Bogusław Kaczmarek nieraz przekonywał, że ma zaufanie Andrzeja Kuchara, który od lat jest jego znajomym, a teraz powierza mu poważną misję, a nie zwykłe prowadzenie klubu. Jak widać jednak, cierpliwość właściciela okazała się dokładnie taka, do jakiej w tej lidze przywykliśmy i misja szybko została zakończona. Teraz, zgodnie z ligowym schematem, za trenera X przyjdzie trener Y, nie dostanie ani grosza na transfery, ani nawet czasu, żeby cokolwiek po swojemu poukładać, być może utrzyma się w okolicach środka tabeli i za jakiś rok on też zostanie wywalony, żeby zatrudnić trenera Z. W międzyczasie właściciel oświadczy raz czy drugi, że ma zaufanie do pana szkoleniowca, który musi przeprowadzić klub przez trudny okres.
Taka już nasza ligowa norma.
Kaczmarkowi w ramach jego misji udało się rozegrać jeden pełny sezon w Ekstraklasie (nie wiemy czy to już traktować za sukces, czy w polskich warunkach to ciągle o kilka meczów za mało?). Zajął ósme miejsce w lidze. Wygrał 10 meczów, 8 zremisował i 12 przegrał.
To, co Kaczmarek przez rok pracy niewątpliwie zrobił, to wyczyścił Lechię z dawnego szrotu. Kozans, Sazankow, Vucko, Tadić, Andriuskevicius, Bajić – można tak wymieniać długo, bo piłkarskiego dziadostwa było pod dostatkiem. Gorzej, że w kierunku „do klubu” wykonał niewiele lepsze ruchy. Pieniędzy nie było, więc brał na nos – tych, których znał, którzy w przeszłości gdzieś mu już błysnęli i którzy byli dostatecznie tani. Jako tako sprawdził się Bieniuk, chwilami dawał radę Ricardinho, lepsze i gorsze mecze miewał Brożek. Zgodnie z przewidywaniami zawiódł Rahoui (żeby nie było, że Bobo aż tak się tego szrotu brzydził), dopiero w ostatnich meczach obudził się Rasiak, dokładnie tak jak to ma w zwyczaju grał Buzała.
Miał wprowadzać młodzież, ale o tym już pisaliśmy TUTAJ.
Nie jest wielką tajemnicą, że gdańska szatnia Kaczmarka nie kochała. Nie wszyscy, ale przynajmniej większość zawodników patrzyła na niego trochę jak na lekko zdziwaczałego dziadzia, który miewał swoje odchyły i miał też swoich ulubieńców, których dość otwarcie faworyzował. Wynik – biorąc pod uwagę całość sytuacji w klubie – zrobił przyzwoity. Ósme miejsce Lechii wstydu nie przynosi, choć fatalna wiosna (bilans 3-6-6) i masa głupio straconych punktów rzuca się teraz na jego pracę wyraźnym cieniem. Co by było dalej – czy tylko równia pochyła, czy jednak niekoniecznie – tego się już nie dowiemy, bo przecież właściciele polskich klubów to mistrzowie tracenia zaufania i cierpliwości do ludzi, których zatrudniają.
***
Na koniec przypominamy tylko jeden mały fragmencik wywiadu z Bogusławem Kaczmarkiem, którego jesienią poprzedniego roku udzielił Weszło. Mówił tak:
– Przez dwadzieścia lat jeździłem po Polsce i nigdzie więcej już się ruszać nie zamierzam. Kupiłem mieszkanie w Gdańsku i właśnie w Lechii zamierzam dokonać trenerskiego żywota.
Mamy rozumieć to jako deklarację – albo praca w Lechii, albo emerytura?
– Dokładnie. Powiedziałem to jasno panu Kucharowi…