Jacek Bednarz spotkał się dziś z Kamilem Kosowskim i poinformował go, że klub nie ma zamiaru przedłużać jego kontraktu, który wygasa po sezonie. – Nie dostałem nowej oferty. To już na sto procent przesądzone, że w niedzielę z Zagłębiem gram ostatni mecz w barwach Wisły – mówi „Kosa” w krótkiej rozmowie z Weszło. Kilka tygodni temu zapowiedział, że jeśli nie zostanie w Wiśle o rok dłużej, to odwiesi buty na kołek. Dziś nie chce ostatecznie przesądzać chociażâ€¦ – Jest to bardzo prawdopodobne – przyznaje. – Sprawy są jeszcze zbyt świeże, dlatego dam sobie jeszcze tydzień na poukładanie tego w głowie i wtedy być może – choć nie będzie to wielkim wydarzeniem ani na skalę międzynarodowym, ani krajową – ogłoszę to, co nieuchronne.
„Kosa” twierdzi, że nie czuje żalu do działaczy, choć jednocześnie nie uważa by piłkarsko odstawał od reszty kadry. – Jestem na tyle wiekowym zawodnikiem, że przychodząc do Wisły musiałem liczyć się z tym, że taki może być mój koniec. To i tak był duży prezent ze strony pana Cupiała, pana Pilcha i Jacka Bednarza, że pozwolili mi jeszcze pół roku pośmigać w koszulce Wisły. Za to im dziękuję. Starałem się, wydaje mi się, że formą boiskową jakoś się broniłem. Mocno pracowałem, żeby grać na poziomie, ale nie dziwię się trenerowi, że wolał stawiać na młodszych zawodników – Małeckiego i Sarkiego, którzy w przyszłości mogą stanowić o sile tej drużyny – mówi Kosowski. – Obu zresztą starałem się pomagać. Z Małeckim na początku mieszkałem w jednym pokoju, z Sarkim też kilka razy rozmawiałem. Później w jego przełomowym meczu w Białymstoku oddałem mu wolnego, po którym strzelił gola i jeszcze zacząłem akcję, która zakończyła się jego asystą przy bramce Boguskiego – wspomina.
W niedawnej rozmowie z Weszło Arkadiusz Głowacki mówił o tym, ze Kosowski wniósł do szatni Wisły przede wszystkim sporo ożywienia, choć z biegiem czasu różnie z tym bywało. Miewał lepsze i gorsze momenty. – Byłem bardzo szczęśliwy, że mogę wrócić do swojego klubu i starałem się zarazić optymizmem chłopców, którzy byli zdecydowanie przygaszeni i zdołowani po pracy z trenerem Probierzem. Uważam, że mi się to udało. Później bywało różnie, chociaż te moje słabsze momenty spowodowane były sprawami osobistymi, a nie nastawieniem do klubu. Od zawsze miałem tak, że o własnych problemach najlepiej potrafiłem zapomnieć na boisku i tutaj przez chwilę było mi to dane. Nie zawsze da się ciągnąć dwudziestu chłopa za uszy. Czasami człowiek sam potrzebuje wsparcia i to akurat dała mi Biała Gwiazda – podkreśla.
„Kosa” nigdy nie obawiał się w ostrych słowach recenzować gry zespołu. Robił to także w tym sezonie, choć dziś twierdzi, że jest za wcześnie, aby wyrokować, jaka przyszłość czeka Wisłę w kolejnym. – Prezes Bednarz powiedział dziś, że czerwiec zapowiada się jako czas pożegnań, a już lipiec to okres, w którym będziemy widzieć, w którym kierunku ten klub zmierza. Na dziś Wisła nawet nie ma trenera, bo przecież Kulawik odejdzie po sezonie. Jeśli nowym będzie Smuda, to z mojej strony tylko słowa „wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia i powodzenia”. Nic do niego nie mam. Gdybym został, to byśmy się dogadali. Oby kibice Wisły dostali to, na co zasługują.