Ci którzy liczyli, że dzisiejsza konferencja Juppa Heynckesa przyniesie jakiekolwiek odpowiedzi na stosy pytań, które piętrzyły się od momentu jego deklaracji, że nie zostanie na kolejny sezon w Bayernie Monachium, srogo się zawiedli. Heynckes zachował się dziś jak polski właściciel klubu deklarujący wypłatę zaległych pieniędzy – „prawdopodobnie, nie wykluczam, raczej, możliwe, nie mogę powiedzieć na pewno, nie jestem w stanie jednoznacznie zadeklarować”. Kończy karierę? Nie, raczej nie. Chyba nie. Bierze jakiś klub? Były oferty, ale prawdopodobnie nie skorzystam. Możliwe że wolę urlop. Ale jeszcze wrócę. Ale nie do końca wiem kiedy.
Mimo bardzo mglistych deklaracji i niejednoznacznych odpowiedzi, jest kilka tez, które dziś jednoznacznie upadły. Heynckes na pewno nie zostanie w Monachium w jakiejkolwiek roli. Osiągnął tu wszystko, odchodzi na szczycie, zostawia drużynę mistrzów, którzy zaliczyli „The Treble”, ale przyznał że to zajęcie wyczerpujące, wymagające bezustannej pracy, której nie przerwał ani na moment od przegranego ubiegłorocznego finału Ligi Mistrzów, aż do odegrania się w bieżącej edycji. Teza numer dwa – zastąpienie Mourinho w Realu – również została wykluczona. Heynckes powiedział bowiem, że na ławkę chciałby jeszcze wrócić, ale z pewnością nie teraz. Nie ma chyba wątpliwości, że Real nie będzie czekał, aż Jupp wypocznie na Hawajach i powróci do zdrowia psychicznego po trwającej dwanaście miesięcy batalii o spokojny sen, którego nie mógł zaznać od feralnej porażki z Chelsea. Heynckesa nie zgarną więc również wielcy szejkowie inwestujący w Manchesterze, Paryżu i Monako. – Były oferty z klubów, w których pieniądze nie grają roli, ale nie interesuje mnie taka praca – przyznał na konferencji.
Co więc czeka w najbliższej przyszłości niemiecką legendę? Opcje są dwie: albo pięć lat gry w golfa i honorowy powrót w 2018 na jeden, pożegnalny mecz (opcja, nazwijmy to, dudkowa), albo zabarykadowanie się w swojej willi i wyjechanie z niej w najmniej oczekiwanym momencie. Może by gasić pożar w Madrycie, gdy Neymar i Messi okażą się za silni dla sierot po Mourinho? Może ratować inny klub? – Nie lubię słów: 'na zawsze’. Dlatego też nie mówię, że kończę – przyznał Heynckes. Co to tak naprawdę oznacza, wie tylko on sam.
