Koniec sezonu to odpowiednia pora, by rozpocząć szereg podsumowań w Ekstraklasie. Dziś rano (TUTAJ) rozliczyliśmy Pavla Hapala, który sprowadził Zagłębie do poziomu drużyny bez zalet, a teraz czas się wziąć za Bobo Kaczmarka. Przypomnijmy – trener Lechii Gdańsk postawił sobie przed rozgrywkami dwa cele – osiągnąć przyzwoity wynik i wprowadzić do zespołu jak najwięcej młodzieży. Pierwsze udało mu się jako tako, bo choć jego zespół pewnie zakończy sezon w górnej połówce, to jednak – takie są fakty – o stuprocentowe utrzymanie walczył do… 25 maja. A co z drugim celem? Cóż, przyjrzyjmy się tym gdańskim młodzieżowcom (od 1992 w dół).
Paweł Dawidowicz – 1 mecz, 13 minut
Przemysław Frankowski – 7 meczów, 274 minuty
Rafał Janicki – 24 mecze, 2093 minuty
Łukasz Kacprzycki – 13 meczów, 529 minut
Damian Kugiel – 3 mecze, 32 minuty
Kacper Łazaj – 11 meczów, 225 minut
Wojciech Zyska – 3 mecze, 145 minut
Teoretycznie można więc powiedzieć, że Kaczmarek dał pograć siedmiu zawodnikom, ale jeśli przeanalizujemy kolejne przykłady, to podsumowanie już nie będzie tak kolorowe. Janicki bowiem występuje w pierwszym składzie już od poprzedniego sezonu, a cała reszta praktycznie nie dostała poważnej szansy (choć nie wykluczone, że po prostu na to nie zasługiwała) i żaden z nich nie wywalczył sobie miejsca w jedenastce. Co prawda nie najgorzej wyglądają liczby Frankowskiego, Kacprzyckiego czy Łazaja, ale trudno powiedzieć, by odegrali na przestrzeni sezonu jakąś większą rolę. Wchodzili raczej na ogony, od święta w pierwszym składzie, i choć Łazaj i Frankowski strzelili nawet gole, to raczej dawano im szansę na zasadzie: „niech młody wejdzie i otrzaska się z Ekstraklasą”. Kacprzycki natomiast, mimo szczerych chęci, notorycznie zawodził i fizycznie odstawał pewnie nawet od samego Kaczmarka. Nikt po tym sezonie nie wziąłby nikogo z tej siódemki w ciemno, a przecież taki był cel sympatycznego Bobo – wprowadzać i promować gdańską młodzież.
Oczywiście nie chcemy sprowadzać pracy Kaczmarka do poziomu dna i wywlekać na wierzch samych minusów, bo po odejściu Razacka nie miał łatwo, za jego kadencji błysnęli w końcówce Duda i Rasiak, a i niewykluczone, że Kugiel czy inny Zyska po pierwszych szlifach jesienią wyrosną na gwiazdy ligi, ale na tę chwilę to raczej doszukiwanie się komplementów na siłę. I tak jak w przypadku Hapala – dalecy jesteśmy od apelowania, by zwolnić trenera, ale wynik osiągnięty przez Bobo to raczej minimum przyzwoitości. Co idealnie odzwierciedlają gdańskie trybuny…