w klub z Paryża, z absolutną gwiazdą w przodzie – Radamelem Falcao wyciągniętym z Atletico. Z jednej strony genialny Kolumbijczyk, z drugiej Zlatan Ibrahimović, niezmiennie nienasycony sukcesami w kraju, niezmiennie z pustą półką, jeśli chodzi o trofea międzynarodowe (Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwa Świata bez zwycięstwa w Lidze Mistrzów nie smakują tak samo). Falcao, Ocampos, Rodriguez i reszta paczki budowanej w małym księstwie mają zamiar ostudzić zapał Ibry – przynajmniej na froncie krajowym.

Kiedy ostatnio Ligue 1 smakowała w ten sposób? Kiedy ostatnio mogła rywalizować pod względem finansowym z największymi ligami świata, kiedy mogła swobodnie wyciągać zawodników z Włoch, z Anglii, z Hiszpanii? Kiedy dwa kluby potrafiły stworzyć u siebie składy warte więcej, niż jedenastki z silniejszych w ostatnich latach krajów? A co najlepsze – Falcao, Joao Moutinho i Rodriguez to dopiero początek. Na transfery Monako odwinąć chce się bowiem i Paryż, który na swojej liście życzeń ma kilkadziesiąt nazwisk – od Rooneya, przez Lucasa Digne, Yohana Cabaye, aż po Aubameyenga. O tych mówi się najwięcej, ale kto jest przedmiotem realnych negocjacji? I czy AS Monaco nie podniesie rękawicy, na przykład dopinając coraz częściej przedstawianego jako potencjalne wzmocnienie klubu Naniego?

Ktokolwiek trafi do Francji – ta liga już osiągnęła poziom, dzięki któremu raczej nie będzie schodziła z głównych stron najważniejszych piłkarskich portali na całym świecie. Co prawda ludzie zarzucają francuskim klubom najpodlejszą odmianę „modern footballu”, psucie rynku ogromnymi nakładami finansowymi i zawyżaniem cen, ale wśród grona krytyków znajdują się chociażby fani Barcelony. Świeżo po powrocie z oficjalnej prezentacji wartego blisko sześćdziesiąt milionów euro Neymara.

Francja po prostu doskoczyła do czołówki. Czy sobie w niej poradzi? Pokaże nie tylko przyszły sezon, z PSG w Lidze Mistrzów i pasjonującą walką w Ligue 1, ale także kolejne lata, gdy do walki w Europie powinno się już włączyć na stałe AS Monaco. Kto wie, może tak jak teraz niemiecki, tak za kilka lat czeka nas francuski finał LM?

Anglia:

Krótko: Moyes. Mourinho. Najprawdopodobniej Pellegrini. – To będzie jedna z najbardziej pasjonujących walko mistrzostwo w ostatnich latach – zapowiada podekscytowany Bryan Robson. I wylicza korzyści z powrotu Mourinho, człowieka, który nie tylko podniesie Chelsea, ale również zmotywuje do wytężonej pracy całą resztę ligi. Jak Manchester United zareaguje na pierwszą od niemal trzydziestu lat zmianę gościa żującego gumę przy ławce trenerskiej? Jak będzie chciał to wykorzystać Manchester City, w ostatnich latach najgroźniejszy konkurent? Czy Mourinho, wreszcie kochany, wreszcie ubóstwiany przez kibiców, będzie mógł odbudować opinię „The Special One”?

Image and video hosting by TinyPic

Choć najciekawsze wydarzenia aktualnie mają miejsce w gabinetach prezesów i przy bocznych liniach, gdzie zachodzą największe zmiany w stosunku do ubiegłego sezonu, wkrótce ruszy transferowa karuzela, która może jeszcze mocniej przefasonować aktualny wygląd ligi. Londyńskie media przebąkują o Sneijderze, Dżeko, nawet Robercie Lewandowskim. Głośno krzyczą jednak przede wszystkim o tym, że Mou wreszcie szuka stabilizacji. Podpisał długi, czteroletni kontrakt, a sam przyznaje, że jest już „starszy i dojrzalszy”. Czy to oznacza, że poważniejsze będą również jego wydatki? Poza wspomnianymi wyżej, na jego liście ma widnieć De Rossi, Fernandinho i wreszcie Jovetić.

Będzie ciężko się odszczeknąć, ale przecież to Chelsea jest tu pretendentem. Tytułu broni United, które przechodzi właśnie zmianę pokoleniową. Czy istnieje ryzyko, że przeszczep się nie przyjmie? Nigdy nie da się go jednoznacznie wykluczyć, tym bardziej, że ani Scholes, ani Giggs, ani Ferdinand czy Vidić nie będą grać wiecznie. Moyes na wstępie ma więc pod nogami spore kłody – z jednej strony musi budować swój autorski skład, z drugiej – powoli wyłączać gości, którzy spędzili tu naprawdę długie lata. Oczywiście, ich doświadczenie powinno być pomocne, tym bardziej, że „Fergie” zapowiedział swoim dzieciakom oraz kibicom United, że Moyes potrzebuje bezwarunkowego wsparcia. Słowo Fergusona w Manchesterze jest warte nieco więcej, niż deklaracje nadwiślańskich polityków, więc nowy menedżer może być spokojny o reakcje trybun i działaczy, nawet w przypadku początkowych niepowodzeń.

Oczywiście, istnieje sporo wątpliwości – co z Nanim, co z Rooneyem, który przecież swego czasu procesował się z byłym już menedżerem Evertonu – ale ekipa mistrza jest na tyle silna, że tego typu spory nie powinny mieć żadnego wpływu na jakość oferowaną przez aktorów „Teatru Marzeń”. Tym bardziej, że wkrótce mogą trafić do niego nowe twarze, z Fabregasem na czele.

Zbroi się i druga strona Manchesteru, która prawdopodobnie zacznie od Manuela Pellegriniego. To właśnie on miałby dopełnić składu trzech, zupełnie nowych muszkieterów walczących o koronę. W City jest już Jesus Navas, do tego może dojść Pepe czy Cavani. Po co? Szejk nie ma wątpliwości. Khaldoon Al-Mubarak, szef City, mówi wprost, że klub musi wygrać wszystko. Wszystko, czyli przede wszystkim Ligę Mistrzów.

Kilka godzin na południe podobnych wypowiedzi udziela Ruud Gullit. – Mourinho? Musi wygrać przynajmniej Ligę Mistrzów – komentuje. A „The Sun” jak zwykle niszczy grą słów: „hungry for mour”.

A przecież w tej lidze wciąż jest jeszcze Liverpool, Arsenal, Tottenham i Everton. Najlepszy sezon od lat? Zgadzamy się z Robsonem w całej rozciągłości.

Niemcy:

Wreszcie najwięksi zwycięzcy sezonu 2012/13, co zresztą w naturalny sposób wnosi na wyższy poziom rywalizację w sezonie 2013/14. Bayern Monachium. Borussia Dortmund. Od kilku lat wymieniający się paterami za zwycięstwa w lidze, pucharami Niemiec i innymi trofeami na krajowym rynku. Każde trofeum ubiegłego sezonu rozstrzygało się w meczach Kloppa z Heynckesem, a Liga Mistrzów nie była tutaj wyjątkiem. Czy to już nowa era? Jak na razie możemy z pewnością użyć określenia nowa jakość. Do rywalizacji wkracza bowiem Pep Guardiola.

To właśnie koło niego kręcą się w tym momencie niemieckie publikacje. Guenter Netzer, legenda niemieckiego futbolu oraz felietonista „Bilda” twierdzi, że Guardiola musi porzucić tiki-takę i przede wszystkim pozostać w zgodzie z filozofią klubu. Inni eksperci idą w odwrotną stronę, szukając analogii między Javim Martinezem i Sergio Busquetsem oraz innymi ogniwami Bayernu, które mogłyby pełnić rolę odgrywane przez podopiecznych Guardioli z Katalonii. Najrozsądniej jak zwykle przemawia prostolinijny Uli Hoeness. – To proste, Pep musi wygrywać każdy mecz i tyle – kwituje wszelkie dywagacje o transferach i stylu gry „nowego” Bayernu.

„Nowego”, choć wygląda na to, że bez większych zmian. Ribery mówi, że nie odszedłby nawet do Realu, Muller nalega, by Złota Piłka trafiła do kogoś z jego zespołu, a naszpikowany gwiazdami skład dodatkowo wzmacnia wyrwany z Borussii Mario Goetze. Odpowiedź Borussii? Na razie ich głównym atutem jest milczenie w kwestii Lewandowskiego, co sugeruje, że transfer polskiego napastnika może być nieco bardziej skomplikowany, niż przedstawia to jego menedżer w TVN24. Wzmocnienia? Na razie Sokratis Papastathopoulos, ale najważniejszym „wzmocnieniem” jest brak rozerwania jedności w składzie, mimo porażki w finale LM. Hummels prawdopodobnie pozostanie na kolejny sezon, Błaszczykowski już przedłużył swój kontrakt, reszta zawodników też przyznaje, że ich misja w Dortmundzie nie dobiegła końca. Biorąc zaś pod uwagę ekonomiczną potęgę, jaka powstała w Zagłębiu Ruhry – pieniędzy na uzupełnienie tego badzo silnego już w tym momencie składu, raczej nie zabraknie.

Przed nami więc kolejny wielki sezon, w którym dwaj giganci rozstrzygną między sobą losy wszystkich niemieckich pucharów. Czy uda im się zadecydować również w wewnętrznym starciu kto zgarnia trofeum za zwycięstwo w Lidze Mistrzów? Z pewnością nikt nie będzie ich lekceważył, tak jak stało się to w hiszpańsko-niemieckich półfinałach sezonu 2012/13.

***

Na tle powyższych lig nieco blado wypadają Włosi, ale i tam „jest jakieś życie”. Pytanie tylko, czy czołowe potęgi będą potrafiły utrzymać swoje gwiazdy, bo jak pokazują ostatnie tygodnie – spore potęgi finansowe i przede wszystkim kluby z olbrzymimi markami, polują wyjątkowo agresywnie. Mam początek czerwca, a nie możemy się już doczekać kwietnia 2014. Decydujące fazy Ligi Mistrzów oraz każdej z powyższych lig krajowych mogą wspólnie stworzyć show, którego nie zapomnimy jeszcze przez długie lata. Czego sobie i innym fanom dobrej piłki życzymy szczerze, z całego serca.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama