فatwiej już zdobyć mistrzostwo – jak Podbeskidzie dokonało niemożliwego

redakcja

Autor:redakcja

02 czerwca 2013, 21:41 • 4 min czytania

Polska piłka przyzwyczaiła nas do wielu nielogicznych, zupełnie niezrozumiałych rzeczy. Ł»e można się po niej spodziewać wszystkiego, to wiemy. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, kto mógł podejrzewać, że GKS i Podbeskidzie stoczą tak zaciętą i tak pasjonująca walkę o utrzymanie? Byliśmy dziś na stadionie w Łodzi, zajrzeliśmy w kilka kątów, porozmawialiśmy z paroma osobami i byliśmy świadkami, jak dla bielszczan impossible is nothing…
Po końcowym gwizdku Czesław Michniewicz siedział na ławce rezerwowych, praktycznie nieruchomy, trzymając w ręce butelkę z wodą. Zamyślony, chyba sam nie dowierzał i jeszcze spięty, bo cały mecz oglądał z boku, na specjalnie ustawionym krzesełku. Ale do rzeczywistości zaczął powracać dzięki kilkunastu kibicom uderzającym rękami w ławkę i skandującym jego nazwisko. Na początku jakby nie wiedział, czy to o niego chodzi, po chwili był już w objęciach obcych sobie ludzi. To wieczór jego i wieczór drużyny.

فatwiej już zdobyć mistrzostwo – jak Podbeskidzie dokonało niemożliwego
Reklama

***

Michniewicz: – Szkoda, że zabrakło tego jednego miejsca, by utrzymał się jeszcze GKS. Utrzymać mógł się tylko jeden zespół, a akurat padło na nas. Nie graliśmy pięknie, Bełchatów grał piłkę ładniejszą, my musieliśmy grać skutecznie, mając takich, a nie innych piłkarzy. Nikt nie pokazał takiego serca w lidze jak my, nikt wcześniej czegoś takiego w ogóle nie dokonał. Szkoda mi GKS-u, zabrakło im punktu. Gdyby Kamil pracował cały czas, nie został na pewien czas odsunięty, to te dwa „oczka” więcej by zdobyli. Ł»ałuję, że to nie Ruch, że to nie inne zespoły, które – to będzie niepopularne stwierdzenie – grały sobie wiosnę bardzo luzacko… Co było trudniejsze: dzisiejsze utrzymanie czy mistrzostwo z Zagłębiem? Utrzymanie. Każdy trener, który doświadczył takich meczów o życie, wie na czym to polega.

Reklama

***

Sam mecz? Nie ma co ukrywać, to nie były fajerwerki, to nie był żaden spektakl. Widoczna była jedna drużyna, która w tym sezonie nie gra już kompletnie o nic i druga, która ma nie stracić gola i wyszarpać trzy punkty. Piłkarzom Widzewa przez długi czas kompletnie się nie chciało: brakowało agresji, brakowało pomysłu, a jak już ktoś uderzał, to jak najdalej od tego dużego prostokąta. Jedyny, który nam się podobał, to Phibel – gość w każdym elemencie radził sobie z Demjanem, więc ten grał potem jak najdalej od niego. Podbeskidzie znów pokazało to, co z rundy wiosennej doskonale znamy i znów ta konsekwencja, agresja, waleczność i wybieganie przyniosły efekt.

***

Patrząc na postawę tego rozleniwionego przez blisko godzinę Widzewa, mamy tylko nadzieję, że dzięki reformie, kiedy każdy będzie miał o co grać do samego końca, takich meczów po prostu unikniemy.

***

Jeden z piłkarzy Podbeskidzia: – To był ciężki mecz, w dodatku w naprawdę rudnych warunkach. Duszno było dzisiaj…

Inny z zawodników: – To, czego dokonaliśmy, jest niesamowite. Ale naprawdę, nigdy więcej takich rzeczy. Niewyobrażalne emocje i niewyobrażalny stres.

***

Robert Demjan: – Szczerze? Nigdy bym się nie spodziewał, że zostanę królem strzelców. Tym bardziej, że po rundzie jesiennej miałem marne cztery bramki, całej drużynie nie szło. Ale liczy się najbardziej to, że udało się w lidze utrzymać. Kurde, to był ciężki mecz, Widzew walczył, a i walczył też GKS, o czym w Łodzi informował spiker. Nie pomagało to, nie ma co ukrywać. Jak objęliśmy prowadzenie 2:0 i usłyszeliśmy o prowadzeniu 2:0 Bełchatowa, to momentalnie straciliśmy gola. Ale dobrze, że to już za nami – mówił Demjan.

***

Bartłomiej Konieczny w jednej z luźnych rozmów: – Pamiętam, jak po tych porażkach, mama przysłała smsy „Nie przejmuj się”. A dzisiaj, to już dostałem z dwadzieścia pięć wiadomości, że przecież każdy wierzył.

Konieczny: – Ale w drugiej połowie widziałem, że jakoś bardzo wam zależało.
Broź: – Nieee, wszystko normalnie było.

***

Podbeskidzie nie zaplanowało żadnej imprezy na koniec sezonu. Prezes Wojciech Borecki przyznaje, że trudno było cokolwiek planować, skoro nie było wiadomo, czy w ogóle będzie co świętować. Szampany? Nie, je też odpuścili. Jedynie koło autokaru zebrała się grupka kibiców, trzymała dwie butelki szampanów, ale na tyle osób, to niezbyt wiele. Roześmiany Czesław Michniewicz poganiał jeszcze piłkarzy na koniec: – Jedźmy już, bo zamkną monopolowy.

Panowie, zasłużyliście. Podbeskidzie szło, szło i doszło. Czapki z głów za to, co zrobiliście.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama