Legia Warszawa nie tyle odebrała mistrzowskie berło Śląskowi, co je po prostu brutalnie wyrwała i jeszcze zdzieliła nim wrocławian w cymbał. Nie było więc mowy o jakimkolwiek eleganckim przekazywaniu insygniów. Poprzedni właściciele zostali obrabowani, upokorzeni i na pożegnanie dostali kopa w dupę. Dawno nie widzieliśmy takiego lania w ekstraklasie i kto by się spodziewał, że zobaczymy je właśnie przy Łazienkowskiej, w dniu, gdy przyjechał znajdujący się w niezłej ostatnio dyspozycji Śląsk Wrocław. Jeśli dzisiaj Legia miała postawić kropkę nad i, to zrobiła to w sposób niezwykle efektowny.
Dzisiejszy mecz tylko potwierdził to, o czym pisaliśmy kilka tygodni temu – MVP sezonu 2012/2013 był Jakub Kosecki. Ł»aden inny piłkarz swoją obecnością na boisku nie robi aż takiej różnicy. Może i z niego kurdupel, może się śmiesznie ubiera, ale jeszcze śmieszniej wyglądają obrońcy, którzy próbują tego chłopaka dogonić. Gdyby nie on, niewykluczone, że z mistrzostwa cieszyłby się inny klub. „Kosa” to żywe srebro i jeśli Legia miałaby go latem stracić, na skrzydle powstałaby dziura na tę chwilę nie do zasypania. Rok temu zachwycano się Michałem Ł»yrą i dziś można zadać pytanie: jak w ogóle zestawić tych dwóch graczy? Już nawet nie chodzi o suche statystyki, bo i te są znaczące (Ł»yro – 41 meczów w lidze, 3 gole; Kosecki – 39 meczów, 11 goli), ale w ogóle o napędzanie gry zespołu. A przecież Ł»yrze wielu wróżyło międzynarodową karierę, a na Koseckiego dalej niektórzy patrzą z politowaniem. Jacyś upośledzeni intelektualnie piłkarze zagłosowali, że JK to drugi najbardziej przeceniany zawodnik ligi. Cóż, widocznie słowo „przeceniany” było dla nich za trudne. Drodzy gracze, ten „przeceniany” zawodnik właśnie wciągnął was nosem i wysmarkał.
Legia koniec końców sięgnęła po mistrzostwo w wielkim stylu, wiosną przegrała tylko jeden (pierwszy) mecz. Wtedy się śmiano: miało być FC Hollywood, a wyszło Bollywood. Ostatecznie jednak stołeczni kibice obejrzeli całkiem niezłą produkcję, z zaskakującymi zwrotami akcji, porwaniem głównych bohaterów (Ljuboja, Radović) i amerykańskim happy-endem. Biorąc pod uwagę, że legioniści mają dostać do podziału pięć milionów złotych za dublet, była to produkcja wysokobudżetowa.
* * *
Kiedy odsuwano od zespołu Ljuboję, nie brakowało głosów: teraz to już koniec, strzał w kolano, cała gra się opierała na nim!
Jak to w piłce, każdy ma prawo do własnego zdania. Nawet głupiego.
* * *
Urzędnicy miejscy naprawdę sądzili, że jak powiedzą ludziom „idźcie świętować na Agrykolę”, to oni tam pójdą. Kretyni. Oto zdjęcie z centrum miasta, wykonane przez Jakuba Rzeźniczaka…
* * *
Dzień pożegnań. Z ligą albo w ogóle z futbolem pożegnali się dzisiaj między innymi: Tomasz Frankowski, Michał Ł»ewłakow, Piotr Reiss, Kamil Kosowski. No i cudzoziemcy: Ivan Djurdjević, Danijel Ljuboja, Dickson Choto, Kew Jaliens, Sergiej Pareiko…
Frankowski wnosił błyskotliwość i urok, Ł»ewłakow klasę i inteligencję, Reiss szelmowski uśmiech i technikę, a Kosowski zadziorność i taką fajną butę. Każdego będzie brakować.
Kiedy tak co pięć minut żegnano innego piłkarza, zaczęliśmy się zastanawiać: kto w tej lidze będzie grać za rok?
Niestety, najbardziej prawdziwa odpowiedź brzmi – ktokolwiek.
* * *
Jak się okazało, czwartkowy gol Euzebiusza Smolarka uratował Ruch Chorzów. Gdyby nie to trafienie, dzisiaj „Niebiescy” znaleźliby się na ostatnim miejscu w tabeli. Ostatecznie są przedostatni, czyli zostają w lidze dzięki braku licencji dla Polonii Warszawa. Trener Jacek Zieliński powiedział, że czuje się podle, jakby spadł z ligi.
Mimo wszystko – to nie jest do końca tak. Ruch utrzymał się w ekstraklasie sportowo, po prostu jego rywal – Polonia – jechał na niedozwolonym dopingu.
Warszawski zespół dużo punktów zdobył jesienią, kiedy w jego barwach występowali mamieni wielkimi pieniędzmi, ale ostatecznie nieopłacani Baszczyński, Kokoszka, Dwaliszwili, Cotra, Brzyski czy Teodorczyk. Wiosną zespół bez nich radził już sobie bardzo słabo (14 punktów, tylko Widzew zdobył mniej). Tak na to patrzmy: Polonia złamała zasady fair play, wystawiając zbyt dobrych piłkarzy jak na budżet, którym klub dysponował. Gdyby jesienią punktowała tak jak wiosną, skończyłaby ligę na ostatnim miejscu.
* * *
Oczywiście nie zmienia to faktu, że za Ruchem kompromitujący sezon. Nie chce nam się szperać w archiwach, ale zaryzykujemy tezę, że nigdy w historii nie zdarzyło się, by wicemistrz kraju w kolejnym sezonie zajął przedostatnie miejsce. A przecież w Chorzowie nie doszło do żadnej rewolucji personalnej, wciąż grają tam mniej więcej ci sami zawodnicy (oprócz Piecha, który wyjechał do Turcji). 48 straconych goli świadczy o tym, że trener kompletnie nie poradził sobie ze zorganizowaniem gry obronnej. A gdyby w niedzielę Tomasz Frankowski miał lepszy dzień, pękłaby pięćdziesiątka.
Jeśli za kilka dni reprezentacja PZPN nie wygra w Mołdawii, Waldemar Fornalik będzie oczywistym kandydatem na trenera Ruchu w kolejnych rozgrywkach.
* * *
Ł»al Bełchatowa, bo walczył wspaniale. Zresztą, niech przemówi tabela rundy wiosennej (z 90minut.pl)…
Bełchatów miał niesamowity finisz, nie przegrał żadnego z ośmiu ostatnich spotkań. Mało tego – gdyby ułożyć tabelę ostatnich ośmiu kolejek, GKS byłby… pierwszy! Do spółki z Legią Warszawa, ale pierwszy. Pięć zwycięstw, trzy remisy. Nawet Lech Poznań był w tym czasie mniej skuteczny. – Grali lepiej w piłkę od nas, przyjemniej się na nich patrzyło. Gdyby Kamil Kiereś pracował z tym zespołem dłużej, zdobyliby kilka punktów więcej – powiedział Czesław Michniewicz, trener Podbeskidzia.
Piłkarze Bełchatowa tak naprawdę swój cel jednak osiągnęli – grali o to, by się wypromować. Udało się to w zasadzie wszystkim bez wyjątku. W mediach mówi się o Wacławczyku, Zubasie czy Wiluszu, to my wspomnimy o dwóch, którzy też zasłużyli na miłe słowa, a o których nikt nie wspomina – Rafał Kosznik i Adrian Basta. Obaj należeli wiosną do najlepszych bocznych obrońców w lidze, chociaż Basta ostatnio nie grał z powodu kontuzji.
* * *
Kto spuścił Bełchatów? Działacze, który jesienią zwolnili Kieresia, a zatrudnili Złomańczuka. Jakoś nie pchają się ostatnio na afisz.
* * *
Oczywiście, wielkimi zwycięzcami wiosny są zawodnicy Podbeskidzia, którzy nie tylko uciekli Bełchatowowi, ale na ostatniej prostej jeszcze łyknęli Ruch Chorzów. Michniewicz mówił, że w Bielsku potrzebny jest ksiądz, a nie trener, ale ostatecznie trener jednak się przydał i ostatnie namaszczenie odwołano.
Odkąd Michniewicz objął drużynę, wprowadził jedną zasadę – nie świętujemy żadnych pojedynczych zwycięstw, nie tańczymy na boisku, nie śpiewamy w szatni. Nie można cieszyć się, skoro jesteś w strefie spadkowej. Ewentualna radość – dopiero po ostatnim meczu.
Wśród piłkarzy najpierw było zdziwienie, ale szybko zaakceptowali wszystkie zasady. Kiedy Podbeskidzie wygrało w Chorzowie, do szatni wszedł prezes Wojciech Borecki.
– Dlaczego tu tak cicho? Dlaczego się nie cieszycie? – zapytał.
– Z czego mamy się cieszyć? Jeszcze długa droga przed nami – odpowiedział jeden z piłkarzy.
Dzisiaj w Bielsku jest czas na radość do samego rana. Obejrzeliśmy comeback bardziej spektakularny niż ten, który był udziałem prowadzonej przez Szatałowa Cracovii.
A Michniewicz jako trener Podbeskidzia zdobywał średnio 1,9 punktu na mecz. Lepsi w tym sezonie byli tylko Jan Urban (2,23) i Mariusz Rumak (2,03).
* * *
Chwaląc Podbeskidzie, trzeba też pochwalić Dariusza Kubickiego, który zanim dał nogę do Rosji, też wykonał w Bielsku-Białej bardzo dobrą pracę. To utrzymanie jest także jego sukcesem.
* * *
Piąte miejsce w ekstraklasie zajął Górnik Zabrze, który wiosną przegrał dziesięć meczów. Na szczęście w ostatniej kolejce przyszło mu grać na boisku Lechii Gdańsk, gdzie gospodarze groźni bywają tylko dla samych siebie. Bogusław Kaczmarek bajdurzył po ostatnim gwizdku, że gdyby tylko jego zespół punktował tak samo dobrze u siebie, jak na wyjeździe, to by awansował do pucharów.
Cóż, gdyby Podbeskidzie i Bełchatów punktowały jesienią tak jak wiosną, to by znalazły się na podium. Gdyby, gdyby… Za bycie gospodarzem nikt punktów z automatu nie przyznaje, trzeba jeszcze umieć grać w piłkę.
Dzisiaj, drogi Bobo, nie tylko przegraliście z Górnikiem. Dzisiaj bramki strzelili wam Mosnikov i Bonin. Trudno o większe upokorzenie.
* * *
Tomasz Kulawik rozkosznie wyznał przed kamerami, że gra jego piłkarzy w tym sezonie mogła się podobać. Naprawdę, zajebista.
Kibice w całej Polsce nie mogą się doczekać powtórki w przyszłym sezonie. Konkretnie – kibice w Warszawie, Szczecinie, Zabrzu, Chorzowie, Bielsku-Białej, Białymstoku, Łodzi, Lubinie i Gliwicach.
* * *
Jak ważny jest dobry start, pokazał Widzew Łódź. Gdyby spojrzeń na ostatnie 29 kolejek, a nie 30, łodzianie byliby najgorszym zespołem ligi i właśnie żegnali się z ekstraklasą. Gdyby spojrzeń na ostatnie 25 kolejek, mieliby ogromną stratę do przedostatniego miejsca.
W kategorii „przeceniani trenerzy”, Radosław Mroczkowski jest absolutnie numerem jeden. Łodzianie, jak i ich szkoleniowiec, potrafili od sierpnia jechać na opinii.
* * *
Lovrencsics – cóż za gol. Przebić go próbował Paweł Golański, ale zabrakło mu kilku centymetrów. W Poznaniu kręcili „Turbokozaka” w czasie oficjalnego meczu ligowego. Było na czym oko zawiesić.

