Mijają już dwa dni od zakończenia sezonu, wczoraj mieliśmy oficjalną galę Ekstraklasy, na której rozdano nagrody, więc czas, byśmy i my podsumowali ten sezon w kilku rankingach. Na pierwszy rzut proponujemy 16 największych objawień rozgrywek. Dlaczego 16? Bo za cholerę nie potrafimy nikogo stąd usunąć. Wszyscy ci zawodnicy jakoś nas oczarowali. Albo weszli w ligę z przytupem – jak Quintana i Lovrencsics – albo błysnęli w sposób, którego nie spodziewałby się nikt – jak Ćwielong czy Bereszyński. Z kolejnością można polemizować, ale po wielu niesprzespanych nocach i setkach godzin narad zdecydowaliśmy się właśnie na taką…
16. Defensywa Bełchatowa
Ale oczywiście tylko ta wiosenna po retuszu zafundowanym przez Kamila Kieresia. Praktycznie wszyscy spisywali się tam znakomicie – Macieja Wilusza poleca się już do klubów z topu, Adrian Basta i Rafał Kosznik wyrośli na jedną z najlepszych par bocznych obrońców ligi, a Seweryn Michalski skusił praktycznie połowę Ekstraklasy. To z nim na środku obrony skazywani na pożarcie bełchatowianie, przez pięć kolejnych ligowych kolejek, śrubowali rekord bez straconej bramki. Michalski momentami bywał toporny, zazwyczaj wybierał najprostsze środki, nie nazwalibyśmy go demonem szybkości, ale jednego odmówić mu nie możemy – jest efektywny, do bólu. I ma 18 lat.
15. Michal Papadopulos
Powierzanie transferów Pavlowi Hapalowi to jak wysłanie na konkurs recytatorski Piotra Ł»yły. Wtopa murowana. Ale od każdej reguły musi być wyjątek. Takim jest Papadopulos, strzelec jedenastu goli dla rozczarowującego Zagłębia. Nigdy wcześniej Czech nie był równie skuteczny (może poza sezonem w Mladzie Boleslav), co trochę nas dziwi, bo ma wszystko to, co powinien mieć, by w ligach na poziomie Ekstraklasy trafiać raz za razem – to znaczy: warunki fizyczne, świetne wyjście na pozycję i znakomitą skuteczność. Zdecydowanie najlepszy transfer spośród czesko-słowackiego zaciągu Hapala. Strzał w dziesiątkę.
14. Marcin Kamiński
Znalazł się w naszym rankingu głównie dlatego, że przed rundą wiosenną spisywał się przeciętnie lub słabo, a teraz zaliczył niesamowity skok jakościowy. Kamiński to dziś ostoja defensywy Lecha. Fakt, zdarzają mu się błędy, ale na ogół daje spokój i pewność, jakiego nie potrafiliby zapewnić ani Wołąkiewicz, ani Arboleda, że o Trałce przez litość nie wspomnimy. Jeśli „Kamyk” podtrzyma taką dyspozycję jesienią, to Lech pewnie zarobi na nim jeszcze więcej niż na Tonewie. Materiał na klasowego defensora.
13. Piotr Ćwielong
Mistrz ostatnich akcji. Kto by się spodziewał, że po tym, jak został bez żalu odpalony przez Wisłę, tak znakomicie odnajdzie się w Śląsku… To znaczy – żeby było jasne – przez pierwsze sezony Ćwielong grał w kratkę, irytował narzekaniami na pogodę i Lenczyka, i ogólnie stał się postacią dość komiczną. Postacią, do której łatwo można było przykleić łatkę: „typowy polski piłkarz”. Za Stanislava Levego „Pepe” jednak rozkwitł i dziś z wszystkich zawodników Śląska stwarza zdecydowanie największe zagrożenie pod bramką rywala. No i ta niebywała jak na niego skuteczność… Sześć bramek w rundzie, licząc puchar i ligę, z czego wszystkie zdobyte od 82. minuty „w górę”.
12. Tomasz Podgórski
Człowiek, który za moment zacznie uchodzić za żywą legendę Piasta. Poza boiskiem skromny, inteligentny i poukładany, a na boisku… Ł»al, że ma już 28 lat, bo gdyby był młodszy, to pewnie dziś wieczorem zadebiutowałby w reprezentacji. Świetnie ułożona stopa, bardzo dobre stałe fragmenty – to największe zalety Podgórskiego. A wady? Zbyt wolny rozwój, który pozwolił mu się wybić dopiero w tym sezonie. Szkoda, bo to naprawdę kawał piłkarza. Przedłużając kontrakt, wynegocjował klauzulę odejścia w wysokości pół miliona złotych. To kusząca promocja, prawdziwa posezonowa wyprzedaż towaru, który mimo że nie jest z najnowszej kolekcji, to wciąż świetnie się prezentuje.
11. Miłosz Przybecki
Największy – uwaga, trudne słowo! – beneficjent upadku Polonii Warszawa. Przez poprzednich trenerów (i prezesów) był notorycznie pomijany i albo siedział na ławce, albo na szpitalnym łóżku, gdzie leczył kolejne kontuzje. W tym sezonie zaczął wreszcie nadrabiać stracony czas i jedna runda wystarczyła, by zwrócić uwagę zachodnich klubów. Przybecki ma sporo cech, które pozwolą mu zrobić karierę przez duże „K”. Niesamowitą szybkość, dokładną wrzutkę, kapitalny wyskok i rzadko spotykaną ambicję. Gdybyś mu kazał jeździć po skrzydle przez trzy mecze z rzędu, to pewnie by jeździł.
10. Dani Quintana
Jeśli tacy piłkarze jak on grają na co dzień w trzeciej lidze hiszpańskiej, to większość klubów Ekstraklasy powinna wysłać tam czym prędzej cały wagon skautów. Świetny transfer Jagiellonii, która zimą sprytnie podkradła Daniego pierwszoligowej Cracovii. W przekroju całej rundy wiosennej, zdecydowanie najlepszy piłkarz swojej drużyny. Technicznie – bez dwóch zdań – ligowa czołówka. Momentami sprawiał wrażenie futsalowca, ginął na kilka meczów, nie radził sobie w starciach z twardszymi rywalami, ale jesteśmy ciekawi, jak wypadłby w Legii lub Lechu, gdzie wyraźnie lepsi partnerzy częściej by mu pomagali, niż przeszkadzali.
9. Gergo Lovrencsics
Piłkarz z olbrzymim potencjałem, który wybił się wtedy, kiedy musiał. To znaczy – na początku, gdy po znakomitym wejściu z miejsca udowodnił swoją wartość i w drugiej rundzie, gdy walczył już o kontrakt. W międzyczasie jednak biegał wolniej, podawał niedokładniej, sprawiał wrażenie jeźdźca bez głowy z krzywo wyciętym irokezem. Wiosnę rozpoczął od ławki rezerwowych, ale później z każdą kolejną kolejką grał coraz lepiej, co dodatkowo podkreślał strzelanymi golami. Łącznie w rundzie rewanżowej pokonywał bramkarzy rywali aż sześć razy, z czego cztery w czterech kolejnych występach. Zawiódł tylko raz, za to w kluczowym momencie – w hicie sezonu przy Łazienkowskiej. Ale i tak jest potwierdzeniem przemyślanej i rozsądnej polityki transferowej Lecha.
8. Maciej Korzym
Nie jest to najbardziej uzdolniony piłkarz w całym rankingu, ale postęp, jaki zaliczył przez ostatni rok, robi olbrzymie wrażenie. Najprzykładniejszy kibic wśród piłkarzy i najlepszy piłkarz wśród kibiców. W minionym sezonie Korzym przestawiał, gdzie chciał, już nie tylko szafy, ale też uznanych, ligowych stoperów. Przez całe rozgrywki grał równo – w przeciwieństwie choćby do błyskotliwego, ale wyjątkowo chimerycznego Janoty – i to on brał na swoje szerokie barki odpowiedzialność za ofensywne podrygi kielczan. Pamiętacie tę asystę do Jovanovicia, który odczarował bramkę Zubasa? Aj, szkoda, bardzo szkoda tej paskudnej kontuzji, bo raczej zakończyłby sezon z dwucyfrówką w zakładce „gole”.
7. Bartłomiej Pawłowski
Zimą ubiegłego roku trener Mroczkowski próbował wyciągnąć z Jagiellonii Macieja Makuszewskiego. Wtedy jednak, zaczynający swoją pracę Hajto, dał mu kosza. I nie żałował, bo pół roku później wymienił skrzydłowego na milion euro. Minęło dwanaście miesięcy i powtórka z rozrywki – tym razem Widzew zgłosił się po Bartłomieja Pawłowskiego, a „Gianni” zaliczył klasyczną transferową wtopę, oddając piłkarza do Widzewa. Bo ten na przestrzeni całej rundy udowodnił, że jest – mówiąc kolokwialnie – przekozakiem. Strzela bramki, asystuje i posiada jedną nietypową cechę w Ekstraklasie – potrafi przyjąć piłkę jedną nogą, a uderzyć drugą. Zasłużył na powołanie na Liechtenstein. Bez dwóch zdań.
6. Filip Starzyński
Jedyny piłkarz Ruchu Chorzów, który miniony sezon może sobie zapisać na plus. Wykręcił dobre statystyki, bo dziesięć asyst i trzy gole – biorąc pod uwagę jakość i dyspozycję partnerów – oceniamy pozytywnie. Potrafił wykonywać stałe fragmenty, raz na jakiś czas przymierzył z dystansu, a jego prostopadłe podania – zgodnie potakując – zaliczamy do najlepszych w lidze. Na tym korzystnym wizerunku jest jednak dość istotna rysa – ma spore braki w przygotowaniu motorycznym. Wiemy, że rozgrywający nie musi być lekkoatletą, ale na Europę potrzebuje choćby minimum dynamiki. Jeśli nie wierzy, niech zapyta Sebastiana Milę.
5. Daniel Łukasik
U Skorży notorycznie pomijany, u Urbana pierwszoplanowa postać. Jedno z największych odkryć sezonu. Facet, który liczy się już nawet przy wystawianiu pierwszej jedenastki reprezentacji. Wielu zastanawiało się, kto jest lepszy – Łukasik czy Furman. Nas szczerze mówiąc bardziej przekonuje ten pierwszy, ponieważ jest bardziej konkretny. To typowy defensywny pomocnik z coraz szerszym wachlarzem zagrań w ataku. To odróżnia go choćby od Ariela Borysiuka, który głównie skupiał się na przerzutach. Zwróćcie też uwagę, oglądając mecz Legii, jak niewiele Łukasik podejmuje błędnych decyzji. Zdecydowana większość jest trafna. Jedyne, czego mu brakuje, to – poza doświadczeniem – lepsza wydolność. Niestety, ale od 60-70. minuty zaczyna wyraźnie gasnąć.
4. Emilijus Zubas
Zdolny bramkarz, którego najlepszym kumplem jest szczęście. Ma niebywały refleks oraz intuicję, czym kilka razy przykrywał techniczne niedostatki. Bronił strzały z kategorii „nie do wyjęcia” (Przyrowski uprzejmie odprowadziłby je wzrokiem), ofiarnie rzucał się pod nogi, a kiedy piłka była poza jego zasięgiem, najczęściej trafiała w słupek lub poprzeczkę. Zubas zaliczył prawdziwe wejście smoka. Pierwszy raz sięgnąć do siatki musiał dopiero po 497 minutach, co tydzień był głównym bohaterem bełchatowian, ale – jak na złość – happy endu zabrakło. Jego fatalna interwencja z samej końcówki meczu z Jagiellonią zepchnęła piłkarzy GKS-u na ostatnie miejsce w tabeli i jednocześnie utrzymała słabiutki Ruch Chorzów.
3. Bartosz Bereszyński
Bohater najgłośniejszego transferu w zimowym mercato. Jesienią, w Lechu, dał się poznać jako szybki i przebojowy napastnik, raczej lekkoatleta niż wirtuoz, z konieczności wystawiany na skrzydle. Wiosną bezsprzecznie najlepszy prawy obrońca w Ekstraklasie, który w pełni zasłużył na powołanie od Fornalika. Zwłaszcza pod nieobecność kontuzjowanego Piszczka. Bereszyński to po prostu „koń” nie do zajechania. Brakuje mu tylko liczb i dokładnego dośrodkowania. Jeśli popracuje i nad tym, to Legia będzie miała znakomitego obrońcę na długie lata. Albo zarobi na nim kupę forsy.
2. Jakub Kosecki
Nie jest dla nas tak wielkim objawieniem jak Demjan, ale z pewnością najbardziej zasłużył na tytuł MVP sezonu 2012/13. Jeden z najbardziej wyrazistych piłkarzy ligi, który wychodzi z założenia, że lepiej budzić skrajne emocje niż żadnych. Skrzydłowy praktycznie nie do zatrzymania i… przez to nielubiany przez pozostałych ligowców. Jeśli ktoś nie docenia „Kosy”, to jest po prostu skrajnie nieobiektywny. Brakuje mu tylko potwierdzenia umiejętności na arenie międzynarodowej. W reprezentacji i w europejskich pucharach do tej pory nie błyszczał, ale znając go, to pewnie gotuje się na samą myśl o kolejnych występach w tych rozgrywkach.
1. Robert Demjan
Jeden wielki szok. Prawie 31 lat, ale w stanie dobrym, garażowany. Na poniedziałkowej gali uzbierał klasycznego hatricka – ligowi rywale wybrali go i najlepszym napastnikiem, i najlepszym piłkarzem, a on sam – wykorzystując rzut karny w ostatniej kolejce – ogłosił się królem strzelców. Jego dotychczasowy rekord strzelecki to sześć goli z zeszłego sezonu. Teraz ma czternaście i świadomość, że wszystko, co najlepsze, właśnie się skończyło. No, może oprócz kontraktu życia, pod którym niedługo się podpisze. Ł»ywy dowód na to, że w piłce wszystko jest możliwe.